Rafał Woś: Spór o składkę zdrowotną przypomniał, kto jest kim w sporze o polską gospodarkę
Rząd Tuska przez długi czas przypominał wilka przekonującego Kapturka, że wcale nie zamierza go zjeść. Wszystko przecież gruntownie przemyślał i teraz jest już wegetarianinem. Jednak sprawa składki zdrowotnej sprawiła, że zew liberalnych nawyków wziął górę. I kiedy już wydawało się, że NFZ zostanie zmasakrowany, do gry wszedł prezydent z fuzją wycelowaną prosto w paszczę wilka.
Wiele wskazuje na to, że weto w sprawie obniżenie składki będzie ostatnią efektowną - mówiąc językiem koszykarskim - czapą, jaką dostanie od prezydenta Dudy rząd Donalda Tuska. Pałac Prezydencki oficjalnej decyzji jeszcze nam nie zakomunikował. Jednak blokadę zasugerował w ostatnich dniach sam Andrzej Duda. I to dwukrotnie. Raz w czwartek goszcząc na zjeździe największego w Polsce związku zawodowego czyli "Solidarności". A potem w niedzielę, gdy występował na konwencji ubiegającego się o prezydenturę Karola Nawrockiego. Warto tu jeszcze dodać, że i sam Nawrocki po okresie kluczenia w temacie składki (wiadomo, walka o głosy Konfederatów) teraz stanął już jednoznacznie na stanowisku, że gdyby to on miał podejmować decyzję w sprawie tej ustawy, to posłałby ją do kosza.
W przypadku Nawrockiego są to jednak rozważania czysto teoretyczne. To prezydent Duda będzie musiał tu podjąć ostateczną decyzję. Zgodnie z porządkiem legislacyjnym stanie się to najpóźniej w tygodniu poprzedzającym pierwszą turę wyborów. Będzie to zresztą dla Dudy doskonała okazja, by pożegnać się z rolą głowy państwa z przytupem. A przy okazji namieszać trochę w bieżącej polityce.
Tak się bowiem złożyło, że obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców urosło w ostatnich tygodniach do roli wielkiego sporu o filozofię polityki ekonomicznej obecnego rządu. Jest to na dobrą sprawę największy tego typu spór od grudnia 2023 roku. A może pierwszy taki spór. W czasie półtora roku swojego istnienia gabinet Tuska jak ognia unikał przecież wyrazistych posunięć na polu ekonomicznym. Miarą tego zjawiska jest już choćby to, że minister finansów Andrzej Domański, jeśli kojarzy się dziś szerszym rzeszom Polaków w ogóle z czymkolwiek, to raczej ze... wstrzymaniem pieniędzy publicznych dla Prawa i Sprawiedliwości. A na pewno nie z żadnymi posunięciami, ustawami albo projektami z poletka finansowo-gospodarczego. Mało tego. Idę o zakład, że nazwisk ministrów rozwoju (czyli tego działu, który kiedyś był gospodarczym sercem rządu) nie zna nawet większość dziennikarzy politycznych w kraju. Dla porządku przypomnę, że było ich dotąd w rządzie Tuska dwóch - jeden nazywał się Hetman, a drugi Paszyk. Mówi wam to coś? No właśnie.
W tym szaleństwie była - by tak rzec - pewna metoda. Rząd Tuska przez pierwsze półtora roku ekonomią interesował się raczej nieszczególnie. Obsadził stanowiska, wyciął PiSiorów i... osiadł na rozpoczętych w minionych latach projektach. Jedne kontynuując, inne wygaszając celowo, jeszcze innym zaś pozwalając umrzeć po cichu z powodu niedożywienia. I dopiero spór o składkę zdrowotną stał się pierwszą konkretną i żywą decyzją, która zmusiła "uśmiechniętych" do opowiedzenia się, czego właściwie chcą i do czego zmierzają. Tu uniki oraz okrągłe zdania już wystarczyć nie mogły.
Obniżka składki była oczywiście starym postulatem z czasów opozycyjnego krytykowania PiS-u za wszystko pod słońcem. W tym wypadku za próbę reformy filozofii podatkowej podjętej przez rząd Morawieckiego w latach 2021-2022 czyli za tzw. Polski Ład. Sensem tamtych zmian było odwrócenie degresywnego charakteru polskich podatków, czyli sytuacji w której lepiej zarabiający wcale nie biorą na swoje barki większych (procentowo względem dochodu) danin publicznych. A nierzadko cieszą się wręcz przywilejami, które słabiej zarabiającym są niedostępne.
Tamten sen o podatkach progresywnych (im więcej zarabiasz, tym mocnej się dokładasz) upadł jednak pod ciosami przeciwników. I to głównie z łona liberalnej frakcji w Zjednoczonej Prawicy. Podwyższenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców było zaś jednym z niewielu osiągnięć PiS-owskiej frakcji socjalnej (z Jarosławem Kaczyńskim włącznie) w ramach generalnie nieudanego "Polskiego Ładu". Po wyborach 2023 roku temat podchwyciła Trzecia Droga - desperacko szukająca jakiejkolwiek ideowej tożsamości w ramach uśmiechniętej koalicji. Ich plan był taki, by stać się wyrazicielem głosu "przedsiębiorcy uciśnionego" w ramach gabinetu Tuska. Oczywiście sama KO nie zamierzała oddać tego poletka walkowerem i zaczęła się licytacja na "liberalny populizm". Kompletnie w ramach tego rządu zmarginalizowana Lewica nie miała siły, by się temu przeciwstawić. Ostatecznie obniżka składki przeszła w parlamencie głosami KO i TD. Sprzeciw Lewicy oraz opozycyjnego PiS-u na nic się tu zdał. Ustawa przeszła cieniutką większością. Ale przeszła.
Przy okazji tego procesu legislacyjnego odbyła się jednak (co wyjątkowe dla naszego spękanego polaryzacją Sejmu) całkiem solidna i merytoryczna debata. W jej ramach dobrze wybrzmiały argumenty przeciwników obniżki. Głównie ten dowodzący, że wyjęcie kolejnych 4-6 mld złotych ze środków NFZ żadną miarą nie przyczyni się do polepszenia sytuacji w polskim zdrowiu publicznym. A raczej przyniesie skutek odwrotny - jeszcze dłuższe kolejki u lekarzy i jeszcze gorszą kondycję finansową szpitali. I tu nie pomoże ani słynna "magiczna różdżka" minister Leszczyny, ani na nic się zdadzą zapewnienia lidera TD Szymona Hołowni, że pod jego rządami lekarze sami będą dzwonili do pacjentów. Głosując ograbienie NFZ filary rządu Tuska same rozbiły swoją własną narrację o potrzebie wyciągania polskiej służby zdrowia z zapaści. Ich troska o służbę zdrowia stała się oksymoronem.
Drugim ważnym argumentem przeciwników obniżki było przypomnienie, że ponowne uprzywilejowanie samozatrudnienia względem umowy o prace to powrót do tych patologii III RP, gdy "pieniądz gorszy wypierał lepszy". Efektem była plaga fikcyjnego samozatrudnienia w przypadkach, gdy pracownik ewidentnie świadczył pracę etatową. Niższe opodatkowanie udawanej przedsiębiorczości sprawiało jednak, że pracownik tracił szanse na prace w ramach umów opartych o kodeks pracy.
Obniżka składki przypomniała, że spór pomiędzy różnymi filozofiami polityki gospodarczej jest w Polsce realny. Rząd Tuska (mimo sprzeciwu koalicjanta) stanął na pozycjach liberalnych. Choć przez ostatnie miesiące próbował wszystkich wokół przekonać, że taki powrót nie wchodzi w ogóle w grę. Stało się inaczej. Spór o składkę zmusił uczestników polskiej polityki do pokazania prawdziwych kolorów oraz przypomnienia, gdzie stoją w sporze o gospodarkę. Zakończenie sporu prezydenckim wetem będzie - jeśli do niego dojdzie - efektownym finałem całej sprawy. I wpłynie na wynik wyborów 18 maja i 1 czerwca.
Wpłynie - moim zdaniem - niekoniecznie tak, jak sobie Trzecia Droga i Koalicja Obywatelska wyśniły.
Rafał Woś
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.