Los 430 pracowników wydaje się być przesądzony. "Decyzje o zwolnieniach już zapadły"
Czy to już koniec Walcowni Rur Andrzej w Zawadzkiem (woj. opolskie)? Pracownicy zatrudnieni w zakładzie, którego właścicielem jest należąca do Grupy Boryszew spółka Alchemia, już otrzymali wypowiedzenia. Choć jeszcze pod koniec lipca w mediach krążyły wiadomości o tym, że walcownię, w której pracuje ponad 430 osób, może uratować prywatny inwestor z Ukrainy, to z upływem czasu taki scenariusz wydaje się coraz mniej prawdopodobny.
O tym, że Walcownia Rur Andrzej w Zawadzkiem w Opolskiem może przestać istnieć pisaliśmy na łamach naszego serwisu już kilka miesięcy temu. W maju zarząd spółki zdecydował o rozpoczęciu procesu likwidacji oddziału, powołując się m.in. na wysokie koszty utrzymywania działalności produkcyjnej oraz przestarzałą technologię, która uniemożliwia konkurowanie na rynku. Więcej na ten temat przeczytasz tutaj.
Jeszcze w połowie wakacji, kiedy pierwsze osoby miały się żegnać z pracą w Walcowni Rur Andrzej w Zawadzkiem, związkowcy z Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ "Solidarność" przy Alchemii S.A. mieli nadzieję na to, że prywatny inwestor z Ukrainy uratuje zakład. "Jest kilku potencjalnych inwestorów zainteresowanych przejęciem Walcowni Rur Andrzej" - powiedziała wówczas w rozmowie z money.pl Anna Janocha, rzeczniczka prasowa Grupy Boryszew.
Niemal dwa miesiące później okazuje się, że sytuacja nie uległa poprawie, a większość pracowników lada dzień pożegna się z pracą w opolskim zakładzie.
"Nie chcę dawać fałszywej nadziei, bo sytuacja na dzień dzisiejszy jest bardzo trudna. Ukraiński inwestor nadal jest w grze, ale nie mamy pewności, czy faktycznie zakład uda się uratować" - powiedział w rozmowie z "Nową Trybuną Opolską" Dariusz Brzęczek, przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Śląska Opolskiego.
Dariusz Brzęczek zwrócił uwagę na to, że choć działalność zakładu można wznowić szybko, bo w ciągu kilku dni, to pracownicy i związkowcy raczej nie przewidują takiego scenariusza. "Od miesięcy urządzenia pozostają nietknięte, co oznacza, że produkcję można teoretycznie wznowić w ciągu kilku dni" - powiedział przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Śląska Opolskiego, którego słowa przytacza "Nowa Trybuna Opolska".
"Jednak rzeczywistość wygląda inaczej - 30 września większość pracowników odejdzie z zakładu, pozostanie tylko około 30 osób, głównie księgowych, ślusarzy i elektryków. (...) Nadzieja powoli gaśnie, a decyzje o zwolnieniach już zapadły" - dodał Brzęczek.
Zuzanna Donath-Kasiura, wicemarszałek województwa opolskiego, przekazała w rozmowie z dziennikiem regionalnym, że wielu pracowników znalazło już nową pracę.