Posypią się iskry? Rząd czeka trudna współpraca z Karolem Nawrockim

Wygrana Karola Nawrockiego w wyborach to więcej niż ból głowy dla koalicji rządzącej - to migrena. Choć prezydent w Polsce ma ograniczone kompetencje w polityce gospodarczej, ma jedno potężne narzędzie: weto. Może nim skutecznie torpedować inicjatywy Donalda Tuska i jego ministrów, w tym także te, którymi rząd chciałby zjednać sobie wyborców na nowo po przegranej batalii o Pałac Prezydencki.

  • Rząd Donalda Tuska ma przed sobą perspektywę trudnej współpracy z prezydentem Karolem Nawrockim - oceniają ekonomiści;
  • Prezydent RP nie ma wprawdzie dużych kompetencji w polityce gospodarczej, ale dysponuje potężnym narzędziem, jakim jest prezydenckie weto;
  • Koalicja rządząca wie jednocześnie, że musi walczyć o względy wyborców, może więc prowadzić ekspansywną politykę fiskalną i składać hojne obietnice, a to z kolei byłoby zgubne dla i tak już mocno napiętych finansów publicznych.

Wygrana Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich dla koalicji rządzącej oznacza trudne czasy - prezydent i rząd wywodzący się z dwóch różnych obozów politycznych (w przypadku gabinetu Donalda Tuska tych obozów jest wręcz kilka) to układ wróżący podwyższone napięcie na linii pałac prezydencki - kancelaria premiera.

Reklama

Karol Nawrocki prezydentem. Rząd Donalda Tuska szykuje się na trudną współpracę

- Jeśli chodzi o kohabitację rządu i prezydenta, to biorąc pod uwagę przebieg kampanii i silną polaryzację poglądów, którą obserwujemy, może być to trudna współpraca - mówi Interii Biznes Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. - Prezydent ma wprawdzie ograniczone kompetencje w obszarze polityki gospodarczej. Biorąc pod uwagę narzędzia, którymi dysponuje, prezydent może wpływać na politykę rządu poprzez weto, utrudniając realizację polityki rządu. Prezydent może też ustawy uchwalane przez Parlament podpisywać. Właśnie poprzez ten kanał będzie się realizował główny wpływ prezydenta na gospodarczą agendę gabinetu Donalda Tuska. Wpływ ten może z kolei przekładać się na sytuację wewnętrzną i napięcia w koalicji, które już i tak istnieją. 

- Patrząc na wyniki i rozkład głosów w tych wyborach, istnieje ryzyko, że rząd nie będzie miał dużej determinacji do konsolidacji finansów publicznych, mając przed sobą perspektywę wyborów parlamentarnych w roku 2027. Wynik rozgrywki prezydenckiej wskazuje, że w kolejnych wyborach obecna koalicja może nie utrzymać władzy - i w takiej sytuacji prawdopodobieństwo konsolidacji fiskalnej spada, a deficyt budżetowy może pozostać wysoki - dodaje.  

Rząd będzie chciał "kupić" wyborców na nowo? Dla finansów państwa to może być groźne

Dla finansów publicznych to czarny scenariusz. Przypomnijmy, że nasz kraj został objęty przez Komisję Europejską procedurą nadmiernego deficytu po tym, jak deficyt sektora finansów publicznych w 2023 r. wyniósł 5,1 proc. PKB, przekraczając znacząco unijne kryterium na poziomie 3 proc. PKB. Polska zobowiązała się zredukować ten deficyt w ciągu czterech lat - taki scenariusz został nakreślony w "Średniookresowym planie budżetowo-strukturalnym na lata 2025-2028", który Ministerstwo Finansów pod wodzą Andrzeja Domańskiego wysłało do Brukseli. Najważniejszą częścią tego planu jest ścieżka wydatków do 2028 roku, której przestrzeganie ma doprowadzić Polskę do ograniczenia deficytu nominalnego do poniżej 3 proc. PKB w 2028 roku i stopniowej redukcji długu w średnim okresie (docelowo poniżej 60 proc. PKB).

Tyle teoria. W praktyce okazuje się, że zbaczamy ze ścieżki już na samym jej początku. W planie resort finansów wskazał, że w 2024 r. deficyt sektora wyniesie 5,7 proc. PKB. Tymczasem na początku kwietnia okazało się, że deficyt wyniósł 6,6 proc. PKB. W 2025 r. według planu mieliśmy zredukować deficyt do 5,5 proc. PKB. Także i w tym przypadku realia są inne - w wieloletnich założeniach makroekonomicznych na lata 2025-29 opublikowanych przez MF z końcem kwietnia czytamy, że deficyt sektora w 2025 roku wyniesie 6,3 proc. PKB. A sama Komisja Europejska w majowej rundzie prognostycznej wskazała, że będzie to 6,4 proc. PKB.

Teraz do tych wskaźników dochodzą nieubłagane prawa polityki. Pokusa, by obiecać wyborcom np. nowe świadczenia albo obniżki podatków, może okazać się dla rządu nie do odparcia. Stawką jest wygrana w kolejnych wyborach parlamentarnych - w 2027 roku albo wcześniej, jeśli doszłoby do przyspieszonych wyborów. W takiej sytuacji wyborca zyskuje (np. więcej pieniędzy na konsumpcję po podwojeniu kwoty wolnej), ale budżet traci (np. istotną część wpływów z podatków) - jeśli, oczywiście, nie liczyć faktu, że rząd finansuje obietnice wyborcze nie swoimi pieniędzmi, ale pieniędzmi nas wszystkich.

Czy Karol Nawrocki będzie torpedował politykę gospodarczą koalicji?

Tutaj jednak do akcji może wkroczyć prezydent Karol NawrockiNie spodziewałbym się jednak poluzowania, bo prezydent może pilnować, by deficyt i wydatki się nie zwiększały. Pamiętajmy, że ten deficyt i tak jest wysoki, a zapisy ze średniookresowego planu budżetowo-strukturalnego zobowiązują nas do jego obniżenia. Tego oczekuje Komisja Europejska - mówi Grzegorz Maliszewski z Banku Millennium.

- Podwojenie kwoty wolnej, jak i zrealizowanie innych obietnic wyborczych może okazać się trudne, bo prezydent nie będący z ugrupowania rządowego może ograniczać pole manewru. Konsolidacja fiskalna, jeśli będzie następowała, to może być wolniejsza, niż zakładaliśmy. 

Paradoksalnie weto Karola Nawrockiego np. dla podwojenia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł może oznaczać korzyści dla budżetu - z czysto ekonomicznego punktu widzenia. 

- Efekty pozytywne dla finansów publicznych - będące pokłosiem tego, że prezydent Nawrocki nie podpisze np. ustawy zmniejszającej jakiś podatek - paradoksalnie mogą występować, tak, jak to miało miejsce ostatnio w przypadku obniżenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców - mówi Interii Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. 

Przypomnijmy - prezydent Andrzej Duda zawetował na początku maja zawetował obniżkę składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, którą w kształcie przedstawionym mu do podpisu - po długich wewnętrznych tarciach - wypracowała koalicja. Zmiana - gdyby weszła w życie - dotyczyłaby 2,5 mln prowadzących działalność gospodarczą i kosztowałaby budżet państwa 4,6 mld zł (o taką kwotę miałyby się zmniejszyć wpływy ze składki zdrowotnej do kasy NFZ). Prezydent argumentował, że w pracach nad ustawą pominięto etap konsultacji społecznych, a sama obniżka składki stoi w sprzeczności z zasadami sprawiedliwości społecznej. "Przy okazji" zostawił w budżecie prawie 5 mld zł.

"Kij w szprychy" rządu to cios wizerunkowy dla koalicji

Jednak czysto politycznie rzecz ujmując, każdego tego rodzaju weto ze strony Karola Nawrockiego będzie stanowić dla rządu Donalda Tuska ogromny problem wizerunkowy. Będzie on dotkliwy zwłaszcza w przypadku podwojenia kwoty wolnej. Koalicja wciąż tej obietnicy nie dowiozła, tłumacząc się kosztami dla finansów państwa (MF szacuje koszt wprowadzenia stosownej ustawy na ok. 56 mld zł), ale przed drugą turą wyborów prezydenckich premier zadeklarował na antenie TVN24: "Do końca tej kadencji wywiążemy się z niej", podkreślając, że jest to jego "twarda obietnica".

Jak dodał, nie jest w stanie powiedzieć, czy stanie się to w przyszłym roku, bo "to będzie zależało od tego, jak wysoko trzyma się deficyt".

 

Także minister finansów Andrzej Domański deklarował, że jego resort pracuje nad planem podwyższenia kwoty wolnej od podatku dochodowego i chciałby wdrożyć go do końca tej kadencji, czyli do 2027 r. - ze wskazaniem na wcześniejszą datę. "Chciałbym, żeby to było wcześniej. Rok wyborczy to jest 2027, czyli zostaje nam jeszcze rok 2026" - mówił w marcu na radiowej antenie Andrzej Domański.

- Generalnie wydaje się, że ta trudna kohabitacja - podobnie jak z prezydentem Andrzejem Dudą - może powodować, że rząd i większość parlamentarna będą skłonni do utrzymywania luźnej polityki fiskalnej, po to, żeby zwiększyć swoje szanse w wyborach 2027 (lub wcześniejszych) - stwierdza Piotr Bujak z PKO BP.  

- Takie są oczekiwania inwestorów, takie opinie często pojawiają się wśród uczestników rynku i w ślad za opiniami, że polityka fiskalna może dłużej pozostać ekspansywna, pojawiają się przypuszczenia, że polityka pieniężna może stać się ponownie bardziej konserwatywna - co oznacza, że po dostosowaniu stóp procentowych w maju o 50 pkt. bazowych kolejne obniżki stóp będą ostrożniejsze: skala pojedynczych cięć może być mniejsza, a także samych obniżek może być mniej lub wystąpią one później - dodaje.

Relacje prezydent-rząd. Rynek czeka i obserwuje

Nasz rozmówca przyznaje, że ekonomiści i analitycy rynkowi pilnie śledzą procesy polityczne, bo mają one przełożenie na gospodarkę

- W takim kontekście, z jednej strony można teraz oczekiwać, że wobec porażki w wyborach prezydenckich będą pogłębiać się różnice zdań i napięcia w ramach rządzącej koalicji, ale z drugiej strony można też wyobrazić sobie, że pojawi się tendencja do konsolidacji i większa wola zgodnego działania - i łatwiej będzie koalicjantom znaleźć wspólny język. W efekcie możemy też obserwować skuteczne działania rządu - w skali ograniczonej ewentualnym prezydenckim wetem - mówi główny ekonomista PKO BP.

- Trzeba poczekać kilka tygodni na ujawnienie się dynamiki procesów politycznych. Pojawiające się dotychczas opinie inwestorów i analityków, jak również dość wyważona reakcja rynku bez wyraźnego kierunku, pokazują, że wszyscy czekają, aż stanie się jasne, w którą stronę będzie zmierzać polska scena polityczna, a w tym kontekście również polityka fiskalna oraz monetarna - podsumowuje.

Czytaj więcej: Hołownia zwrócił się do Nawrockiego. "Przed panem jedno zadanie"

Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, wskazuje, że dyskusje o bieżącej polityce gospodarczej rządu i potencjalnym luzowaniu fiskalnym - które samo w sobie nie budziłoby zachwytu inwestorów - to rozmowy o konsekwencjach krótkoterminowych. Jednocześnie "dużym ryzykiem jest perspektywa polskiej gospodarki po 2027 roku". - Jeśli zrealizowałby się scenariusz, w którym władzę przejmują ugrupowania prawicowe, a rząd i prezydent są z jednego obozu, mogłoby to wpłynąć na relacje Polski z UE, napływ środków unijnych i ryzyka instytucjonalne. Krótkoterminowo wynik wyborów prezydenckich nie zmienia istotnie scenariusza makroekonomicznego, ale perspektywy poza rok 2027 obarczone są większą niepewnością.

Katarzyna Dybińska

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »