W skrócie
- Ministerstwo Sportu i Turystyki proponuje utworzenie serwisu Poland Travel do rezerwacji noclegów. Branża turystyczna krytykuje pomysł, porównując go do rozwiązań z czasów PRL.
- Przedstawiciele branży proponują, aby walczyć z szarą strefą najmu turystycznego m.in. za pomocą bonusów dla turystów.
- Eksperci uważają, że wpływy z opłaty turystycznej powinny trafiać do samorządów i wspierać lokalną infrastrukturę, a nie zasilać budżet centralny ani finansować państwowego portalu do rezerwacji noclegów.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Podczas niedawnego posiedzenia sejmowej podkomisji stałej ds. turystyki wiceminister Ireneusz Raś poinformował, że Ministerstwo Sportu i Turystyki pracuje nad wprowadzeniem opłaty turystycznej.
Ministerstwo ogłosiło "polski Booking". "Myśmy już coś takiego przerabiali [...] nie przetrwało"
Resort chciałby też stworzyć platformę rezerwacyjną, która miałaby konkurować z komercyjnymi portalami. Serwis otrzymał roboczą nazwę Poland Travel. Chociaż Raś zaznaczył, że platforma "pewnie nie wygra" z dużymi serwisami, to media i tak nazwały ją "polskim Bookingiem". Stworzenie rządowego serwisu do rezerwacji noclegów krytykuje branża turystyczna.
"Pomysł utworzenia krajowej platformy rezerwacyjnej jest absurdalny. Mamy przykłady innych europejskich gospodarek opartych na turystyce i nie znam takich centralnych rozwiązań, które by się tam sprawdziły"
- ocenił Piotr Piwowarczyk, prezes Świnoujskiej Organizacji Turystycznej. Dodał, że "największe platformy typu Booking mają ugruntowaną pozycję i nie zastąpi ich nowa platforma państwowa".
Wiceprezes ŚOT Michał Faligowski porównuje koncepcję resortu turystyki do pomysłów gospodarczych z czasów PRL. "Myśmy już coś takiego przerabiali. To się nazywało Orbis i w warunkach gospodarki rynkowej nie przetrwało" - skomentował.
Faligowski ocenił, że rządowe inicjatywy dotyczące rozwoju branży turystycznej i hotelarstwa podejmowane po 1989 r. nie przyniosły sukcesu. Tu wskazał na Polski Holding Hotelowy i programy, które miały wspierać wypoczynek np. osób z niepełnosprawnościami.
"To są przedsięwzięcia generujące koszty, ale trudno wskazać ich wymierne efekty" - ocenił Faligowski. "Wymyśla się coś nowego, a później o tym zapomina" - dodał.
Szara strefa w turystyce. Branża mówi, jak z nią walczyć
Przedstawiciele ŚOT, przyznają, że w turystyce tzw. szara strefa jest poważnym problemem, a część obiektów i usług funkcjonuje "poza systemem". W miejscowościach nadmorskich mieszkania, apartamenty są wynajmowane na krótkie pobyty, ale nikt tego nie rejestruje, zatem właściciel nie odprowadza podatków, turyści nie wnoszą opłat uzdrowiskowych.
Piwowarczyk podkreślił, że popiera inicjatywy, które mają ograniczyć to zjawisko. "Ale nie wymyślajmy centralnych systemów rezerwacji, tylko sięgnijmy po rozwiązania sprawdzone w innych krajach, np. u naszych zachodnich sąsiadów" - stwierdził, dodając, że należy zastosować "metodę marchewki, nie kija". "Bez angażowania dużych środków publicznych. Bez centralnego opodatkowywania hotelarzy. Centralizacja jest zwykle nieskuteczna" - powiedział ekspert.
Jego zdaniem przedsiębiorców z branży hotelarskiej, gastronomicznej i transportowej należy przekonywać do włączania się w sieć autoryzowanych podmiotów, świadczących usługi w danym mieście czy regionie. Zachętą może być np. karta turysty, którą Świnoujście planuje wprowadzić od kwietnia 2026 r. Będzie ona powiązana z opłatą uzdrowiskową. Dzięki niej turyści zyskają różne bonusy: zniżki w restauracjach, darmowy wstęp do niektórych obiektów, bezpłatne korzystanie z toalety przy plaży itp.
Piwowarczyk wyjaśnił, że osoby, które będą "po cichu" wynajmować pokoje czy mieszkania, nie wydadzą takiej karty. Gość będzie więc wiedział, że obiekt działa w szarej strefie. "Nie skorzystają z przywilejów, więc może następnym razem wybiorą rejestrowany nocleg" - zauważył Piwowarczyk.
Zdaniem branży opłata turystyczna powinna trafiać do gmin
Prezes ŚOT uważa także, że wpływy z opłat turystycznych, czy uzdrowiskowych nie powinny trafiać do budżetu centralnego, a bezpośrednio do samorządów i być w całości przeznaczane na ich potrzeby.
Zaproponował także, by polskie gminy turystyczne i uzdrowiskowe pobierały opłaty od gości nie na podstawie noclegów, ale od pierwszego dnia pobytu na ich terenie. Jako przykład wskazał "kurtaxe" na niemieckiej wyspie Uznam. "Pobierają 3,75 euro za dzień i ta opłata jest, generalnie, akceptowana przez turystów, bo się im opłaca. Umożliwia m.in. bezpłatne korzystanie z transportu" - wskazał Piwowarczyk.
Karol Wagner z TIG o "polskim Bookingu". "Poszukiwanie wartości politycznej"
Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej uważa, że każdy ruch państwa, który odbiera zewnętrznym pośrednikom pieniądze polskich przedsiębiorców, jest zasadny. Jednak - jak wskazał - zapowiadana rządowa platforma Poland Travel "nie ma szans wygrać z tak dużymi podmiotami, jak np. Booking". Jego zdaniem sama idea jest warta rozważenia, ale "wymaga drastycznych i radykalnych korekt oraz dalszej pracy".
Ocenił, że budowa takiego portalu to "poszukiwanie wartości politycznej w oparciu o niezdiagnozowany stan rynku".
"Skoro wiceminister sam mówi, że z Bookingiem nie wygramy, to projekt jest położony na starcie. Przedsiębiorcy dziś nie próbują z Bookingiem walczyć, tylko go wyprzedzać"
- stwierdził Wagner.
Zdaniem przedstawiciela TIG, w szarej strefie działa więcej niż 30-35 proc. obiektów, a państwowa platforma - jak mówił - "nie zachęci ich do legalizacji, a raczej odstraszy". Przypomniał, że samorządy jeszcze przed pandemią analizowały tworzenie systemów rezerwacyjnych, ale "nie mają środków ani zaplecza", bo koszt budowy i utrzymania profesjonalnego portalu może wynieść kilkanaście milionów złotych. "Turyści z kolei nie ufają mało znanym platformom - to problem globalny" - podsumował ekspert.
Przedstawiciel TIG uważa, że opłata turystyczna powinna być pobierana przez gminy i przeznaczana na lokalną infrastrukturę oraz obsługę ruchu turystycznego, a nie na budowę państwowej platformy do rezerwacji. Podkreślił przy tym, że branża jest za jej wprowadzeniem i nie boi się nazywać jej wprost podatkiem.
"Nie może być żadnej możliwości, by pieniądze trafiały do budżetu centralnego i wracały później w formie dotacji. Tu stawiamy bezwzględne weto" - wskazał Wagner. Odwołał się przy tym do przykładu Tatrzańskiego Parku Narodowego, który "oddaje wpływy z biletów do centrali, a potem prosi o środki na naprawę szlaków".












