Nowe embargo na ropę z Rosji. Czy limit cenowy zaszkodzi Putinowi?
Od poniedziałku obowiązuje nowe embargo na ropę z Rosji transportowaną drogą morską. Unia Europejska i kraje G7 wprowadziły też maksymalną cenę baryłki rosyjskiego surowca w kontraktach długoterminowych. Wynosi ona 60 dolarów i jest wyraźnie niższa niż rynkowe notowania na giełdach w Londynie i Nowym Jorku.
- Najnowszy limit cenowy dla rosyjskiej ropy, to - zdaniem amerykańskiej sekretarz skarbu Janet Yellen - uderzenie w najważniejsze źródło dochodów Kremla
- Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oświadczył jednak, że wprowadzony limit jest komfortowy dla Moskwy
- Odpowiedzią Rosji na nowe sankcje jest stworzenie "floty cieni", niezależnej od służb finansowych i transportowych krajów G7
- Europejczycy muszą przygotować się na 4-6 lat dużych problemów energetycznych, związanych zarówno z deficytem ropy, jaki i gazu
Rosyjska ropa naftowa od poniedziałku nie może drogą morską trafiać do krajów UE i Wielkiej Brytanii. Kolejnym elementem ograniczeń będzie zakaz importu rosyjskich produktów ropopochodnych od 5 lutego 2023 roku.
Inna ważna wiadomość dla rynków to niedzielna decyzja przedstawicieli 10 krajów skupionych w kartelu OPEC+. Dzienny poziom wydobycia ropy zostanie utrzymany na dotychczasowych poziomie, czyli około 29,9 miliona baryłek.
Przez ostatnie lata nieco ponad 25 proc. ropy w Unii Europejskiej było importowane z Rosji. Dwie trzecie przypływało w zbiornikach tankowców - i właśnie surowca dostarczanego drogą morską dotyczy unijny zakaz. Sankcje nie obejmują jednak dostaw rurociągiem "Przyjaźń", bo to postawiłoby Słowację, Czechy i Węgry, kraje pozbawione dostępu do morza, w sytuacji praktycznie bez wyjścia.
Z "Przyjaźni" korzystają także Polska i Niemcy. Oba kraje deklarują jednak, że znajdą alternatywę i dobrowolnie zrezygnują z rosyjskich dostaw. PKN Orlen podkreśla, że od dłuższego czasu sprowadza ropę z różnych źródeł.
"Obecnie 70 proc. tego surowca do wszystkich rafinerii koncernu w Polsce, Czechach i na Litwie pochodzi z kierunków alternatywnych do rosyjskiego" - czytamy w listopadowym oświadczeniu Orlenu.
Na rynkach światowych w ostatnich dniach za baryłkę ropy brent płaci się około 85 dolarów, a za amerykański surowiec WTI około 80 dolarów. Cenowy limit dla ropy rosyjskiej obowiązujący od dziś, a ustalony przez UE, kraje G7 i Australię, to 60 dolarów za baryłkę.
Jak wyjaśnia Bruksela, limity mają "ograniczyć skoki cen spowodowane nadzwyczajnymi warunkami rynkowymi i wyraźnie zmniejszyć dochody, jakie Rosja uzyskuje z handlu surowcem po rozpętaniu nielegalnej agresji przeciwko Ukrainie". Według UE, ograniczenie cenowe ma również stabilizować ceny energii na globalnych rynkach i "złagodzić negatywne konsekwencje dla dostaw energii do krajów trzecich".
Po ogłoszeniu unijnej decyzji rosyjski wicepremier Aleksander Nowak oświadczył, że jego kraj nie ma zamiaru stosować się do jakichkolwiek ograniczeń cenowych.
- Zdecydowanie wolimy sprzedawać mniej ropy do przyjaznych krajów, niż poddać się presji cenowej. W konsekwencji na rynku będzie mniej surowca i sygnatariusze porozumienia zapłacą więcej za dostawy - powiedział Nowak.
Ustalenie pułapu cen ropy naftowej, która pochodzi z Rosji lub jest z niej eksportowana, na poziomie 60 dolarów za baryłkę rozczarowało prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Stwierdził, że wprowadzony limit jest "komfortowy dla kraju, który jest agresorem".
- Rosyjski budżet otrzyma rocznie 100 miliardów dolarów. Te pieniądze zostaną przeznaczone nie tylko na wojnę i dalsze sponsorowanie przez Kreml innych terrorystycznych reżimów i organizacji. Te pieniądze zostaną przeznaczone na dalszą destabilizację tych krajów, które teraz starają się uniknąć poważnych decyzji" - oznajmił Zełenski.
Tymczasem sekretarz skarbu USA Janet Yellen napisała, że "w czasie gdy rosyjska gospodarka już się kurczy, a jej budżet jest coraz bardziej napięty, limit ceny natychmiast uderzy w najważniejsze źródło dochodów Putina".
W ostatnim czasie koszty transportu rosyjskiej ropy gwałtownie rosły. W ten sposób rynki reagowały na zapowiadane na 5 grudnia nowe sankcje nałożone przez Zachód. W obliczu tej zmiany coraz mniej tankowców przyjmowało na swój pokład surowiec z Rosji, a ci, którzy się na to decydowali, pobierali wyższe opłaty od ryzyka.
Na wzrost cen transportu wpływ mają dwa czynniki. Po pierwsze - mniejsza liczba dostępnych statków. Po drugie - konieczność przekierowania dostaw od tradycyjnych odbiorców w Europie do nowych w Azji i na Bliskim Wschodzie.
Kreml postarał się jednak o zgromadzenie "floty cieni", niezależnej od służb finansowych i transportowych G7. Jak donosi "Financial Times", zdaniem brokerów żeglugowych i analityków, Rosja po cichu - pośrednio lub bezpośrednio - skompletowała flotę ponad 100 starzejących się tankowców. Mają one pomóc Władimirowi Putinowi obejść zachodnie ograniczenia w sprzedaży rosyjskiej ropy po inwazji na Ukrainę.
Firma konsultingowa Rystad twierdzi, że "Moskwa zyskała 103 tankowce w 2022 roku poprzez zakup i relokację statków obsługujących Iran i Wenezuelę - dwa kraje objęte zachodnim embargiem na ropę". Rosja zamierza wykorzystać swoją nową flotę, by spróbować zaopatrywać kraje takie jak Indie, Chiny i Turcja, które stały się większymi odbiorcami jej ropy. Eksperci twierdzą, że "flota cieni" zmniejszy wpływ sankcji, ale nie zdoła ich wyeliminować.
Wiele wskazuje na to, że Europejczycy będą w najbliższych latach skazani na trudny rynek surowców energetycznych. W dodatku, nie ropa naftowa lecz gaz będzie największym problemem.
- Jeśli UE nie ugnie się przed atakiem energetycznym ze strony Rosji, to w ciągu 4-6 lat zastąpi całkowicie import gazu i ropy naftowej z tego kraju, surowcami z innych kierunków. Rosja zaś przestanie być supermocarstwem energetycznym, a stanie się drugoligowym lub nawet trzecioligowym krajem OPEC - mówił w rozmowie z PAP Thomas O'Donnell, analityk rynku energetycznego i wykładowca prywatnego berlińskiego uniwersytetu Hertie School of Governance. Zdaniem eksperta, dopiero przyszła zima będzie prawdziwym testem dla Europy.
O'Donnell twierdzi, że około 2027 roku Europa, Stany Zjednoczone, Katar i inne kraje zwiększą możliwości eksportowe skroplonego gazu ziemnego na tyle, aby zlikwidować zależność UE od rosyjskiego surowca i pozwolić na obniżenie cen gazu w do poziomu zbliżonego do niskich cen w USA. Jednak co najmniej cztery lata zajmie wdrożenie ogromnych nowych projektów eksportu LNG z USA i Kataru, a UE będzie musiała otrzymywać jak najwięcej gazu także z Algierii, Egiptu i Norwegii.
- W tym roku Europa napełniła swoje magazyny gazu. W przyszłym roku będzie trudniej. Trzeba pamiętać, że magazyny nigdy nie służyły do zapewniania normalnych dostaw gazu konsumentom. Są na to po prostu za małe. Powstawały z myślą o przechowywaniu surowca zaoszczędzonego latem i wykorzystywaniu go zimą, kiedy rosyjskie i norweskie rurociągi nie nadążały z zaspokojeniem popytu - tłumaczy Thomas O'Donnell.
Jacek Brzeski