"Wojny nabiałowo-mięsne" w Polsce. Czy walka dyskontów obniży inflację?
Początek roku upływa polskim konsumentom pod znakiem rywalizacji cenowej dwóch dyskontów, Biedronki i Lidla. Chociaż zaczęło się skromnie - od obniżki cen kilkudziesięciu artykułów w portugalskiej sieci handlowej - to obie strony szybko przeszły do działań obliczonych na maksymalne osłabienie przeciwnika, a także pogorszenie jego wizerunku w oczach klientów. O "totalnej wojnie" Biedronki i Lidla piszą media, do akcji wkracza komornik, a ekonomiści zastanawiają się, w jaki sposób wpłynie ona na odczyt inflacji za luty.
- Biedronka i Lidl od początku roku są w stanie "wojny cenowej", która ze względu na swój charakter i zwroty akcji mocno rezonuje w mediach;
- Walka dyskontów stała się na tyle zaciekła, że rodzi pytania o jej wpływ na poziom inflacji w lutym;
- Czy wzrost cen żywności dalej będzie hamować? I co stanie się, kiedy stawka VAT na żywność powróci do poziomu 5 proc., co ma nastąpić już w marcu?
Portugalska i niemiecka sieć wkroczyły na wojenną ścieżkę w połowie stycznia, kiedy to Biedronka ogłosiła obniżkę cen 60 produktów - głównie spożywczych, ale także artykułów chemicznych i higienicznych. Klienci ruszyli do sklepów. Wkrótce później sieć należąca do Jeronimo Martins poinformowała, że upusty cenowe obejmą kolejnych 300 pozycji na półkach. Taki ruch nie mógł pozostać bez odpowiedzi głównego rywala Biedronki, Lidla, który na początku lutego też obniżył ceny 300 artykułów z podstawowego koszyka zakupowego. W odpowiedzi Biedronka zaoferowała klientom łącznie 360 artykułów po obniżonych cenach.
I chociaż oba sklepy przebił Aldi, wprowadzając obniżkę na cały asortyment spożywczy, a w efekcie tnąc ceny 500 produktów, to bezpośrednia rywalizacja Biedronki z Lidlem zaszła tak daleko, że żaden z tych dwóch graczy nie mógł już się cofnąć. Biedronka zaczęła wysyłać klientom SMS-y, w których wprost porównywała ceny u siebie i konkurenta, rzecz jasna wskazując na korzystniejsze oferty w swoich sklepach. Potem Portugalczycy rozwiesili przed swoimi sklepami plakaty głoszące, że od ponad dwóch dekad Biedronka oferuje Polakom tańsze ceny niż Lidl.
W odpowiedzi Lidl wytoczył najcięższe działa i postanowił pozwać Biedronkę. Niemiecka sieć dyskontów złożyła do sądu wniosek o zabezpieczenie roszczeń przed wszczęciem postępowania sądowego w postaci nakazania Biedronce zaprzestania używania hasła "Od 2002 roku Biedronka tańsza niż Lidl" - i usunięcia z przestrzeni publicznej efektów tej kampanii. Sąd przychylił się do prośby Lidla, a komornik sądowy rozpoczął zaklejanie wymierzonych w Lidla plakatów.
Bitewny kurz opadł, ale niższe ceny pozostały. A ponieważ Biedronka i Lidl to znaczący gracze na rynku detalicznym, ich polityka cenowa nie pozostaje bez wpływu na inne sieci handlowe, co zresztą było widać na przykładzie dyskontów Aldi. Beneficjentami są konsumenci - a na poziomie makroekonomicznym "wojny nabiałowo-mięsne", jak ujęli to ekonomiści mBanku, mogą "pogłębić dołek inflacyjny". Przypomnijmy, że już styczniowy odczyt inflacji okazał się niższy od przewidywań - według wstępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w styczniu 2024 r. wzrosły o 3,9 proc. w ujęciu rok do roku i o 0,4 proc. w ujęciu miesiąc do miesiąca, podczas gdy ekonomiści oczekiwali wzrostu cen w styczniu o 4,1 proc. rdr i wzrostu o 0,5 proc. mdm.
O to, czy wojna cenowa Biedronki i Lidla będzie miała wpływ na lutowy odczyt inflacji, pytamy Urszulę Kryńską, która kieruje Zespołem Analiz i Prognoz w Biurze Analiz Makroekonomicznych w PKO BP.
- Na pewno są to duzi gracze na rynku, ze sporym rynkowym udziałem, ale nie jest jasne, czy GUS wyłapie krótkotrwałe promocje. Ta wojna wpisuje się w szerokie tendencje dezinflacyjne na rynku żywności i w tym sensie padła ona na podatny grunt - mówi ekonomistka.
W styczniu ceny żywności i napojów bezalkoholowych rosły w tempie 4,9 proc. rdr po wzroście o 6,0 proc. rdr w grudniu'23.
Także Adam Antoniak, starszy ekonomista banku ING BSK, spodziewa się efektu cenowego rywalizacji Biedronki i Lidla.
- Na pewno wojna cenowa Biedronki i Lidla będzie miała wpływ na to, jak będą kształtowały się ceny żywności, bo właśnie na tym froncie rywalizacja detalistów jest najbardziej widoczna - mówi Interii Biznes. - Już w styczniu w ujęciu miesiąc do miesiąca ta dynamika wzrostu cen żywności była niska (wyniosła 0,9 proc. - red.); spodziewamy się, że w lutym będzie podobnie i faktycznie będzie to pokłosie konkurencji Lidla i Biedronki.
Zdaniem ekonomistów mBanku, "obniżki cen w dużych sieciach jakoś muszą znaleźć się we wskaźniku CPI". "Jeśli nie bezpośrednio (przez duże sieci) to pośrednio (przez dostosowanie cen w konkurencyjnym otoczeniu)" - piszą w swoim raporcie.
- My spodziewamy się, że odczyt inflacji za luty wyniesie 3,3 proc., chociaż musimy pamiętać, że ten odczyt jest obarczony dużą niepewnością ze względu na nowe wagi w koszyku inflacyjnym GUS i rewizję danych za styczeń - dodaje Adam Antoniak.
- Szacujemy, że w lutym inflacja CPI nadal się obniżała, za sprawą hamowania wzrostu cen żywności i inflacji bazowej. Widzimy też szansą na lekką rewizję w dół wstępnego odczytu za styczeń - mówi Urszula Kryńska z PKO BP.
A co przyniosą kolejne miesiące? Czy wojna cenowa dyskontów będzie trwać, ku zadowoleniu konsumentów? "W tym szczególnym przypadku mamy do czynienia z potężnymi obniżkami, więc pozostaje wątpliwe, iż będą się mogły utrzymywać długo" - uważają ekonomiści mBanku.
Dla ścieżki kształtowania się cen żywności w sklepach punktem zwrotnym powinno być zniesienie "zerowej" stawki VAT na podstawowe produkty żywnościowe (obecnie obowiązuje on do końca marca), co może mieć wpływ na marże. Jednak, jak zauważa Urszula Kryńska z PKO BP, "wszystko zależy od popytu".
- Chociaż konsumpcja zasadniczo w tym roku będzie się miała bardzo dobrze (mimo gorszej końcówki roku), to jej wzrost w ujęciu realnym niekoniecznie może być wystarczający dla firm handlowych, by zrekompensować niższy wzrost cen oraz fakt odpływu uchodźców z Ukrainy. W rezultacie nominalne obroty będą rosły wolniej niż w poprzednich miesiącach. W takim otoczeniu firmy chcąc utrzymać tempo wzrostu obrotów mogą być mniej skłonne do podwyżek cen.
Wpływ powrotu stawki VAT na żywność do wcześniej obowiązujących 5 proc. na ceny w sklepach generalnie trudno jest oszacować ze względu na różne czynniki niepewności.
- W kontekście wojny cenowej może być tak, że detaliści nie będą chcieli przekładać bezpośrednio VAT-u na ceny, jednak skutkiem tej wojny jest też dekompresja marż, co może ostatecznie skłonić ich do dostosowania cen - zauważa Adam Antoniak z ING BSK. - Pamiętajmy jednak, że jesteśmy w newralgicznym momencie. Z końcem marca mamy Wielkanoc. Teoretycznie od 1 kwietnia ceny powinny wzrosnąć o VAT, ale być może ten układ kalendarza sprawi, że dostosowanie cen o stawkę VAT 5 proc. nie będzie skokowe, a rozłoży się na dwa miesiące.
Niepewne jest też to, czy rząd faktycznie zniesie "zerowy" VAT z końcem marca, chociaż tak stanowi obowiązujące rozporządzenie. Zbliża się gorący okres wyborczy: 7 kwietnia ma odbyć się pierwsza tura wyborów samorządowych, co może wzbudzić w obozie rządzącym refleksję, że z takimi ruchami lepiej jest się wstrzymać do mniej newralgicznego momentu.
- My zakładamy jednak, że powrót VAT na żywność do stawki 5 proc. nastąpi w lipcu - zastrzega Urszula Kryńska. - W lipcu zasadniczo spadają ceny żywności, są więc większe szanse, że konsumenci nie zauważą tej podwyżki.
- Jeśli na taką dezinflację sezonową nałoży się walka o klienta i chęć firm handlowych do zwiększenia swoich obrotów nominalnych, to nie można wykluczyć, że przełożenie wzrostu VAT na wskaźnik CPI będzie niepełne - dodaje.
Wracając do wojny cenowej dyskontów, to jej wpływ na wskaźniki makroekonomiczne nie będzie ograniczony tylko do wskaźnika cen konsumenckich.
"Bezpośrednią implikacją walki cenowej i promocji będzie zwiększenie popytu" - piszą ekonomiści mBanku. "Odróżniajmy tu rzeczywistość statystyczną od rzeczywistości. GUS uwzględni, albo nie uwzględni, ale konsument ewidentnie będzie miał szansę zaoszczędzić na części koszyka. Nastroje są niezłe, więc raczej wyda te środki na coś innego. Nawet jeśli inflacja mocniej nie spadnie (widzimy na razie minimum dokładnie w celu NBP 2,5 proc. w marcu), realna konsumpcja zyska".
A jeśli inflacja spadnie mocniej? Analitycy z mBanku spieszą z odpowiedzią: "To wątpliwości nie będzie. Każdy przeliczy sobie wyższe dynamiki realnych dochodów i wyjdzie, że konsumpcja będzie musiała rosnąć".
Wszystko zatem wskazuje na to, że jesteśmy w sytuacji win-win dla konsumpcji prywatnej, która zarazem jest sytuacją win-win dla wzrostu gospodarczego.