Prezydent Karol Nawrocki złożył w Sejmie projekt ustawy, która ma obniżyć ceny energii o 33 proc., zgodnie z obietnicą złożoną w kampanii wyborczej. Propozycja prezydenta zakłada obniżenie stawki VAT na energię elektryczną z 23 proc. do 5 proc., praktyczne zniesienie obecnych opłat dodatkowych, takich jak mocowa, OZE, przejściowa czy kogeneracyjna i ograniczenie opłat dystrybucyjnych m.in. poprzez zmianę stopy zwrotu dla operatorów sieci.
Opłata dystrybucyjna na nowych zasadach. "Zaproponowaliśmy ograniczenie WACC"
Znaczną część końcowego rachunku za energię (nawet 30-40 proc.) stanowią opłaty dystrybucyjne, czyli koszty związane z dostarczeniem energii do odbiorców, utrzymaniem infrastruktury i jej modernizacją. To właśnie w tym obszarze prezydent widzi największą przestrzeń do redukcji obciążeń.
Projekt przewiduje ograniczenie wysokości zysków operatorów systemów dystrybucyjnych, które obecnie są uznawane za jedne z najwyższych w sektorze infrastrukturalnym. Mechanizmem mającym to zapewnić jest obniżenie stopy zwrotu z kapitału (WACC), na podstawie której ustalane są taryfy dystrybucyjne. Prezydent proponuje redukcję tej stopy do 7 proc., co, w jego ocenie, nadal gwarantowałoby stabilne funkcjonowanie spółek, ale zahamowałoby ich nadmierne marże.
Wanda Buk, wiceprezes PGE w czasie rządów PiS-u oraz współautorka projektu ustawy, zwraca uwagę, że od 2022 roku realna stopa zwrotu z zainwestowanego kapitału w spółkach dystrybucyjnych dynamicznie wzrosła - w PGE Dystrybucja z 5,6 proc. do aż 12,9 proc. Jej zdaniem taki poziom zwrotu jest nieuzasadniony, ponieważ spółki dystrybucyjne działają w warunkach monopolu i minimalnego ryzyka, dlatego w całej UE ten sektor objęty jest regulacjami taryfowymi.
- Zaproponowaliśmy ograniczenie WACC (średnioważonego kosztu kapitału) do poziomu stopy procentowej NBP + 3 proc. Przy obecnym poziomie stóp dałoby to dopuszczalny zwrot rzędu 7,25 proc. Co ważne, takie ograniczenie maksymalnego zwrotu z inwestycji nie jest niczym nadzwyczajnym - podobne rozwiązania wdrożono m.in. we Francji - tłumaczy Buk.
Przeciwko koncerny energetyczne. "Takie cięcie wymagałoby od nich racjonalizacji zatrudnienia"
Wprowadzenie tej zmiany budzi jednak kontrowersje. Entuzjastycznie przyjmują ją zwolennicy elektryfikacji gospodarki, w tym ogrzewania i transportu. Bardziej sceptyczne są spółki dystrybucyjne, dla których obniżenie WACC może znacząco uderzyć w dotychczasowe modele finansowania - zauważa Bartłomiej Orzeł, ekspert ds. energetyki z think tanku Project Tempo.
- Jeśli chodzi o opłaty dystrybucyjne, to propozycja prezydenta zakłada ograniczenie stopy zwrotu WACC z zainwestowanego kapitału do 7 proc. Przypominam, że to nadal sporo powyżej inflacji, więc spółki nie będą tracić, tylko mniej zyskiwać. Dziś to 11-13 proc. - dla operatorów żyła złota - tłumaczy Orzeł. - Tutaj jednak widzę ryzyko wdrożenia, bo będzie z pewnością gigantyczny opór koncernów energetycznych, które finansują sobie - obok faktycznej transformacji - z pieniędzy obywateli wewnętrzną politykę kadrową, podwyżki, premie i takie cięcie wymagałoby od nich racjonalizacji zatrudnienia czy wydatków, a tu już wejdą do gry związki zawodowe. I tej karty prezesi nie zawahają się użyć - przyznał w rozmowie z Interią Biznes.
Jak zauważa Grzegorz Onichimowski, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych, cytowany przez businessinsider.pl, problemem jest również fakt, że "te same osoby, które są autorami tych propozycji, gdy były w spółkach Skarbu Państwa podpisywały z prezesem Urzędu Regulacji Energetyki kartę sprawiedliwej transformacji, w której zagwarantowano pozostawienie aktualnych stawek WACC niezmienionych do 2030 r.".
Również Maciej Burny z firmy doradczej Enerxperience zauważa, że decyzja o wysokości stawki WACC należy do URE, który jest niezależny od rządu. "Jeśli prezes URE uzna, że inwestycje podejmowane przez spółki to koszty uzasadnione, powinien je ująć w taryfie" - mówi, w odpowiedzi na pytania "Rzeczpospolitej".
Zdaniem Burnego, zmiany w wysokości opłaty dystrybucyjnej uderzą głównie w spółki z udziałem Skarbu Państwa, których EBITDA opiera się obecnie na dystrybucji. "Dobre warunki w segmencie dystrybucji rekompensują spółkom straty wynikające z produkcji energii elektrycznej w starszych elektrowniach węglowych, które muszą utrzymać w eksploatacji ze względów bezpieczeństwa dostaw. Przychodami przesyłowymi mogą także finansować inwestycje w dekarbonizację" - dodaje sekretarz i członek rady zarządzającej Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej w latach 2012-2018, cytowany przez "Rzeczpospolitą".
Projekt prezydenta "Tani prąd - 33 proc." wywołał znaczące spadki cen akcji spółek posiadających w swoich grupach firmy dystrybucyjne. Zjawisko to nastąpiło w dniu ogłoszenia projektu (7 listopada) tuż po godzinie 11:00, gdy zaczęły napływać pierwsze szczegółowe informacje o proponowanych zmianach prawnych. I trwa do dzisiaj. Inwestorzy giełdowi obawiali się, że ich wprowadzenie, nawet częściowe, może znacząco obniżyć przyszłe zyski. We wtorek akcji PGE potaniały o kolejne 6,46 proc., Enei o 9,66 proc., Tauronu o ponad 11 proc., a Energii o około 5,5 proc.
Przecena spółek energetycznych to nie tylko efekt propozycji legislacyjnej prezydenta. Rząd zaczął prace nad ew. obniżeniem stawek dystrybucyjnych (w tym wskaźnika WACC). O co chodzi? Zarządzenie Ministra Energii (Dz.U. Ministra Energii poz. 9/2025) to de facto powołanie specjalnego Zespołu do spraw poprawy efektywności kształtowania taryf sieciowych energii elektrycznej. Cel? Wypracowanie rekomendacji dot. kształtowania przyszłych taryf, w tym tych sieciowych.
Obniżka VAT. "Projekt ten jest nierealny"
Wątpliwości budzą jednak pozostałe punkty ustawy. Zdaniem prezesa PSE w propozycji czterokrotnie zaniżono koszt obniżki VAT, szacując go na 3,5 mld zł. Według Onichimowskiego wynosi on 14 mld zł. "Ze względu na koszty projekt ten jest nierealny, jedynym celem głowy państwa jest więc zyskanie politycznych punktów" - wytyka prezes PSE w odpowiedzi na pytania portalu businessinsider.pl.
Zarzuty te, na platformie X, odparła Wanda Buk. "A to proszę o szczegóły, bo to, że MF umie w kreatywną księgowość (szczególnie jak nie chce czegoś robić) to mi się obiło o uszy" - napisała.
Emilia Chlipała-Faltyn












