Wiek emerytalny w Polsce nie do ruszenia? "Przestańmy się oszukiwać"

Podniesienie wieku emerytalnego wróciło do debaty publicznej dość nieoczekiwanie, w środku lata. Dyskusja rozgorzała na nowo po wypowiedzi minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, która stwierdziła, że od tematu "nie uciekniemy". Były to słowa prorocze, bo temat "żyje" od kilkunastu dni, a kolejni politycy dorzucają do dyskusji nowe wątki. Dominuje przekaz, że nikt nie chce zmusić Polaków do dłuższej pracy, a jedynie zachęcić. Ryszard Petru proponuje nawet specjalną premię roczną dla tych, którzy po osiągnięciu wieku emerytalnego będą pracować dalej. Czy taką właśnie drogę - zachęt - obiorą politycy, aby rozwiązać problemy, jakie stawia przed nami demografia?

W 2023 roku, według danych Głównego Urzędu Statystycznego, współczynnik dzietności w Polsce wyniósł 1,158. Dla uproszczenia zaokrąglijmy tę wartość do 1,16. Łatwiej nam będzie wówczas wyobrazić sobie, co to oznacza w praktyce. 

Demografia nam nie sprzyja. Seniorzy na barkach wnuków

Dzietność na poziomie 1,16 oznacza, że 100 parom urodziło się w sumie 116 dzieci. Przyjmując, że w tej grupie 116 dzieci było 58 chłopców i 58 dziewcząt, z których powstanie 58 par, i zakładając, że współczynnik dzietności za 20-30 lat będzie nadal na tym samym poziomie, możemy obliczyć, że tym 58 parom (po osiągnięciu przez nie wieku rozrodczego) urodzi się 67 dzieci. Oznacza to, że za kilkadziesiąt lat na 100 par, od których rozpoczęliśmy nasze obliczenia - a więc na 200 osób, które zdążą już osiągnąć wiek emerytalny - pracować będzie 67 "wnuków".

Reklama

- Jedną z fundamentalnych rzeczy, z którą musimy się zderzyć, jest kryzys demograficzny i jego konsekwencje. 15 lat temu na jednego emeryta pracowało około czterech osób. Teraz pracuje już mniej niż trzy, a w połowie wieku będzie pracowało mniej niż dwie osoby na jednego emeryta - powiedziała w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. 

Wątek ten pojawił się nieprzypadkowo w rozmowie poświęconej generalnie funduszom europejskim. To właśnie szefowa MFiPR na początku sierpnia powiedziała, że "nie wyklucza" podniesienia wieku emerytalnego, otwierając polityczną "puszkę Pandory". 

W obecnej koalicji rządzącej są politycy, którzy w 2013 r. wprowadzili reformę prowadzącą do tego, że mężczyźni i kobiety mieli przechodzić na emeryturę w wieku 67 lat. Wiek emerytalny miał wzrastać stopniowo - do 2020 roku w przypadku mężczyzn i 2040 roku w przypadku kobiet. Politycy z PO i PSL dobrze pamiętają, jak ocenili ich za to wyborcy w wyborach parlamentarnych 2015 roku. PiS, które przejęło wówczas władzę, w 2017 roku cofnęło tę reformę i dziś powszechny wiek emerytalny w Polsce nadal wynosi 60 lat dla kobiet oraz 65 lat dla mężczyzn.

Politycy wobec podniesienia wieku emerytalnego. Padają zapewnienia

To dlatego premier Donald Tusk jeszcze przed wyborami 2023 zapewniał: "Nie będziemy podnosić wieku emerytalnego po wygranych wyborach". Teraz "z pomocą" pospieszył mu minister finansów Andrzej Domański. W rozmowie z "Newsweekiem" przekonywał, że "nie ma absolutnie żadnej dyskusji" o podniesieniu wieku emerytalnego w Polsce. - Nie zostanie zmieniony, bo taka jest wola Polaków - mówił. A wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski w wypowiedzi dla "Super Expressu" podkreślił, że jego formacja, czyli Lewica, na podwyższenie wieku emerytalnego nigdy się nie zgodzi. 

- Nigdy i nigdzie o tym na poziomie rządowym nie było mowy. Padają czasem takie wypowiedzi medialne, jak ta pani ministry Pełczyńskiej-Nałęcz, ale żadne prace się w tym temacie nie toczą - dodał wicepremier.

Sama szefowa MFiPR przyznała w rozmowie z "DGP", że temat jest "trudny" - ale, jak zaznaczyła, jeśli "trudny temat będzie zamiatany pod dywan, to problemów nie rozwiążemy". 

- Zamknijmy temat podwyższania wieku emerytalnego. Nie ma do tego woli politycznej. Czy to oznacza, że nie ma kryzysu demograficznego i jego konsekwencji? Będą i są - stwierdziła Pełczyńska-Nałęcz.

Liczba Polaków w wieku produkcyjnym będzie spadać

Co do tego nie ma wątpliwości. W niedawno opublikowanym opracowaniu "Rozwój regionalny Polski - raport analityczny 2023" GUS oszacował, że w 2060 r. liczba ludności w wieku produkcyjnym w Polsce spadnie do ok. 15,0 mln z 21,7 mln w 2025 r. Wiek produkcyjny to wiek zdolności do pracy - dla mężczyzn wynosi on 18-64 lata, dla kobiet - 18-59 lat.

 

Dodatkowo, według GUS, w Polsce poczynając od 2052 r. na 100 osób w wieku produkcyjnym przypadać będzie ponad 100 osób w wieku nieprodukcyjnym - czyli zarówno osób w wieku poprodukcyjnym, jak i tych, które nie osiągnęły jeszcze wieku produkcyjnego, a więc dzieci i młodzieży. Coraz mniej osób będzie pracować, coraz więcej - polegać na pracy innych, młodszych. Ale tych młodszych też będzie coraz mniej.

Co wobec tego robić? Politycy wiedzą już, jak ostrożnie stąpać po ryzykownym gruncie podwyżki wieku emerytalnego

- Przede wszystkim ludzi warto zachęcać do pracy. Warto, żeby ludzie widzieli, że dłuższa praca im się opłaci - powiedziała "DGP" minister Pełczyńska-Nałęcz, wskazując na takie rozwiązania, jak "pomysł, żeby 13. emerytura była zwracana osobie, która pracuje powyżej wieku emerytalnego". 

Wtóruje jej minister Domański: - Trzeba tworzyć warunki do tego, żeby ludzie mogli i chcieli być dłużej aktywni zawodowo i żeby wszyscy więcej oszczędzali na emeryturę - powiedział "Newsweekowi". Ryszard Petru, ekonomista i poseł Polski 2050, na platformie X zaproponował zaś  "jednorazową dopłatę w wysokości 2000 zł jako premię za dłuższą pracę" wypłacaną za każdy rok pracy po osiągnięciu wieku emerytalnego.

Ekonomistka: Do dłuższej pracy niezbędne jest dobre zdrowie

- Doświadczenie podniesienia wieku emerytalnego za poprzedniego okresu sprawowania władzy przez część obecnej koalicji wyraźnie wskazuje, że tego podniesienia nie będzie. Było ono bardzo bolesne i pokazuje, że politycznie nie da się tego zaakceptować - mówi Interii dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

- Należy jednak pamiętać, że wiek emerytalny to prawo do emerytury, a nie obowiązek przejścia na nią - dodaje. - Trzeba więc szukać rozwiązań, które będą zatrzymywać na rynku pracy osoby wchodzące w ten wiek i które będą miały prawo do przejścia na emeryturę. W tym celu należy tworzyć zachęty, a do tego z kolei potrzebny jest dialog z firmami, przedsiębiorcami, ale też instytucjami publicznymi - placówkami edukacyjnymi, służby zdrowia czy opieki społecznej - jak one to widzą i co z ich perspektywy jest potrzebne, by mogły wydłużać okres zatrudnienia osób wchodzących w wiek emerytalny. Rozmawiajmy też o tym, jak uelastycznić formy zatrudnienia - bo część osób może chcieć pozostać na rynku pracy, ale nie na pełnym etacie - wskazuje.

Kolejna sprawa to wsparcie kompetencji osób, które miałyby pracować dłużej mimo przekroczenia metrykalnej granicy uprawniającej do odpoczynku na emeryturze

- Bez względu na to, jaki wykonujemy zawód, w dzisiejszym świecie są nam potrzebne kompetencje cyfrowe - mówi dr Starczewska-Krzysztoszek. - A większość osób w wieku "60 plus" czy "65 plus" te kompetencje ma siłą rzeczy słabsze, trzeba więc stworzyć im warunki do podnoszenia tych kompetencji w przyjaznym otoczeniu. Oprócz działań profinansowych, ważne są więc także działania edukacyjne.

Ekonomistka zwraca też uwagę na pomijany często aspekt w debacie o wydłużaniu aktywności zawodowej: Polska musi mieć taki system ochrony zdrowia, by zadbać o jak najdłuższe dobre samopoczucie i zdrowie swoich obywateli. - Nasza skłonność do pracy powyżej wieku emerytalnego wiąże się z tym, czy czujemy się na siłach pracować. W tym kontekście bardzo ważne jest życie w zdrowiu. Jeśli kobieta "60 plus" i mężczyzna "65 plus" będą dłużej żyli w zdrowiu, to chętniej też będą pozostawali dłużej na rynku pracy. 

- Trzeba po prostu wysypać klocki na stół i z tych klocków ulepić dobre rozwiązanie - konkluduje ekspertka.

Uwaga na kosztowne zachęty. "Brnięcie w ślepą uliczkę"

Dr Tomasz Lasocki z Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich, sceptycznie podchodzi do wszelkiego rodzaju zachęt.  - Osobiście stoję na stanowisku, że zachęcanie Polaków do tego, by pracowali jak najdłużej, zamiast podniesienia wieku emerytalnego, to plasterek na odciętą nogę - mówi Interii. -

- Na całym świecie jest tak, że ludzie przechodzą na emeryturę wtedy, kiedy to się im opłaca - a zawsze opłaca się to w niedługim czasie od osiągnięcia wieku emerytalnego. W Polsce, przy jeszcze całkiem dużej proporcji miedzy nowymi emeryturami a dotychczasowymi zarobkami, opłaca się tym bardziej, że bez problemu można następnie wrócić do pracy, pobierając emeryturę i pensję. Szukanie innych sposobów na odłożenie pobierania emerytury niż podniesienie wieku emerytalnego to brnięcie w ślepą uliczkę. Albo zachęty nie przekroczą wartości emerytury, więc skorzystają tylko ci, którzy i tak odłożyliby moment przejścia - to już ćwiczymy z tak zwaną ulgą dla seniorów. W 2022 r. skorzystało z niej zaledwie 132 tys. osób, kosztowała 7 mld zł, a efektywny wiek emerytalny ani drgnął - zwraca uwagę. 

Jednocześnie ekspert nie ma złudzeń, że argumenty ekonomiczne wygrają z politycznymi. Jak zaznacza, warto jednak rozmawiać i zwiększać społeczną świadomość problemu, czyli związku między krótszą aktywnością zawodową i niższym świadczeniem z ZUS.

Uczciwość względem wyborców wymaga tego, żeby w Polsce toczyła się dyskusja o wieku emerytalnym. Ja sam też nie oczekuję od polityków w tej kadencji, że oni wiek emerytalny podniosą, bo ewidentnie nie ma ku temu politycznej woli, ale przynajmniej dobrze by było rozmawiać o tym jak najwięcej, by pokazywać skutki pozostawienia wieku emerytalnego kobiet na najniższym poziomie w Unii Europejskiej. Dobrze, że są politycy podejmujący te tematy. Rozumiem też, że są politycy, którzy się tych tematów boją - bo społeczeństwo po prostu nie wie, jakie są konsekwencje różnic w wieku emerytalnym kobiet i mężczyzn i w ogóle zbyt niskiego wieku emerytalnego. Dlatego w Polsce jest to temat politycznego tabu i jesteśmy pod tym względem w politycznej ślepej uliczce. Kiedy jedni politycy chcieli podnieść ten wiek emerytalny i rozpisali nawet proces dochodzenia do wyższego wieku emerytalnego na dekady (z naukowego punktu widzenia nic, tylko przyklasnąć), przyszli drudzy i politycznie straszyli wiekiem 67 lat i nonsensownym zarzutem "pracy do śmierci". Wiemy, jak to się skończyło. 

Tymczasem - zwraca uwagę nasz rozmówca - problem niskich świadczeń emerytalnych dotyczy w Polsce głównie kobiet. Wynika to wprost z różnicy w wieku emerytalnym dla obu płci. - Liczbą, o której rzadko mówi się w tym kontekście, jest porównanie przeciętnego stanu kont emerytalnych kobiet i mężczyzn. W wieku 58 lat różnica na korzyść mężczyzn wynosi 3 proc. Kiedy jednak porównujemy już emerytury, różnica ta wzrasta 10-krotnie, do 30 proc. na korzyść mężczyzn. Jesteśmy jedynym narodem w tej części Europy (bez Rosji, Białorusi i Turcji), który ma tak niski wiek emerytalny dla pań. Warto podkreślać, że Polki cieszą się dobrym zdrowiem niemal do 64. roku życia i nie ma żadnych powodów - oprócz sentymentalnych - by nie pracowały dłużej.  

Wyższy efektywny wiek emerytalny przy zamrożonym ustawowym to mrzonka?

- Obecny system emerytalny jest tak skonstruowany, że dużo przerw w pracy z tytułu urlopów macierzyńskich, wychowawczych itp. jest uwzględnianych i składki za te okresy są odprowadzane przez państwo, co istotnie łagodzi przerwy w pracy związane z macierzyństwem. To właśnie wcześniejsze przechodzenie pań na emeryturę jest głównym powodem niższych świadczeń, odpowiadającym za tę niekorzystną różnicę. W starym systemie emerytalnym wcześniejsze o 5 lat przechodzenie na emeryturę w przypadku pań skutkowało różnicą rzędu 7-8 proc., tu mamy wspomniane 30 proc. "Kara" za wczesne przechodzenie na emeryturę jest więc bardzo wysoka. Przestańmy się zatem oszukiwać i albo zrównajmy wiek emerytalny kobiet i mężczyzn do tych 65 lat, albo chociaż podnieśmy go paniom do 63 lat. 

Odnosząc się do zachęt dla osób, które już osiągnęły wiek emerytalny, by pracowały dłużej, dr Lasocki stwierdza: - Powiem: "albo-albo". Albo takie pomysły nie zadziałają i wydamy tylko kolejne miliardy bez celu, jak w przypadku "PIT-0 dla seniora", albo zachęty będą na tyle korzystne, że przewyższą wartość niepobranych emerytur - czyli będą jeszcze droższe niż wypłata emerytur. Najnowszy pomysł posła Ryszarda Petru z jednorazową wypłatą 2000 zł za rok zwlekania z emeryturą zaliczę do tych pierwszych. Rzeczywistego wieku emerytalnego nie podniesie, ale takim np. profesorom, którym nie spieszy się na emeryturę, coś ekstra spłynie - stwierdził. 

- Opowieści o zwiększaniu efektywnego wieku emerytalnego przy zamrożeniu tego ustawowego należy włożyć miedzy bajki i rozpocząć poważną dyskusję. Tym bardziej, że nasz system emerytalny jest obarczony takimi błędami, jak przeliczanie emerytury z urzędu w przypadku niektórych kobiet, które osiągnęły 65 rok życia. Skoro pobierana emerytura i tak jest przeliczana w wieku 65, to znika motywacja do dłuższej aktywności na rynku pracy. Można, oczywiście, zlikwidować ten przepis, ale to na pewno spotkałoby się z protestami części sceny politycznej, że rządzący chcą coś "zabrać kobietom" - stwierdził. 

- To, że Lewica jest przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego, jest tylko pozornym paradoksem - zauważa na koniec dr Lasocki. 

Teoretycznie jako partia ludzi pracujących powinna walczyć o to, by ludzie mogli jak najdłużej pracować w jak najlepszych warunkach, bo to da im niezależność ekonomiczną. Jednak filarem tej partii jest jedna z centrali związkowych, która podobnie jak ta związana z PiS, słucha z najwyższą uwagą związkowców w wieku "50 plus". Te osoby są w związkach bardziej aktywne w sferze legislacji i zainteresowane jak najszybszym przejściem na "zieloną trawkę", nawet kosztem zepchnięcia na boczny tor długoterminowej polityki rynku pracy - mówi. 

Faktem jest natomiast to, że liczebność starszych pokoleń wzrasta, a już "za chwilę" starzeć się będzie pokolenie dzisiejszych 40-latków, dlatego warto jak najwięcej rozmawiać o dostosowaniu powszechnego wieku emerytalnego zarówno do zwiększonych sił osób "60 plus", jak i do zmniejszania się zdolności społeczeństwa do przedwczesnego wypłacania emerytur - dodaje.

- Niewykluczone jednak, że te pokolenia zwolnią polityków z podejmowania niewygodnych decyzji. Być może obecni 40-latkowie, którym nieustannie przypomina się, że na emeryturze będą otrzymywać jakąś jedną trzecią swoich obecnych zarobków, uznają, że chcą pracować dłużej nie dlatego, że państwo im to nakazuje, a dla własnej korzyści. Pewne sygnały, że świadomość społeczna w tym względzie jest coraz większa, już są - jak poinformował niedawno ZUS, w ostatnich pięciu latach liczba czynnych zawodowo emerytów wzrosła o 14 proc., z 747 tys. w 2018 roku do 854 tysięcy w końcówce ubiegłego roku - podsumowuje.

Katarzyna Dybińska

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »