Wielka Brytania zbliża się do recesji. Londyn poradzi sobie gorzej od Moskwy - ostrzega MFW
W 2023 roku Wielka Brytania będzie pierwszym w Europie krajem, który wejdzie w recesję - prognozują eksperci. W opinii Banku Anglii, będzie ona trwała najwyżej rok, czyli o połowę krócej niż zapowiada Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW). Jego eksperci, podobnie jak Goldman Sachs twierdzą, że Londyn może osiągnąć w tym roku gorsze wyniki od Rosji.
Według prognozy opublikowanej w lutym przez MFW, Wielką Brytanię czekają dwa ponure lata. Będzie jedyną dużą gospodarką w Europie i jedynym krajem G7, który w 2023 r. wejdzie w recesję. Gospodarka - ostrzega MFW - skurczy się o 0,6 proc. i osiągnie gorsze wyniki niż Rosja, której wzrost gospodarczy ma wynieść w tym roku 0,3 proc. Pierre Oliver Gourinchas, główny ekonomista funduszu zapowiedział, że w ciągu roku Wyspy czeka “ostra korekta”, bo “kraj stoi w obliczu trudnych warunków”.
W podobnym tonie wypowiedział się na temat Londynu Goldman Sachs - jeden z największych banków inwestycyjnych świata. Zapowiada, że w ciągu tego roku spadek realnego PKB wyniesie w Wielkiej Brytanii 1,2 proc. Na wzrost, o 0,9 proc., trzeba będzie czekać do 2024 r. Takie prognozy stawiają kraj tylko nieznacznie przed Rosją, która według banku odnotuje w tym roku spadek gospodarczy o 1,3 proc. W przyszłym roku - zapowiada Goldman Sachs - jej gospodarka wzrośnie o 1,8 proc., o połowę więcej od Londynu.
Bardziej pocieszające wieści ma Bank Anglii (Bank of England - BoE) - brytyjski bank centralny. Twierdzi, że recesja potrwa niewiele ponad rok. Główną przyczyną poprawy sytuacji ma być spadek hurtowych cen energii i stabilizacja na rynku energetycznym kraju. Zahamowanie tempa wzrostu gospodarczego miałoby wynieść 1 proc., stopa bezrobocia wzrosnąć ma z 3,7 do 5,3 proc., a inflacja spaść do poziomu 8 proc.
Aby walczyć z inflacją, bank centralny zdecydował w tym tygodniu, po raz dziesiąty z rzędu, o podniesieniu stóp procentowych. Tym razem wzrosły one z 3,5 do 4 proc. To ich najwyższy poziom od ponad 14 lat. Andrew Bailey, prezes banku uzasadniał, że decyzję podjęto aby poradzić sobie z rosnącymi kosztami życia. Wyższe stopy mają zachęcić do oszczędzania i wydawania mniej, to zaś miałoby pomóc powstrzymać inflację. Bailey zastrzegł jednak, że jeśli tempo wzrostu cen się utrzyma, wkrótce oprocentowanie kredytów znów pójdzie w górę.
Decyzja banku centralnego zwiększa presję mieszkańców kraju, którzy od miesięcy borykają się z kosztami utrzymania. Obliczono, że po podwyżce oprocentowania właściciele domów obciążonych kredytem hipotecznym będą płacić miesięcznie około 49 funtów (257 zł) więcej. Wraz z inflacją spada siła nabywcza pieniądza. Eksperci wskazują, że jest to jeden z najszybszych spadków odkąd w Wielkiej Brytanii zaczęto prowadzić rejestry.
Równocześnie przybywa osób nieaktywnych zawodowo w wieku od 16 do 64 lat, które nie szukają zatrudnienia i dobrowolnie rezygnują z udziału w rynku pracy. Między innymi dlatego na Wyspach jest 1,1 miliona wakatów, najwięcej ze wszystkich krajów w Europie.
Osłabieniu gospodarczemu towarzyszy niestabilna sytuacja społeczna. Od miesięcy Wielka Brytania zmaga się z największą falą akcji protestacyjnych od pokoleń. Prowadzi je równocześnie siedem central związkowych. Na ulice wychodzą m.in. nauczyciele i wykładowcy, pracownicy kolei i linii autobusowych. Przyczyną są niskie płace i rosnące podatki, które - jak argumentują związkowcy - niedługo osiągną poziom z czasów II wojny światowej. “Brytyjska gospodarka pozostaje niestabilna” - zauważa Bank Anglii. Jego eksperci twierdzą, że kraj wróci do poziomów sprzed pandemii nie wcześniej niż w 2026 r.
Ewa Wysocka