Niemcy: Płaca minimalna dla opiekunek za czas w gotowości
Także za czas w gotowości opiekunkom całodobowym należy się płaca minimalna - orzekł najwyższy niemiecki sąd pracy. Sąd niższej instancji sprawdzi, na ile może liczyć opiekunka z Bułgarii, która wniosła pozew.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Jak obliczyć czas pracy i gotowości, gdy mieszka się pod jednym dachem z osobą, która wymaga opieki? O to chodzi w sprawie pani Dobriny z Bułgarii, która w 2015 roku jako "opiekunka 24-godzinna" opiekowała się w Berlinie 96-letnią Niemką. - Byłam w gotowości 24 godziny na dobę. Kiedy miała bóle i wzywała mnie, to wstawałam, żeby zmienić jej koszulę nocną lub pieluchę. Nie miałam wolnego czasu ani wolnych dni - opowiadała nam Dobrina rok temu, gdy po raz pierwszy informowaliśmy o jej sprawie.
Mimo nawału obowiązków kobieta otrzymywała wynagrodzenie jedynie za sześć godzin pracy dziennie, co dawało w miesiącu 950 euro na rękę. O resztę pieniędzy postanowiła walczyć w sądzie z bułgarską agencją, która wysłała ją do Niemiec. Zrobiła to jako pierwsza z szacowanych 100-300 tys. osób, głównie kobiet z Europy Środkowej i Wschodniej, które opiekują się niemieckimi seniorami, mieszkając z nimi pod jednym dachem.
Trwająca od kilku lat sprawa dotarła teraz do trzeciej, najwyższej instancji. Federalni sędziowie przyznali Dobrinie rację w głównej kwestii: - Nawet czas gotowości musi być opłacony zgodnie z pełną płacą minimalną - powiedział przewodniczący składu sędziowskiego Ruediger Linck w czwartek (24.06.2021) podczas posiedzenia Federalnego Sądu Pracy (BAG) w Erfurcie.
Nie jest jednak jasne, ile zaległych zarobków kobieta otrzyma od swojej byłej firmy. Federalni sędziowie zrewidowali bowiem wcześniejsze orzeczenie Krajowego Sądu Pracy Berlina-Brandenburgii (LAG) w tej sprawie. Berlińscy sędziowie chcieli, żeby Bułgarka otrzymała pieniądze za 21 godzin dziennie i za siedem miesięcy pracy przyznał jej 38,3 tys. euro brutto pomniejszone o wypłacone już 6,6 tys. euro netto. Jednak sędziowie wyższej instancji polecili im teraz ponownie zweryfikować tę decyzję, bo nie uznali jej za wystarczająco uzasadnioną.
Obie strony procesu uznają dzisiejszy wyrok za swój sukces. - To jest dokładnie to, co chcieliśmy osiągnąć. Naszym zdaniem ta sprawa nie może skończyć się w taki sposób, że trzeba zapłacić za 21 godzin dziennie. To tylko szacunki - powiedział DW Michael Wendler, prawnik reprezentujący oskarżoną firmę z Bułgarii. Jego zdaniem trzeba dokładnie sprawdzić, ile rzeczywiście wynosił czas pracy i gotowości i więcej uwagi zwrócić na umowę o pracę, w której opiekunka zobowiązała się pracować tylko 30 godzin tygodniowo. Jego zdaniem pracodawca nic nie wiedział o nadgodzinach.
Justyna Oblacewicz z sieci doradczej "Uczciwa Mobilność" ("Faire Mobilitaet") Niemieckiej Federacji Związków Zawodowych zajmuje się sprawą Dobriny od początku. Decyzję sądu o wypłacie za czas gotowości uważa za przełomową. - Skoro zakładamy, że kobiety muszą pracować do 24 godzin, oznacza to również, że te 24 godziny muszą być opłacone - mówi nam Oblacewicz. - Sprawy nie załatwia to, co jest w umowie, tylko to, ile faktycznie przepracowano - wyjaśnia.
Sprawa Dobriny pokazuje, jak za drzwiami setek tysięcy niemieckich gospodarstw domowych rozmijają się oczekiwania rodzin i opiekunek. W ankiecie dla niemieckiej agencji pośrednictwa pracy, którą wypełniali wówczas krewni 96-letniej seniorki z Berlina, w kategorii "planowana praca" zaznaczona była "opieka 24-godzinna". Ale w umowie, którą Dobrina podpisała ze swoją agencją w Bułgarii, była mowa tylko o sześciu godzinach pracy dziennie.
Nie wiadomo jeszcze, czy orzeczenie Federalnego Sądu Pracy będzie miało bezpośrednie przełożenie na sytuację opiekunek i opiekunów z Polski, którzy przeważnie pracują w Niemczech na podstawie umów-zleceń zawartych z polskimi agencjami. Zleceniobiorcy zobowiązani są bowiem sami regulować swój czas pracy. Pani Dobrina była zatrudniona, miała z bułgarską agencją klasyczną umowę o pracę.
Dla przedstawicieli niemieckich agencji jej sprawa potwierdza, że klasyczne zatrudnienie pracownika w opiece domowej z ubezpieczeniem i 40-godzinnym tygodniem pracy nie jest możliwe. - W takiej sytuacji ten model umrze, bo trzeba byłoby stworzyć trzy-cztery etaty na jedną osobę do opieki, a to koszty rzędu 15 tys. euro na rodzinę - mówi Frederic Seebohm ze związku VHBP, skupiającego firmy sektora opiekuńczego. Jego zdaniem konsekwencją byłby rozwój szarej strefy.
Jednak zainteresowanie niemieckiej opinii publicznej, które Dobrina rozbudziła swoim pozwem, sprawia, że politycy też zaczynają widzieć problem. - Temat płacy minimalnej jest tak naprawdę katalizatorem, który pokazuje, że absolutnie musimy zająć się opieką całodobową. Problem jest szalenie złożony, ale musimy coś zrobić - powiedział DW pełnomocnik rządu ds. opieki Andreas Westerfellhaus. - To musi stać się jednym z głównych tematów dla polityków. Po wyborach następny rząd musi znaleźć nowe i bezpieczne prawnie rozwiązanie - dodał chadek.
Tymczasem dla Dobriny sądowa walka z byłym pracodawcą trwa dalej. Po powrocie do drugiej instancji sąd w Berlinie będzie musiał jeszcze raz dokładnie zbadać, ile godzin Bułgarka faktycznie przepracowała i ile spędziła w stanie gotowości. To może być trudne, ponieważ sprawa miała miejsce sześć lat temu, a Niemka, którą się opiekowała, już nie żyje.
Reprezentujący Dobrinę związkowcy zwracają uwagę m.in. na rutynowy plan pracy, który Bułgarka przygotowała wraz z aktem oskarżenia. Ma on potwierdzać jej całodobową gotowość. Z drugiej strony prawnik oskarżonej agencji sugeruje, że być może najpierw trzeba będzie przesłuchać świadków, aby móc potwierdzić jej wersję.
Mimo wszystko sędziowie federalni dali dosyć wyraźną wskazówkę sądowi niższej instancji. W komunikacie prasowym po wyroku piszą: "Jak wynika z akt sprawy, fakt, że strona pozywająca musiała pracować ponad zapisane w umowie 30 godzin w tygodniu zdaje się nie odbiegać od prawdy".
Wyrok najwyższego niemieckiego sądu pracy jest "kamieniem milowym na drodze do większej sprawiedliwości" dla opiekunek i opiekunów z Europy Wschodniej - komentuje niemiecka prasa.
"Setki tysięcy zagranicznych opiekunek i opiekunów zajmują się starymi i chorymi ludźmi w ich domach. Większość z nich to kobiety z Europy Wschodniej, które zostawiają swoje rodziny, aby przez wiele miesięcy pracować w Niemczech. Zapłatą jest często wyzysk" - pisze "Frankfurter Rundschau". Zdaniem gazety dobrze, że Federalny Sąd Pracy postawił sprawę jasno: zagraniczne opiekunki mają prawo do płacy minimalnej, nawet za czas w gotowości. "Wyrok sądu jest kolejnym policzkiem najwyższej instancji dla polityki. Problemy związane z opieką domową są znane od dawna. Z jednej strony niskie płace i złe warunki pracy, a z drugiej już dzisiaj wiele rodzin nie stać na opiekunkę dla dziadka lub babci. Rząd w Berlinie odkładał rozwiązanie problemów, poza kilkoma kosmetycznymi poprawkami, na przyszłość. Wskutek politycznego zwlekania cierpią i osoby starsze i te, które się nimi opiekują".
Bawarska gazeta "Frankenpost" pisze, że często codzienne życie opiekunek przypomina życie Kopciuszka, który oprócz tego, że opiekuje się starszą osobą, musi jeszcze wykonywać wszystkie prace domowe i sprzątać. W internecie agencje pośrednictwa piszą o "usługach 24 godziny na dobę". "W ten sposób budzą oczekiwania, których pojedyncza osoba nigdy nie będzie w stanie spełnić - chyba, że wprowadzimy niewolnictwo. Notoryczny brak personelu w opiece, potrzeby rodzin zdanych na zagranicznych pracowników doprowadziły do powstania szarej strefy gospodarki podatnej na nadużycia" - czytamy. Zdaniem komentatora wyrok z Erfurtu jest "kamieniem milowym na drodze do większej sprawiedliwości" dla opiekunek z Europy Wschodniej.
To była tylko kwestia czasu, kiedy opiekunka pójdzie do sądu z pozwem o płacę minimalną - jak zrobiła teraz jedna z Bułgarek - stwierdza regionalny dziennik z Badenii-Wirtembergii "Suedwest Presse". "To niedopuszczalne oczekiwać opieki przez całą dobę. Lekarze w szpitalach złożyli pozew o zapłatę wynagrodzenia za gotowość do pracy. To samo musi dotyczyć opiekunek i opiekunów, nawet jeśli nie mają dyplomu według niemieckich standardów. Ale mają prawo przynajmniej do płacy minimalnej".
"Neue Osnabruecker Zeitung" zaznacza, że nie energia przestępcza, ale czysta desperacja sprawia, że krewni seniorów potrzebujących opieki łamią prawo. Wszyscy bowiem podejrzewali, że musi być w tym coś nielegalnego, że całodobowa opiekunka z Europy Wschodniej dostaje w miesiącu nieco ponad 1500 euro. "Problem opieki domowej, przed którym polityka od lat zamyka oczy, spada teraz na rodziny. Dla zdecydowanej większości legalna całodobowa opieka w domu jest obecnie nieosiągalna. W wielu wypadkach pozostaje tylko wyzysk siebie samego do pielęgnacji krewnych, ośrodek opiekuńczy lub praca na czarno".
"To skandal, że potrzebne było orzeczenie Federalnego Sądu Pracy w sprawie prawidłowych wynagrodzeń dla zagranicznych opiekunek i pomocy domowych" - pisze "Hannoversche Allgemeine Zeitung". "Trzeba podziękować Bułgarce, że nie ugięła się i walczyła w sądzie. Teraz jest jasne: wszystkie tutejsze ustawy o ochronie pracowników dotyczą także zagranicznych opiekunek i opiekunów". Dziennik z Hanoweru przypomina, iż nawet pół miliona kobiet z Europy Wschodniej pracuje w Niemczech w opiece nad starszymi. "Bez nich opieka już dawno by się załamała".