Półka Ekonomiczna#11: O brudnych skutkach czystej energii

Chwilę to trwało, ale nadszedł nareszcie czas urealnienia tematu "zielonej rewolucji". Dopóki rzecz pozostała tylko w sferze zamierzeń i deklaracji to można było bujać w obłokach. Teraz jednak mamy rozmowę o konkretach. W tym także o bardzo brudnych skutkach ubocznych zielonych energii oraz cyfrowych technologii, które miały być przecież takie czyste.

Vince Beiser. Wyścig o najważniejsze metale świata. Brudne oblicza czystej energii i cyfrowych technologii. Przeł. Tamarą Woińska. Wydawnictwo Prześwity. Warszawa 2025

Autor tej książki, amerykańsko-kanadyjski dziennikarz Vince Beiser zaczyna tę książkę od wspomnienia, jak to prawie został "zielonym lemingiem". To było w roku 2018, gdy Vince kupił sobie elektrycznego Nissana LEAF. Jakiż był z siebie dumny. Oto dołączył do grona ludzi szlachetnych, którzy - w przeciwieństwie do całej pożałowania godnej reszty - troszczy się o matkę planetę. I mógł sobie tym autem jeździć (na przemian z drugim, spalinowym oczywiście) i mieć przekonanie, że kroczy po jasnej stronie historii.

Reklama

Niestety - dla siebie samego - Beiser okazał się zbyt dociekliwym dziennikarzem. Zaczął interesować się tym skąd właściwie bierze się prąd potrzebny do naładowania jego cichego i bezemisyjnego elektryka. Im bardziej się tego dowiadywał, tym większe ogarniało go przerażenie. Na własne oczy zobaczył prawdziwe (choć dobrze poukrywane) koszty, jakie niesie ze sobą wprawienie zachodniego konsumenta w błogi spokój zielonego sumienia. I zawył ze zgryzoty, bo zaczął rozumieć, że zamiast przykładać rękę do ratowania świata, robi coś dokładnie przeciwnego.

To wszystko trzeba najpierw wyprodukować. A potem dość często wymieniać

Bo to jest niestety tak, że opinia publiczna w bogatych zachodnich krajach została namówiona do kupienia "zielonej transformacji" na wiarę. Miała nie interesować się, że większość elektryków tu i teraz napędzana jest prądem wygenerowanym bynajmniej nie przy pomocy energii odnawialnej - lecz jak najbardziej konwencjonalnej. A nawet jeśli - w przyszłości - OZE zastąpią w końcu węgiel, ropę czy gaz to przecież do zbudowania całego oprzyrządowania farm wiatrowych oraz słonecznych potrzebna jest cała ogromna infrastruktura. A konkretnie baaardzo dużo przeróżnego okablowania, baterii i akumulatorów. Te technologie zaś ani nie spadają z nieba, ani nie znajduje się ich w lesie w formie gotowych do użycia zwojów czy podzespołów. To wszystko trzeba najpierw wyprodukować. A potem dość często wymieniać. Ale zanim wyprodukujemy trzeba się oprzeć o tzw. metale ziem rzadkich. Te pierwiastki mają mniej lub bardziej egzotyczne nazwy - lit, kobalt, nikiel, ale też niob czy neodym. Nie wystarczy ich jednak wyrwać ziemi. Potem muszą zostać jeszcze je bardzo mocno przetworzone. I ten proces to zaś kolejne koszty energetyczne. A także społeczne i środowiskowe.

A przecież (jak dotąd) nie mówiliśmy nawet słowem o politycznym wymiarze całej sprawy. A więc o tym, że w większości przypadków z tym litem albo miedzią to jest dokładnie ta sama historia, która dotyczyła wcześniej ropy naftowej w krajach arabskich czy gazu w Rosji. A teraz uciekając od tamtych paliw kopalnych bogaty Zachód pakuje się w nową konieczność wielkiej wojny o zasoby w krajami, które w dzisiejszym świecie nie są oni od niego zależne, ani mu jakoś szczególnie przychylne. I jeszcze jedno. Proces rafinacji wielu pierwiastków strategicznych już dziś koncentruje się w Chinach. I nie ma większych powodów, by podejrzewać, że to się jakoś radykalnie zmieni na kolejnym etapie "zielonej rewolucji".

To wszystko opisuje w tej książce Vince Beiser. Jeśli jakimś cudem o tych ukrytych kosztach transformacji energetycznej nie słyszeliście. Albo jeśli coś tam obiło się wam o uszy, ale nie potraficie sobie tego wszystkiego tak po bożemu usystematyzować, to ta książka powinna przez wasze ręce przejść koniecznie. Nadchodzi taki moment - a może już nadszedł - że zasłanianie się niewiedzą przestaje być okolicznością łagodzącą. Te pięć albo dziesięć lat temu można było jeszcze powtarzać ogólnie słuszne frazy o "ratowaniu planety dla naszych dzieci i wnuków". Jako dorośli uczestnicy debaty publicznej oraz suwereni demokratycznym procesów musimy mieć świadomość jakie są prawdziwe koszty klimatyzmu. Bez tego się nie da. A Vince Beiser doskonale nam je tu wylicza.

Bo nie ma czegoś takiego jak czysta transformacja energetyczna. Nawet jeśli będzie najpiękniej opakowana, przewiązana wstążką moralnej wyższości i pomalowana na zielono. Niestety.

Rafał Woś

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Cykl "Półka Ekonomiczna" w Interii Biznes co drugi wtorek. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ekologia | zielona transformacja | książka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »