Niemcy wybierają, gospodarka w centrum uwagi. Jaką drogą pójdą?
Wyniki przyspieszonych wyborów do Bundestagu w Niemczech rozstrzygną o tym, czy największa gospodarka Unii Europejskiej odwróci negatywne tendencje i podniesie się z recesji. Poprzednia koalicja rządząca u zachodnich sąsiadów Polski rozpadła się przez kwestie ekonomiczne. Teraz też to one wysuwają się na plan pierwszy, bo niemiecka lokomotywa stanęła i potrzebuje nowego paliwa.
Koalicja SPD, FDP i Zielonych pod wodzą kanclerza Olafa Scholza rządziła Niemcami od 2021 r. Tarcia w sojuszu trzech partii nieuchronnie się zdarzają i przez te wszystkie lata w Niemczech też ich nie brakowało - ale bezpośrednią przyczyną, dla której rząd Scholza w końcu pękł w szwach, była gospodarka. W listopadzie 2024 r. kanclerz, wywodzący się z SPD, zdymisjonował ministra finansów Christiana Lindnera (FDP). Scholz mówił później, że zrobił to po to, by zapobiec wyrządzeniu Niemcom krzywdy przez decyzje Lindnera. Co takiego chciał zrobić szef resortu finansów?
Christian Lindner tłumaczył, że nie mógł zgodzić się na poluzowanie hamulca fiskalnego, tzw. Schuldenbrumse, czego miał oczekiwać od niego Olaf Scholz. To mechanizm antyzadłużeniowy, który wyznacza próg strukturalnego deficytu budżetowego Niemiec w skali roku na 0,35 proc. PKB. Został on zaproponowany w reakcji na kryzys finansowy 2008 r. i wpisany do konstytucji rok później, a wszedł w życie w 2010 r., kiedy zadłużenie rządu federalnego wynosiło 80 proc. PKB. Zdaniem Lindnera, spełnienie żądań Scholza kłóciłoby się z treścią ślubowania, które złożył, obejmując urząd.
Ale właśnie hamulec fiskalny, jak przystało na mechanizm o takiej nazwie, zdaniem wielu ekspertów hamuje inwestycje. A te są pilnie potrzebne, żeby wprawić w ruch słynną niemiecką lokomotywę gospodarczą. W połowie stycznia Federalny Urząd Statystyczny (Destatis) potwierdził to, czego obawiali się ekonomiści: według wstępnego szacunku, PKB Niemiec skorygowany o inflację był w 2024 r. o 0,2 proc. niższy niż w 2023 r., a to oznacza, że niemiecka gospodarka kurczyła się drugi rok z rzędu (w 2023 r. spadek PKB wyniósł 0,3 proc.). Nakłady brutto na środki trwałe (czyli inwestycje) spadły o 2,8 proc. rok do roku.
"Niemiecka gospodarka ostatnie dwa lata z rzędu kurczyła się, a kolejny rok recesji w 2025 r. nie wydaje się nierealny. Stąd akceptacja części niemieckich polityków, w tym liderującej w sondażach CDU/CSU, dla wydatków inwestycyjnych i zwiększenia długu publicznego" - zauważają w raporcie ekonomiści Banku Millennium.
Lider CDU Friedrich Merz ma największe szanse na objęcie urzędu kanclerza Niemiec. Według szacunków Eurasia Group, przytaczanych przez Reutersa, najbardziej prawdopodobny (60 proc.) scenariusz powyborczy zakłada, że CDU/CSU utworzy koalicję z SPD. Liderami macierzystej partii Olafa Scholza są Saskia Esken i Lars Klingbeil. Podobnie jak Scholz, opowiadają się oni za możliwością zwiększenia zadłużenia, by możliwa była realizacja najpilniejszych inwestycji, w tym w infrastrukturę, której stan coraz mocniej dopomina się o poprawę.
Za zmianą limitu zadłużenia są również Zieloni (według Eurasia Group, prawdopodobieństwo powstania koalicji CDU/CSU i Zielonych to 15 proc. - taka koalicja miałaby nieco mniej miejsc w Bundestagu niż liczba gwarantująca większość). Oprócz nich poluzowanie hamulca fiskalnego dopuszcza lewicowe ugrupowanie Die Linke (Lewica). Chadecja wyklucza jednak wejście z nią w koalicję. Być może ostatecznie dojdzie do powstania kolejnej trzypartyjnej koalicji - CDU/CSU, SPD i Zielonych (10 proc. prawdopodobieństwa według Eurasia Group).
Z poluzowaniem Schuldenbrumse nieodłącznie wiąże się kwestia polityki socjalnej. Jak zauważają ekonomiści PKO BP w raporcie poświęconym wyborom w Niemczech, Friedrich Merz w wywiadzie dla "The Economist" powiedział, że jego zdaniem "zmiany w wydatkach publicznych muszą się wiązać z tym, że osoby, które nie chcą podjąć pracy, nie będą otrzymywać wsparcia socjalnego".
To wsparcie to przede wszystkim Bürgergeld, czyli zasiłek obywatelski wprowadzony przez rząd Olafa Scholza. Przysługuje niemieckim obywatelom od 15. do 65. roku życia. Ze świadczenia mogą korzystać bezrobotni (którzy są zdolni do pracy), ich rodziny oraz osoby z bardzo niskim przychodem miesięcznym. Wysokość zasiłku kształtuje się w przedziale od 318 euro do 502 euro (kwoty z dolnej części przedziału przeznaczone są dla dzieci, pobiera je rodzic). Chadecy są z zasady przeciwni socjalowi, uważając, że trzeba raczej zachęcać obywateli do podejmowania pracy i pobudzać aktywność gospodarczą. Dlatego proponują m.in. obniżanie podatków dla przedsiębiorców (stopniowe obniżanie podatku korporacyjnego do 25 proc.) czy zachęty do pracy po osiągnięciu wieku emerytalnego poprzez zwolnienie z opodatkowania miesięcznych dochodów (nie wynikających z emerytury) do 2 tys. euro.
Właśnie w kwestiach socjalnych chadecy - czyli CDU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna) oraz CSU (Unia Chrześcijańsko-Społeczna), które wspólnie wystawiają kandydata na kanclerza - mogą mieć największe kłopoty, jeśli chodzi o uzgodnienie stanowisk z potencjalnymi koalicjantami. SPD jest bardziej hojna w kwestiach społecznych: proponuje podwyższenie płacy minimalnej z 12,82 euro na godzinę do 15 euro na godzinę. Za podwyżką płacy minimalnej do 15 euro za godzinę są też Zieloni, a dodatkowo partia ta postuluje utworzenie "funduszu obywatelskiego" na poczet przyszłych emerytur.
Ekonomiści PKO BP zauważają też, że koalicja CDU/CSU z Zielonymi "wydaje się być trudna do zbudowania ze względu na różnice w podejściu do polityki migracyjnej". To może być kolejna kość niezgody: Zieloni są za utrzymaniem podstawowego prawa do azylu oraz praw wynikających z Genewskiej Konwencji Praw Człowieka; sprzeciwiają się też deportacji migrantów do rejonów objętych wojną lub kryzysem. Chadecy proponują z kolei konkretne, celowane rozwiązania na rzecz zaostrzenia polityki azylowej -np. rozszerzenie monitoringu wizyjnego w miejscach publicznych i wprowadzenie automatycznego rozpoznawania twarzy na dworcach kolejowych i lotniskach.
W styczniu frakcja CDU/CSU zdołała zyskać większość w Bundestagu dla swojego 5-punktowego wniosku ws. ostrzejszego kursu wobec migrantów, który zawierał m.in. wprowadzenie na stałe kontroli granicznych. Wniosek ten przeszedł dzięki poparciu skrajnie prawicowej AfD, która cieszy się wysokim poparciem (2. miejsce w sondażach przedwyborczych) - ale powyborczej konstelacji chadecja/AfD nie będzie. Postulaty AfD zakładają m.in. opuszczenie przez Niemcy Unii Europejskiej, rezygnację z euro czy wznowienie relacji gospodarczych z Rosją. Partia ta jest otaczana przez inne ugrupowania tzw. kordonem sanitarnym - w myśl niepisanego konsensusu, nie wchodzą one z nią w sojusze (to dlatego poparcie AfD dla wniosku chadeków ws. polityki migracyjnej doprowadziło do oskarżania tych drugich o współpracę z populistami).
Nowa koalicja rządząca w Niemczech będzie musiała też zmierzyć się z wyzwaniami w polityce energetycznej. Friedrich Merz z wywiadzie dla "The Economist" opowiedział się za budową co najmniej 50 elektrowni gazowych i zawieraniu długoterminowych kontraktów na dostawy LNG z USA. Rosnące ceny energii, które doprowadziły do utraty konkurencyjności wielu niemieckich firm, sprawiają, że CDU chce wycofać się też z części rozwiązań w polityce klimatycznej wprowadzonej przez koalicję SPD, FDP i Zielonych. W samej koalicji też były zresztą o to tarcia: Christian Lindner chciał np. likwidacji Funduszu Klimatyczno-Transformacjnego, z którego finansowane są inwestycje w nowe zielone technologie. Obranego kursu w polityce klimatycznej bronili natomiast Scholz i wicekanclerz Robert Habeck z Zielonych.
Przywrócenie konkurencyjności niemieckiej gospodarce to także walka o reanimowanie eksportu, który w 2024 r. spadł o 0,8 proc. (najmocniej zmalał eksport sprzętu elektrycznego, maszyn i pojazdów mechanicznych). Tu Niemcy przegrywają w starciu z Chinami.
Samych tylko wyzwań gospodarczych dla nowego rządu federalnego jest bardzo wiele i wszystkie one wymagają pilnych działań. Jednak, jak zauważają ekonomiści PKO, po wyborach w Niemczech "najbardziej prawdopodobny scenariusz to tygodnie, jeśli nie miesiące, dużej niepewności i docierania się oraz kompromisów pomiędzy CDU/CSU i najpewniej SPD, co może wykluczyć wielki przełom w niemieckiej polityce gospodarczej".
Katarzyna Dybińska