1800 osób aplikowało na ofertę pracy w polskim kurorcie. Zarobki "niewiele mniejsze niż w Niemczech"
Właściciele restauracji, hoteli, barów oraz różnych stoisk poszukują osób zainteresowanych podjęciem pracy sezonowej. Takie oferty wydają się być szczególnie atrakcyjne dla młodych pracowników, którzy korzystają z ulg podatkowych. Według informacji uzyskanych przez "Rzeczpospolitą", do pracy sezonowej przy sprzedaży pamiątek we Władysławowie aplikowało 1800 chętnych. Jednak, jak zauważa dziennik, nie wszystkie firmy mogą przebierać w kandydatach.
Praca wakacyjna to jeden ze sposobów na podreperowanie domowego budżetu. Z informacji uzyskanych przez "Rzeczpospolitą" wynika, że najwięcej miejsc sezonowej pracy oferują firmy działające na terenie województwa: pomorskiego, śląskiego, dolnośląskiego, mazowieckiego i małopolskiego. Są jednak takie oferty, które cieszą się praktycznie zerowym zainteresowaniem osób poszukujących pracy. Na jakich konkretnie stanowiskach Polacy chcą dorabiać w wakacje?
Z ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika, że do pracy przy sprzedaży pamiątek na plaży we Władysławowie, gdzie jako maksymalne zarobki wskazano 10 tys. zł netto, aplikowało prawie 1800 osób. Trochę mniej, bo 1300 osób, wyraziło zainteresowanie podjęciem pracy w letniej księgarni w Toruniu.
Eksperci podkreślają, że pracą w sezonie letnim zainteresowane są przede wszystkim osoby, które nie ukończyły 26. roku życia. - Po ostatniej, lipcowej podwyżce płacy minimalnej, młodzi ludzie zwolnieni z PIT mogą w Polsce zarobić niewiele mniej "na rękę" niż np. w Niemczech - powiedział w rozmowie z dziennikiem Krzysztof Inglot z Personnel Service. Dodał, że choć za naszą zachodnią granicą "stawka brutto jest około trzykrotnie wyższa, to po uwzględnieniu podatku i kosztów utrzymania jej atrakcyjność blednie".
Ekspertka z agencji pracy przyznała w rozmowie z dziennikiem, że ciężko o pracowników do prostych prac. Nie ma chętnych do pracy jako pomoc w kuchni, w wakacyjnych smażalniach czy przy sprzątaniu pensjonatów. - Na Pomorzu ostatnio viralem stało się ogłoszenie ze Stegny, gdzie ośrodek kolonijny nie mógł znaleźć kucharza, mimo że oferowano 10 tys. zł miesięcznie, co jest średnim zarobkiem w sezonie w tej branży - powiedział w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Yuriy Grygorenko, główny analityk Gremi Personal.
O ciężkiej sytuacji tych przedsiębiorców wspomniał również Tomasz Bodgevic, dyrektor generalny agencji zatrudnienia, Gremi Personal. Jego zdaniem, brak pracowników sezonowych szczególnie dotkliwie odczują firmy z branży hotelarskiej oraz gastronomicznej, które "nie mogą już liczyć na Ukraińców".