Polski sprzeciw na nic się nie zdał. Reforma systemu handlu emisjami wejdzie w życie, zmiany od 2026 r.
Zmiany w systemie handlu emisjami zostały przyjęte przez Radę Unii Europejskiej. To oznacza, że opłatami za emisje będą objęte także sektor ciepłownictwa i transport drogowy. Polska, zgodnie z zapowiedziami, nie poparła głosowanej reformy.
- Rada UE poparła reformę systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2
- Polska zagłosowała przeciwko reformie
- Reforma zakłada wycofanie bezpłatnych uprawnień do 2034 roku
- UE stworzy też nowy system ETS2, który obejmie budynki i transport drogowy
- Emisje z tych dwóch sektorów także mają zostać objęte opłatami, od 2027 lub 2028 roku
- Objęcie systemem opłat emisji z budynków i transportu drogowego wpłynie na koszty ogrzewania i używania samochodów. Koszty społeczne ma zrównoważyć nowy Społeczny Fundusz Klimatyczny
- Polska ma być największym beneficjentem funduszu. Mowa o kilkudziesięciu miliardach złotych
We wtorek w Radzie Unii Europejskiej odbyło się głosowanie nad kilkoma elementami pakietu "Fit for 55", który ma ustalić przebieg transformacji energetycznej w UE. Wcześniej w ubiegłym tygodniu głosował nad nimi Parlament Europejski (PE).
Wśród regulacji, które były poddane głosowaniu, znalazła się reforma unijnego systemu handlu uprawnień do emisji CO2 (EU ETS) oraz powołanie specjalnego funduszu, który ma złagodzić społeczne konsekwencje zmian.
Po wynikach głosowania w PE w ubiegłym tygodniu Polska zapowiadała, że opowie się przeciwko przyjętym rozwiązaniom w Radzie UE, czyli podczas ostatniego etapu procesu legislacyjnego. O tym, że rząd chce budować koalicję przeciwko "Fit for 55" mówiła jeszcze dzień przed głosowaniem wiceminister klimatu i środowiska
- Pracujemy ciężko nad budową koalicji państw, która mogłaby zatrzymać wprowadzenie pakietu Fit for 55. Będziemy przekonywać, że w kwestii energetyki musimy być bezpieczni - jako Europa, jako Polska. Nie możemy za bardzo obciążać Polaków - mówiła w poniedziałek Anna Łukaszewska-Trzeciakowska na antenie Polskiego Radia 24.
Ostatecznie jednak Rada przyjęła propozycje aktów w kształcie przegłosowanym w ubiegłym tygodniu przez Parlament Europejski. Był to ostatni etap procesu legislacyjnego. Teraz regulacje muszą zostać oficjalnie podpisane i opublikowane w dzienniku urzędowym UE, a 20 dni po tym wejdą w życie. Tym samym od 2026 roku bezpłatne uprawnienia do emisji będą wygaszane, a nowy system handlu uprawnieniami do emisji obejmie od 2027 lub 2028 roku także transport i budownictwo.
W Interii Biznes sprawdzamy, co mogą oznaczać dla Polski przyjęte reformy.
Najważniejsze zmiany w systemie ETS dotyczą dostępności bezpłatnych uprawnień i zasięgu systemu. Zgodnie z przyjętymi regulacjami, bezpłatne uprawnienia mają być stopniowo znoszone, począwszy od 2026 roku. Zostaną całkowicie wygaszone w 2034 roku. Sektorom objętym tym systemem - czyli poszczególnym gałęziom przemysłu - przestaną być udzielane bezpłatne uprawnienia, a więc wszelkie emisje będą wiązały się z opłatami.
Do tego od 2027 roku będzie obowiązywać także nowy system handlu emisjami dla transportu drogowego oraz budynków (ETS2). W ramach systemu Unia wprowadzi opłaty od emisji gazów cieplarnianych z tych sektorów w 2027 roku (lub w 2028 roku, jeżeli ceny energii będą wyjątkowo wysokie).
To oznacza, że opłatami będą objęte także emisje z węgla i gazu używanego w ciepłownictwie czy paliwa do tankowania aut.
- Na wzór systemu handlu emisjami, który od dwóch dekad funkcjonuje w energetyce czy przemyśle, od 2027 roku emisje wytwarzane w sektorach budynków i transportu będą obciążone dodatkowymi kosztami. W przeciwieństwie jednak do pierwowzoru, w ramach ETS2, to nie użytkownicy obarczeni będą dodatkowymi obowiązkami, a sprzedawcy paliw kopalnych. W praktyce, koszty te będą poniesione przez odbiorcę końcowego - tłumaczy w rozmowie z Interią Biznes Zofia Wetmańska, ekspertka i wiceprezeska Instytut Reform, think tanku zajmującego się transformacją energetyczną.
Zdaniem polskiego Ministerstwa Klimatu i Środowiska nie pozostanie to bez wpływu na przemysł i gospodarstwa domowe w UE.
- Proponowane rozwiązania negatywnie wpłyną na ceny energii w UE oraz konkurencyjność przemysłu europejskiego. Z uwagi na polski miks energetyczny, koszt uprawnień może stanowić nawet do 40 proc. ceny energii elektrycznej i 55 proc. kosztów ciepła sieciowego w Polsce - wskazuje resort w komentarzu dla Interii Biznes. - Będzie to stanowić przytłaczające obciążenie finansowe dla gospodarstw domowych, a dla biznesu - przeszkodę w modernizacji i inwestycjach proekologicznych - przekonuje resort.
W efekcie, zdaniem ministerstwa, reforma systemy EU ETS w obecnym kształcie będzie prowadzić "do spowolnienia polskiej transformacji energetycznej". Jak dodaje resort, "zaproponowane zmiany pogłębią też rozwarstwienie społeczne i są wprost sprzeczne z zasadami sprawiedliwości i solidarności. Pozbawianie gospodarstw domowych środków finansowych nie prowadzi do stopniowej transformacji energetycznej, lecz do ubóstwa energetycznego".
Również ekspertka Instytut Reform wskazuje, że część Polaków raczej na pewno odczuje skutki reformy na własnej skórze. Pytamy ją, czy gospodarstwa domowe w Polsce odczują jakieś konsekwencje zmian w systemie EU ETS.
- To zależy. W konsekwencji wprowadzenia ETS2 na pewno wzrośnie koszt ogrzewania domów paliwami kopalnymi czy korzystania z emisyjnych środków transportu. Tak więc ETS2 najbardziej odczują te gospodarstwa, które do ogrzewania budynków wykorzystują piece węglowe, olej opałowy czy gaz - mówi nam Wetmańska. - Z drugiej strony, w najmniejszym stopniu zmiany dotkną tych, którzy działali wyprzedzająco i uniezależnili się od wysokoemisyjnych źródeł ciepła np. zainwestowali w pompy ciepła.
Użycie paliw kopalnych w ciepłownictwie (i całej energetyce) to rzeczywiście poważny problem Polski. Nasz miks energetyczny obecnie w dużej części opiera się na węglu. Według szacunków rządu i Międzynarodowej Agencji Energetycznej, węgiel to obecnie źródło ok. 70-80 proc. energii generowanej w Polsce.
Z węgla i gazu czy innych form opału korzystają nie tylko pojedyncze gospodarstwa domowe, ale całe elektrociepłownie i sieci ciepłownicze. Bez przejścia na technologie bezemisyjne w elektrociepłowniach nie ma mowy od ucieczce od opłat w systemie ETS.
Rząd planuje zmniejszanie udziału węgla w energetyce, ale jeszcze w 2040 roku paliwa kopalne będą odpowiadały za produkcję jednej czwartej mocy w tym sektorze. W 2040 roku moce węglowe mają odpowiadać za 10 proc. polskiego miksu energetycznego, a gaz - za 15 procent.
Jednocześnie opłaty za emisje CO2 w ostatnich latach znacząco zdrożały. Jeszcze na początku 2021 roku przedsiębiorcy w UE płacili ok. 27 euro za emisję tony CO2. W lutym 2023 roku cena uprawień przebiła już w pewnym momencie poziom 100 euro. Obecnie emisja tony CO2 w już obowiązującym systemie kosztuje ok. 88 euro.
UE chce jednak przeciwdziałać "nadmiernemu wzrostowi cen" uprawnień w nowym systemie, który obejmie budynki i transport drogowy. Tak by ograniczyć koszt ponoszone przez osoby fizyczne.
"Należy wprowadzić środki mające na celu przeciwdziałanie potencjalnemu ryzyku nadmiernych wzrostów cen, które, w przypadku szczególnie wysokiego poziomu na początku nowego systemu handlu uprawnieniami do emisji, mogą osłabić gotowość gospodarstw domowych i osób fizycznych do ograniczenia swoich emisji gazów cieplarnianych" - czytamy w przyjętej dyrektywie.
Ceny tych uprawnień, w nowym systemie ETS2, mają być poniżej 45 euro. UE proponuje w tym celu wprowadzenie nowego mechanizmu stabilności cen.
Wyeliminowanie bezpłatnych uprawnień do emisji oraz objęcie systemem nowych sektorów ma na celu przyspieszenie transformacji energetycznej. Głównym założeniem reformy jest to, że sektor prywatny i publiczny, zmobilizowane alternatywą wysokich kosztów, postawią na szybszą eliminację użycia paliw kopalnych.
Odchodzenie od paliw zajmuje jednak czas i nie jest pozbawione kosztów. Te zaś będzie musiało ponieść także najsłabsze ogniwo systemu - czyli gospodarstwa domowe. Do tego w dużym stopniu chodzi o tych mieszkańców UE, którzy już obecnie podlegają wykluczeniu, energetycznemu lub transportowemu. Mniej zamożnych Europejczyków może być po prostu nie stać na przeprowadzenie wymiany źródła ciepła czy wymianę samochodu na elektryczny. Tymczasem dostęp do ciepła sieciowego czy transportu publicznego jest w wielu miejscach UE - w tym Polski - niewystarczający.
Tarczą ochronną przez uderzeniem reformy w mniej uprzywilejowanych członków Wspólnoty ma być, w zamyśle Unii, Społeczny Fundusz Klimatyczny. Fundusz ma zacząć działać w 2026 roku. Ze środków z funduszu będą mogły skorzystać gospodarstwa domowe w trudnej sytuacji, mikroprzedsiębiorstwa i użytkownicy transportu, których szczególnie dotyka ubóstwo energetyczne i transportowe.
Docelowo mają go zasilać właśnie wpływy z aukcji uprawnień do emisji (do kwoty 65 miliardów euro). Dodatkowo ok. 20 mld euro na zasilenie funduszu ma pochodzić z zasobów krajowych. Jak wskazuje nam Zofia Wetmańska, Polska ma być największym beneficjentem funduszu.
Mimo tego, polska reprezentacja w Radzie UE nie zagłosowała za regulacją dot. jego przyjęcia - nasz kraj wstrzymał się od głosu.
- Społeczny Fundusz Klimatyczny będzie dostępny od 2026 roku, a Polska ma być jego największym beneficjentem. Szacuje się, że przydział dla Polski w ramach Funduszu wyniesie ok. 50 mld zł, do tej sumy trzeba będzie dodać środki krajowe szacowane na 22 mld zł. Łącznie mowa aż o 72 miliardach złotych, które mogą posłużyć wsparciu Polek i Polaków np. w ocieplaniu ich domów. Fundusz może być ogromną pomocą, dzięki której najubożsi będą mogli obniżyć swoje zużycie energii, a co za tym idzie - rachunki - wskazuje ekspertka Instytut Reform.
To, czy uda się efektywnie i w całości wykorzystać ogromne środki unijne, będzie zależało od działań polskiego rządu. - Dostęp do tych funduszy jest uwarunkowany przygotowaniem przez Polskę Społecznego Planu Klimatycznego, czyli planu efektywnego użycia Funduszu do sfinansowania fali renowacji polskich domów i rozwoju zero- i niskoemisyjnej mobilności, tak by skutecznie dotrzeć do tych, którzy będą najbardziej potrzebowali wsparcia - tłumaczy analityczka w rozmowie z Interią Biznes.
Polska na przygotowanie takiego planu ma dwa lata.
- Jednocześnie już dziś znamy wszystkie wytyczne oraz dostępną kwotę. Jest to unikalna okazja do tego, aby wyciągnąć wnioski z procesu przygotowywania innych strategii, takich jak np. KPO i już dziś rozpocząć rzetelny proces planowania wsparcia najbardziej wrażliwych grup polskiego społeczeństwa - uważa Wetmańska.
Zwłaszcza, że Fundusz Klimatyczny to nie jedyne unijne źródło środków na zieloną transformację. W polskim przypadku np. rozwój bezemisyjnego transportu publicznego miały też wspierać środki właśnie z KPO. Efektem inwestycji finansowanych z KPO miało być 1 738 niskoemisyjnych autobusów, 110 nowych tramwajów, 478 km zmodernizowanych linii kolejowych i 183 sztuki nowego taboru kolejowego. Na razie jednak wypłaty dla Polski nie ruszyły, nie został bowiem zrealizowany pierwszy kamień milowy uzgodniony z UE, czyli reforma sądownictwa.
Martyna Maciuch