Ile wyniosła inflacja w lipcu? Jedno jest pewne, taniej już było
Czerwiec był ostatnim miesiącem, kiedy inflacja w Polsce utrzymała się w przedziale dopuszczalnych odchyleń od celu Narodowego Banku Polskiego. W lipcu wyraźnie wzrosła, głównie na skutek częściowego odmrożenia cen energii dla gospodarstw domowych. Ale to niejedyny powód - drożeje też żywność, w górę idą ceny usług. Ekonomiści tłumaczą, jakie są tego powody, wskazują też poziom inflacji na koniec roku.
- W lipcu oczekiwany jest wyraźny wzrost inflacji w ujęciu rocznym w porównaniu z czerwcowym odczytem na poziomie 2,6 proc.,
- Głównym czynnikiem napędzającym wzrost cen jest częściowe odmrożenie taryf energetycznych, jednak to nie wszystko,
- Ekonomiści widzą też ryzyko wzrostu cen żywności, bo na zbiory krajowych owoców i warzyw wpływa susza,
- W efekcie inflacja długo jeszcze nie osiągnie szczytu, a RPP - nie obniży stóp procentowych.
W czerwcu inflacja wyniosła 2,6 proc. w ujęciu rocznym. Cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego to 2,5 proc. z dopuszczalnym odchyleniem o 1 pkt proc. w górę i w dół, co daje przedział 1,5-3,5 proc. Tak więc inflacja zmieściła się w nim - ale lipiec przyniesie już wyraźne podbicie wskaźnika cen konsumenckich. Nie o jedną czy dwie dziesiąte punktu procentowego, a - jak wskazują ekonomiści - o sporo ponad jeden punkt procentowy.
Główny Urząd Statystyczny (GUS) poda tzw. szybki szacunek inflacji za mijający miesiąc w środę 31 lipca. Wiadomo już jednak, że głównym "winowajcą" wzrostu CPI jest częściowe odmrożenie taryf energetycznych, na co od 1 lipca zdecydował się rząd Donalda Tuska.
"Szacujemy, że wzrost rachunków za gaz i energię elektryczną podbiją inflację o ok. 1,3-1,5 pkt. proc." - napisali w swojej prognozie ekonomiści ING Banku Śląskiego. "Spodziewamy się, że odmrożenie cen energii powiększy wskaźnik o około 1,5 pkt procentowego" - to z kolei prognoza Polskiego Instytutu Ekonomicznego. "W lipcu inflacja prawdopodobnie przyspieszy do ok. 4 proc. ze względu na ceny energii" - wskazują eksperci z mBanku.
- Jeśli chodzi o czekający nas skok inflacji w lipcu, tutaj nie ma zaskoczenia - wszyscy analitycy od dłuższego czasu spodziewają się, że będzie on związany z częściowym odmrożeniem taryf energetycznych dla gospodarstw domowych - mówi Interii Biznes Kamil Łuczkowski, ekonomista Banku Pekao. - Według naszych szacunków, przeciętny rachunek dla gospodarstwa domowego, zarówno za prąd, jak gaz, wzrośnie o około 20 proc. w lipcu, co podbije inflację ogółem o prawie 1,5 pkt. proc. Pamiętając, że inflacja w czerwcu wyniosła 2,6 proc. rdr, spodziewamy się, że w lipcu wskaźnik CPI wzrośnie do ok. 4 proc. w ujęciu rocznym. To częściowe odmrożenie taryf energetycznych jest głównym czynnikiem napędzającym inflację; inne składowe zachowują się dość stabilnie.
- Inflację ogółem w lipcu widzimy na poziomie 4,3 proc., przy czym wzrost cen nośników energii szacujemy na średnio 12 proc. - mówi nam Marcin Luziński, ekonomista Santander BP.
- Zakładamy także wyższe ceny żywności - w Polsce mamy suszę; wprawdzie nie jest to nic zaskakującego, bo zmiany klimatu sprawiły, że mamy ją praktycznie co roku. Niemniej zakładamy, że jej efekt pojawi się w cenach, a ujawni się zwłaszcza we wrześniu-październiku, kiedy na rynek krajowy wejdą warzywa i owoce z tegorocznych zbiorów - dodaje nasz rozmówca. - Ceny żywności odbijają też globalnie, pojawiły się niepokoje o zbiory zbóż w Europie, co skutkuje wzrostem cen - skoro tak, to będzie to miało wpływ na ceny mąki, pieczywa, ale też paszy dla zwierząt, a zatem i mięsa.
A jak na inflację wpłyną koszty opłat z tytułu użytkowania mieszkania, o których obecnie dużo się mówi za sprawą rosnących stawek za wodę?
- Historia pokazywała, że wpływ inflacji w tych kategoriach związanych z użytkowaniem mieszkania - a więc cen dostarczania zimnej wody, kanalizacji, wywozu śmieci - ujawniał się w sposób stopniowy - wskazuje Kamil Łuczkowski z Banku Pekao. - Taryfy, na podstawie których te ceny są ustalane, są ustalane oddzielnie dla samorządów i nie mają charakteru ogólnokrajowego, jak w przypadku taryf na energię. W związku z tym moment wprowadzania podwyżek przez samorządy jest różny i wpływ tych podwyżek w efekcie jest mocno rozłożony w czasie.
- Łącząc to z niedużym udziałem takich usług w koszyku inflacyjnym, można spodziewać się, że podwyżki w tym zakresie będą miały nieduży dodatni wpływ na inflację, będzie on też rozłożony w czasie - tłumaczy ekonomista.
Większym problemem jest natomiast inflacja bazowa (miara CPI nie uwzględniającej wzrostu cen żywności i energii) i jej lepkość, czyli uporczywe utrzymywanie się na podwyższonym poziomie.
- Spodziewamy się utrzymywania się inflacji bazowej na podwyższonym poziomie - na koniec roku prognozujemy, że wyniesie ona 4 proc. wobec 3,6 proc. obecnie - potwierdza Marcin Luziński z Santandera. - Będą ją podbijać rosnące ceny frachtu, rosnące ceny energii i wciąż wysokie tempo wzrostu kosztów pracy. Te w ostatnich kwartałach stały się najszybciej rosnącym elementem kosztów firm i przedsiębiorstwa w ankietach wskazują, że to one najmocniej wpływają na ich koszty ogółem i w efekcie na ceny. Ponieważ zakładamy, że dwucyfrowy wzrost płac utrzyma się w Polsce do końca tego roku, to firmy będą nadal mierzyć się z tym problemem i będzie to podbijało inflację bazową poprzez ceny usług - tym bardziej, że w firmach usługowych koszty pracy to większa część kosztów niż w firmach przemysłowych.
- W przypadku inflacji bazowej, w ujęciu rok do roku będziemy zbliżać się do cyklicznego minimum tego wskaźnika. Obstawiamy, że dołek ten wyniesie ok. 3,5 proc. w III kwartale, może na przełomie III i IV kwartału. Później jednak widzimy jej powolny, stopniowy wzrost, jako że inflacja bazowa jest mocno lepkim bytem i jej zmiany nie będą postępować gwałtownie - tłumaczy Kamil Łuczkowski z Pekao. - W efekcie na koniec roku spodziewamy się inflacji w okolicach 4,5 proc.
- W końcówce roku widzimy inflację w przedziale 5,0-5,5 proc. - mówi z kolei Marcin Luziński z Santandera. - Trzeba jednak zaznaczyć, że ten wzrost, którego my się spodziewamy, zakłada w miarę dobrą koniunkturę w polskiej gospodarce. My spodziewaliśmy się, że po słabym 2023 r. nastąpi ożywienie (ten scenariusz zrealizował się na przełomie 2023 i 2024 r.), a potem wzrost utrzymywać się będzie na poziomie 3 proc., dopóki nie nadejdzie mocniejszy impuls w postaci napływu środków unijnych pod koniec 2025 r. Tego scenariusza na razie się trzymamy, dane jeszcze nas nie skłaniają do rewizji - ale widzimy już ryzyko korekty w dół i jeśliby koniunktura faktycznie się obniżyła, to prognozy inflacji trzeba będzie też ściąć.
Ekonomiści mBanku prognozują natomiast, że 2024 rok zakończymy z inflacją w przedziale 5,5-6,0 proc., podobnie jak koledzy zakładając "lekkie odbicie" w inflacji bazowej. "Co warte odnotowania, lokalny szczyt inflacji nie zrealizuje się w tym roku, a w pierwszym kwartale 2025 roku" - dodają.
Jest to tym bardziej prawdopodobne, że - o ile rząd nie pospieszy z kolejną interwencją - od stycznia 2025 r. przestanie obowiązywać obecna cena maksymalna energii elektrycznej ustalona na poziomie 500 zł/MWh; w rachunkach gospodarstw domowych powróci też tzw. opłata mocowa, którą ustawa o bonie energetycznym zawiesiła na czas II półrocza. A dalszy wzrost inflacji to dalsze wyczekiwanie ze strony Rady Polityki Pieniężnej, która nie będzie spieszyć się z obniżką stóp procentowych.
"Nasze obecne prognozy wskazują, że inflacja konsumencka będzie rosła i osiągnie szczyt (prawdopodobnie powyżej 6 proc. r/r) w marcu przyszłego roku. W takich warunkach RPP utrzyma w najbliższych miesiącach stopy procentowe bez zmian" - prognozują ekonomiści ING BSK, wskazując na możliwość pierwszej obniżki dopiero w II kwartale 2025 roku.
Katarzyna Dybińska