Twórcy chcą pieniędzy z powtórek filmów i audiobooków. Trwa walka o tantiemy
"Twórczość to nie hobby, tylko ciężka praca" - przypominali artyści zgromadzeni przed Sejmem, gdzie odbyło się I czytanie nowelizacji projektu ustawy wprowadzającej prawo do otrzymywania tantiem z internetu. Walka o pieniądze trwa - środowiska twórców jeszcze nigdy nie były tak zjednoczone w swoich oczekiwaniach, choć ich lista jest coraz dłuższa. W grę wchodzi tu zarówno prawo do pobierania wynagrodzenia z m.in. reemisji filmów czy seriali, jak i pośrednictwa organizacji zbiorowego zarządzania w przypadku muzyków.
Pięć godzin trwały obrady sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, podczas których debatowano nad nowelizacją ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Projekt zwany potocznie "ustawą o tantiemach z internetu" spotkał się z dużym zainteresowaniem; w Sejmie pojawiło się około 150 osób, w tym aktorów, muzyków, scenarzystów, pisarzy. Etap I czytania ustawy nadszedł po długim czasie oczekiwania - Polska jest zobowiązana do zaktualizowania przepisów na podstawie dyrektywy unijnej (DSM) z 2019 roku, na co czas minął w czerwcu 2021 roku.
Po jesiennej zmianie władzy, gdy ministrem kultury został Bartłomiej Sienkiewicz, rząd opublikował swój projekt ustawy, na zapisy którego nie zgodzili się twórcy. Głównym postulatem było umieszczenie zapisów o prawie do pobierania tantiem wynikających z odtwarzania dzieł twórców w internecie. Po protestach, w których brali udział głównie przedstawiciele Stowarzszenia Filmowców Polskich, w tym Koła Młodych SFP, resort ugiął się i umieścił stosowny dopisek. Okazało się być to dopiero początkiem walki twórców o swoje prawa, czym zajmuje się obecnie już nowe kierownictwo ministerstwa, z Hanną Wróblewską na czele.
Twórcy najpierw domagali się wynagrodzenia z tytułu odtwarzania filmów czy muzyki na platformach streamingowych. Jest to istotne, bowiem obecne prawo ma już 30 lat; w latach 90. nikt nie oglądał w sieci seriali ani nie słuchał audiobooków w samochodzie. Co więcej, artyści, którzy tworzyli przed epoką powszechnego dostępu do internetu nie otrzymują wynagrodzenia za swoją twórczość, mimo że np. filmy z ich udziałem są teraz dostępne online.
Rząd PiS doskonale zdawał sobie sprawę, że termin implementacji prawa unijnego mija za jego kadencji - tym bardziej że opóźnienie wiąże się z karami finansowymi - więc rozpoczęto prace nad zmianą przepisów. Te utknęły jednak w martwym punkcie - zdaniem SFP był to wynik spotkania byłego premiera Mateusza Morawieckiego z szefem Netfliksa, Reeda Hastingsa w Polsce, które odbyło się na trzy dni przed wycofaniem projektu ustawy z prac rządu. W wyniku braku protokołu z tego spotkania ani braku informacji na ten temat w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów SFP złożyło w lutym br. zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie.
Jak potwerdził Interii przed posiedzeniem sejmowej komisji Dominik Skoczek, dyrektor SFP-ZAPA, po czterech miesiącach w toku postępowania nic się w tej sprawie nie zmieniło. Ponadto samo SFP nie podejmuje obecnie kroków, aby go przyspieszyć, skoro projekt ustawy w końcu pojawił się na agendzie prac sejmowych.
Tymczasem w Sejmie były minister kultury Piotr Gliński przekonywał, że powodem, dla którego nie podjęto prac legislacyjnych w kwestii tantiem z internetu było prowadzenie kampanii wyborczej. Przyznał, że przed wyborami tego typu "gorący temat" nie służy wypracowywaniu dobrych rozwiązań. Przypomniał też o zaskarżeniu dyrektywy, co zrobiła jedynie Polska, stąd opóźnienie w implementacji przepisów.
W kwestii opóźnienia wypowiedział się również prof. Jan Błeszyński, prof. Wydziału Prawa i Administracji UW, zajmujący się prawami autorskimi.
- To opóźnienie to nie wina kolejnych rządów, tylko nacisk grup interesu - wskazywał.
Osią problemu stały się art. 70 i art. 86 ustawy, w którym czytamy m.in. o prawie do wynagrodzenia dla twórców oraz o roli organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi. Projekt nowelizacji mówi o wprowadzeniu "wynagrodzenia z tytułu publicznego udostępniania utrwalenia artystycznego wykonania w taki sposób, aby każdy mógł mieć do niego dostęp w miejscu i czasie przez siebie wybranym".
Na konieczność wiernego oddania zapisów unijnej dyrektywy w polskim prawie zwracał uwagę Miłosz Bembinow, prezes Stowarzyszenia Autorów ZAiKS.
- Nie wystarczy zapisać w ustawie, że wynagrodzenie autorskie jest twórcom należne. Trzeba jasno zapisać, że ma być ono odpowiednie i proporcjonalne. Taki zapis przyjęły wszystkie kraje UE, które zaimplementowały dyrektywę o prawie autorskim. Z niezrozumiałych dla nas powodów te dwa słowa zostały w polskim projekcie pominięte. Tymczasem tylko odpowiednie i proporcjonalne wynagrodzenie autorskie gwarantuje twórczyniom i twórcom udział w komercyjnym sukcesie ich dzieła. Inaczej mówiąc, tylko taki zapis jest bronią twórców przeciwko jednorazowym, nierzadko rażąco niskim wynagrodzeniom za ich pracę - wyjaśnił.
Część z przedstawicieli środowisk twórców postuluje więcej zmian. Propozycje przedstawił m.in. Związek Artystów Scen Polskich. Dotyczą one przede wszystkim kwestii otrzymywania zapłaty za reemisję czy za pracę przy audiobookach, choć zdaniem prof. Błeszyńskiego brak reemisji "wynika nie z przepisu, a z jego wadliwego odczytania w orzecznictwie sądowym". Zwracał on uwagę, że w 1994 roku, gdy poprzednia wersja ustawy weszła w życie, postęp technologiczny był na innym poziomie niż dzisiaj.
- Poszerzenie wynagrodzenia o internet było wspólnym oczekiwaniem całego środowiska. Niestety po raz kolejny pominięto w tej zmianie reemitowanie, które jest niezwykle ważnym sposobem korzystania z filmów i seriali, zarówno jeśli chodzi o skalę przychodów operatorów płatnych telewizji kablowych i satelitarnych, jak i skalę tego korzystania. Chodzi tu o kilkadziesiąt programów telewizyjnych, w których reemitowane są programy z filmami i serialami - wyjaśniał Krzysztof Szuster, prezes ZASP.
- Wnioskujemy o przywrócenie usuniętego na ostatnim etapie procedury legislacyjnej w rządzie tzw. mechanizmu rozszerzonych licencji zbiorowych przy udzielaniu licencji platformom takim jak YouTube czy serwisom społecznościowym takim jak Facebook, Instagram czy X. Twórcy czy reprezentujące ich organizacje nie są w stanie skutecznie z takimi wielkimi big-techami prowadzić rozmów. Był na to zastosowany i zaproponowany przez Ministerstwo Kultury mechanizm, który to ułatwiał; został on usunięty - mówił z kolei Dominik Skoczek.