Rafał Woś: Numer na "psiembiorcę" już nie działa
Przejrzałem program gospodarczy Konfederacji. Z taką ofertą Mentzen i spółka nigdy nie dotrą do nikogo poza swoim "sufitem". To znaczy poza młodymi i zdrowymi ludźmi przed czterdziestką, których nie interesuje nic poza czubkiem ich własnego nosa.
Jeśli jeszcze nie przeglądaliście programu Konfederacji, to... możecie sobie darować. Nie znajdziecie tam niczego nowego. Nowego ponad to, co Sławomir Mentzen i jemu podobni wolnorynkowcy powtarzają od dawna. Krytyka otaczającego nas zewsząd "socjalizmu", odwołanie wyłącznie do interesu i etyki "ciężko pracującego przedsiębiorcy". Zapowiedź okrojenia zdobyczy polskiego państwa dobrobytu, bo "za drogie". I obniżenia podatków, bo "łupieżcze". Plus wszechogarniające założenie, że rynek i tzw. wolna konkurencja uregulują stosunki ekonomiczne dużo lepiej niż "głupie i marnotrawne" państwo. Wygląda to wszystko, jakby Mentzen i Bosak wpisali do ChataGPT polecenie: "napisz nam program ekonomiczny zgodny z duchem Korwinizmu-Mikkizmu zmieszanego z Balcerowiczem". I wcisnęli enter.
"U mnie działa" - mówią informatycy, jak nie chce im się zająć jakimś problemem, który im zgłaszamy. Podobnie jest - zdaje się - z Konfederacją i jej podejściem do kwestii ekonomicznych. Ich program też działa i rezonuje wyłącznie "u nich". To znaczy w odniesieniu do ludzi, którzy znajdują się na pewnym specyficznym etapie zawodowego i osobistego rozwoju. Po pierwsze, są młodzi. Po drugie, zdrowi. Po trzecie, dobrym zdrowiem cieszą się (zazwyczaj) jeszcze ich najbliżsi. Po czwarte, sami boksują się z życiem jeszcze na tylko krótko, że wciąż zachowują jeszcze sporo sił witalnych.
W naturalny sposób zakładają przy tym, że to... się nie zmieni. To znaczy, że zawsze będą młodzi, zdrowi i pełni werwy. Gotowi do - jak to sami mówią - "ciężkiej pracy". Problem tylko w tym, że to się NA PEWNO zmieni. Bo nic nie trwa wiecznie. Także dzisiejsi wyborcy Konfederacji się zestarzeją. Posypią zdrownotnie. Wypalą. Odczują potrzebę uspokojenia. Wrzucenia na luz. Odpuszczenia. Zadbania o rzeczy, które są w życiu ważniejsze od ciężkiej pracy. I czasem - niestety - trudne do pogodzenia z jej (tejże pracy) zaborczością.
Tak samo mieli przecież dawni korwiniści sprzed lat. Niegdyś zafascynowani radykalizmem i czystością przekazu libertariańskiego. Tak chętni do piętnowania absurdów praw pracowniczych. Dopóki sami nie stanęli oko w oko z pracodawcą, który robił ich na pieniądze. Albo perorujący o "państwie marnotrawnym". Do momentu kiedy 500+ nie podreperowało im domowego budżetu w kryzysowej sytuacji choroby albo biznesowego nieurodzaju. Jeszcze inni byli przekonani o tym, że prywatne zawsze lepsze od państwowego. I z każdym wypitym kraftowym piwem się w tym swoim flow jeszcze nakręcali. Dokąd nie przyszło im przejść lub zorganizować rodzicom czy dzieciom jakiejś bardziej skomplikowanej operacji medycznej. I kiedy okazało się, że prywatny ubezpieczyciel takich usług niestety nie oferuje. I że z tym to "proszę do państwowego".
Konfederacja ze swoim libertariańskim podejściem do gospodarki tego wszystkiego nie przewiduje. Bo przecież u nich działa. Odwołują się więc w konsekwencji tylko do silnych, młodych i zdrowych. Do ich interesu oraz do ich etyki. Cała reszta ma się dopasować. Starsi albo nieprzedsiębiorczy mają - zdaniem Mentzena - stanąć z boku i kibicować panu biznesmenowi w ich bojach z państwem. A emeryt i emerytka powinni rozpoczynać dzień od modlitwy, by właściciele spółek mieli mniej skomplikowany system VAT. I żeby mogli płacić jeszcze niższe podatki. A w zamian Konfa zabierze im 13. i 14. emeryturę. Oraz nie pozwoli, by podwyższono kwotę świadczenia 500+. Serio, tak jest kalkulacja? Przecież to jest niepoważne. To jakiś przedziwny narcyzm obecnej generacji liderów Konfederacji (faceci między trzydziestką a czterdziestką) przekonanych o tym, że wszystko kręci się wokół nich.
Tymczasem to jest przecież ułuda. Skuteczna demokratyczna polityka polega wszak na tym, by przekonywać do siebie szerokie masy społeczne. Twoja oferta polityczna musi trafiać do większości. Musi odwoływać się do takich kategorii, które łączą ludzi różnych generacji, różnych wrażliwości i różnych klas społecznych. PiS i KO to rozumieją. Swoje sieci zarzucają szeroko. Pozostali sami się marginalizują. Popełniają błąd, idąc w narracje skierowane na obsłużenie interesu mniejszości. Lewica wielbi ruchy LGBTQ+ i ma wśród nich duży szacun. Ale czy to może im przynieść wyborczy sukces? Przeciwnie. To raczej droga do politycznej marginalizacji. Podobnie jest z Konfederacją i jej fiksacją na losie "świętego przedsiębiorcy". To także narracja mniejszościowa. Ślepa uliczka. A Mentzen i Bosak w tę uliczkę wjeżdżają z impetem dzika pędzącego w górę żołędzi.
Dziwi to również dlatego, że Konfederacja faktycznie ma zaś sobą parę dobrych miesięcy. To był czas, gdy zdołali wypracować sobie pozycję "trzeciej siły" w nadwiślańskiej polityce. Jakiejś realnej i nieplastikowej alternatywy politycznej dla PiS i KO. Tamten sondażowy sukces Konfederaci zawdzięczają jednak właśnie wyważonemu rozłożeniu akcentów. Stworzeniu oferty na wielu polach. W polityce dotyczącej pandemii, poprawności politycznej, Unii Europejskiej czy wojny na wschodzie.
Jednak zakładanie, że wszyscy ci, których udało się złowić w minionych miesiącach są trzydziestoletnimi, zdrowymi przedsiębiorcami to bardzo wielki błąd. Pójście tą drogą oznacza dla Konfederatów, że wyżej, niż są, już nie podskoczą. Bo w Polsce roku 2023 numer "na psiembiorcę" już po prostu nie działa.
Rafał Woś
Autor felietonu wyraża własne opinie.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.