Spowolnienie i geopolityka kontra surowce
Spowolnienie gospodarcze i geopolityka mogą być obciążeniem dla rynku surowcowego, ale pojawiają się też czynniki wspierające notowania surowców. W przypadku miedzi jest to niewystarczająca podaż i rosnące zużycie w motoryzacji i energetyce, a w przypadku ropy - cięcia produkcji ze strony OPEC i krajów stowarzyszonych - oceniają uczestnicy debaty Interii.
Spółki zabezpieczają się przed spowolnieniem, ograniczając koszty i zwiększając efektywność produkcji. - Geopolityka, wojny handlowe, stan globalnej gospodarki, wszystko to przekłada się na rynki. Na to nie mamy wpływu. Trzeba więc patrzeć na siebie, zastanowić się, co można poprawić, gdzie się znaleźć w krzywej kosztowej, by biznes się opłacał - powiedział podczas debaty Interii "Kondycja gospodarki a rozwój rynków surowcowych" Rafał Pawełczyk, dyrektor naczelny ds. nadzoru korporacyjnego KGHM.
Podobne stanowisko prezentuje PKN Orlen. Adam Czyżewski, główny ekonomista koncernu, ocenia, że kluczowym wyzwaniem dla firmy jest to, by wytwarzać produkty taniej niż konkurencja. - Z naszego punktu widzenia ceny towarów nie są tak ważne jak różnice między rynkowymi cenami ropy i produktów z niej wytwarzanych, czyli marże produktowe i rafineryjne. W tych widełkach cenowych muszą się zmieścić zarówno jednostkowe koszty jak i zyski. Liczą się koszty pracy, ale i technologia, wdrażanie pewnych nowatorskich rozwiązań, zwiększających produktywność. To nasze nieustające wyzwania w perspektywie krótko- i średnioterminowej - podkreślił Czyżewski.
Artur Płuska, ekspert PKO BP, zwraca uwagę, że w przypadku wszystkich metali bazowych widoczny jest deficyt. Dotyczy to również miedzi. - Dynamika wzrostu popytu na miedź jest przyzwoita. W ubiegłym roku wyniosła między 3,5 a 4 proc. Jednocześnie dynamika produkcji trochę spowolniła. W efekcie produkcja nie nadąża za popytem. Tak samo jest w przypadku aluminium, cynku i pozostałych metali - informuje analityk. Naturalna w tej sytuacji wydaje się presja na wzrost cen. Optymizm studzi jednak nieco geopolityka i lekkie hamowanie światowej gospodarki, w tym Chin, które są największym konsumentem czerwonego metalu.
Chiny zanotowały w zeszłym roku wzrost PKB na poziomie 6,6 proc. Był to najgorszy wynik od 28 lat. Niepewność wywołuje dodatkowo wojna handlowa między USA a Chinami. Strony pierwotnie dały sobie czas na negocjacje do 1 marca, ale ostatnio prezydent USA Donald Trump oznajmił, że przedłuży rozejm, biorąc pod uwagę postęp rozmów. To przełożyło się pozytywnie m.in. na ceny miedzi, które po tych informacjach przebiły poziom 6500 dol. za baryłkę.
Rafał Pawełczyk z KGHM zapewnia, że spółka nie obserwuje póki co spadku zamówień z Chin. - Nasza miedź jest tam potrzebna. Zawarliśmy z China Minmetals Corporation umowę o wartości ponad 14 mld zł na dostawę katod miedzianych, nie widzimy niepokojących sygnałów - mówi. - W długiej perspektywie patrzymy na rynek z optymizmem, ale i w średniej nie ma podstaw do niepokoju - dodał.
Trendy są dla producentów miedzi korzystne, dynamicznie rośnie bowiem zastosowanie surowca w motoryzacji i energetyce. Na rynku pojawia się coraz więcej aut elektrycznych, w których zużycie miedzi jest cztery razy większe niż w pojazdach o napędzie tradycyjnym. - Elektryfikacja to obszar, dzięki rozwojowi któremu będziemy sprzedawać miedź po lepszych cenach. Dlatego wspieramy go, jesteśmy naturalnym ambasadorem projektów związanych z elektromobilnością. Oczywiście rozwój tego rynku nie jest kwestią roku czy dwóch. Musi być infrastruktura, pojazdy muszą być dostępne po atrakcyjnych cenach. Wtedy popyt na nie będzie większy, a to ostatecznie przełoży się na zwyżkę cen miedzi - powiedział Pawełczyk. Dużym impulsem popytowym jest też rozwój odnawialnych źródeł energii. W przypadku fotowoltaiki szacuje się, że na 1 MW energii przypada 3,1-4,8 t miedzi. W przypadku wiatraków na morzu jest to już 6 t miedzi na 1 MW.
Fitch Solutions zakłada wzrost światowego popytu na miedź z 23,5 mln t w 2018 r. do 29,9 mln t w 2027 r. Mniej więcej do 2021-2022 roku popyt ma być większy niż podaż. W wyniku spadku cen miedzi w okolicach 2016 r. wiele firm wycofało się z kosztownych inwestycji. - Nowe projekty są w fazie rozwojowej, ale pierwsze efekty zobaczymy dopiero za dwa-trzy lata, a w jeszcze większej skali dopiero okolicach 2030 r. - szacuje Artur Płuska. Jakub Szkopek, analityk DM mBanku, zauważa, że poszukiwanie nowych złóż staje się bardzo drogie. Koszty znalezienia pokładów surowca wzrosły od lat 90., w przeliczeniu na funt miedzi, kilkunastokrotnie. Wskazuje, że budowa kopalni o rocznym wydobyciu rzędu 200-300 tys. ton miedzi wymaga zainwestowania kilku miliardów dolarów.
Z punktu widzenia firm bezpieczniejsze jest inwestowanie w rozwój posiadanych już aktywów. - Musimy zwiększać efektywność, eksplorując te złoża, które są, by przygotować się na dobre czasy. Na tym polega odpowiedzialna strategia spółek i państwa. Plan inwestycyjny ma w rozsądny sposób zapewnić nam możliwość wydobycia i produkcji miedzi w perspektywie kilkudziesięciu lat - informuje Rafał Pawełczyk. KGHM posiada aktywa produkcyjne w Polsce i za granicą - w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i w Chile. Obecnie spółka jest na etapie przeglądu aktywów zagranicznych, którego celem jest poprawa efektywności produkcji z tych aktywów.
W przypadku ropy naftowej geopolityka ma bardzo istotne znaczenie. A na rynku dużo się dzieje. OPEC ściął od stycznia produkcję o 1,2 mln baryłek dziennie, by wesprzeć kurs ropy, trwa kryzys w Wenezueli, który bardzo mocno ograniczył eksport surowca z tego kraju, USA ponownie nałożyły sankcje na Iran.
Trwa próba sił między wielkimi graczami na rynku ropy. Prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi zależy na tym, by ceny surowca były jak najniższe. - Wielkimi krokami zbliżają się kolejne wybory prezydenckie w USA. Trump ma świadomość, że wysokie ceny ropy przekładają się na sentyment konsumentów. Z kolei Arabii Saudyjskiej zależy, by te ceny były jak najwyższe - mówi Artur Płuska z PKO BP. Arabia Saudyjska realizuje teraz wielki projekt transformacji z gospodarki opartej na produkcji i eksporcie surowca na przetwarzanie surowca i wchodzenie w nowe sektory gospodarki. - Czynione są tam duże inwestycje, budżet kraju spina się przy poziomie ok. 75 dol. za baryłkę - szacuje analityk. Do tego dochodzi interes kolejnego znaczącego producenta ropy, Rosji. Tu stabilność budżetu gwarantuje poziom ok. 50 dol. za baryłkę. Rosja próbuje odbudować arsenał militarny, zależy jej na jak największych wpływach. Dlatego chętnie współpracuje z OPEC, wspierając wzrost kursu ropy. Być może OPEC zdecyduje się na przedłużenie obowiązywania ograniczenia produkcji lub nawet na zwiększenie cięć.
Stany Zjednoczone, które w wyniku rewolucji łupkowej wyszły na pozycję lidera w produkcji ropy, będą dalej zwiększać wydobycie, korzystając ze wzrostu cen surowca. Eksperci szacują, że przyrost produkcji w USA w 2019 roku wyniesie między 0,5 a 1 mln baryłek dziennie. Technologie wydobycia są ulepszane, co przekłada się na większą efektywność produkcji z tamtejszych złóż. Próg opłacalności wydobycia w przypadku amerykańskich firm upstreamowych wynosi ok. 30 dol. za baryłkę. Amerykański przemysł może więc spać spokojnie - jak szacuje Płuska, ceny ropy mogą w średnim terminie wybić się w kierunku nawet 70-75 dol. za baryłkę. W dłuższym terminie powinny powrócić w okolice 60 dol.
Polski koncern PKN Orlen posiada aktywa wydobywcze w Kanadzie, ale wydobycie nie zaspokaja potrzeb koncernu. Jest on zdany na zakup dużych wolumenów ropy. - Z naszego punktu widzenia najlepiej jest, gdy cena ropy jest niska, bo wtedy i ceny produktów są niskie. A jak ceny produktów są niskie, to jest większy popyt - informuje Adam Czyżewski, główny ekonomista Orlenu. - Nie mamy wpływu na te wszystkie czynniki, ale mamy wpływ na stronę kosztową. Robimy wszystko, by koszty produkcji były jak najniższe i dawały nam przewagę konkurencyjną - mówi. Zwraca jednocześnie uwagę, że obecnie marże rafineryjne są na wysokim poziomie. Pojawił się bowiem kolejny czynnik, który je wspiera. - W związku ze zmianą regulacji, transport morski od 2020 roku będzie musiał przestawić się z ciężkiego oleju opałowego na paliwo o niskiej zawartości siarki, czyli diesel. Rafinerie muszą inwestować, by zapewnić odpowiednią ilość tego paliwa armatorom. Sprzedaż diesla daje wyższą marżę niż sprzedaż ciężkiego oleju opałowego, perspektywa jest więc ostatecznie korzystna - mówi ekonomista.
Według Czyżewskiego, w długim terminie popyt na ropę będzie płaski, a to oznacza, że ceny nie powinny rosnąć. - Pojawia się coraz więcej opracowań dotyczących sektora ropy i gazu pokazujących, że szczyt popytu na ropę i poszczególne paliwa już widać i że potem popyt globalnie będzie malał - informuje.
Uczestnicy debaty zgodnie twierdzą, że największym problemem dla firm surowcowych są koszty produkcji. - To największe wyzwanie. W Polsce warunki geologiczne są znacznie gorsze niż w innych regionach świata. Kopiemy głębiej, pokłady są innej miąższości. Inne maszyny się angażuje w wydobycie - mówi Jakub Szkopek. Dodaje, że wiele firm podejmuje działania w kierunku zwiększenia efektywności i obniżenia kosztów, przy jednoczesnej poprawie bezpieczeństwa pracy, wykorzystując np. autonomiczne pojazdy, które przewożą urobek, czy stawiając na bezzałogowe wydobycie surowca. - Istotne są też oszczędności energetyczne. Firmy podejmują działania w tym kierunku. Warto wskazać choćby KGHM, który sygnalizował, że chce inwestować w produkcję energii odnawialnej. To globalne wyzwanie - poinformował analityk DM mBanku. Do tego dochodzi presja płacowa, widoczna na całym świecie.
Rafał Pawełczyk z KGHM zwraca uwagę na spadającą dostępność złóż. - Zawartość miedzi maleje, produkcja jest coraz trudniejsza. By w opłacalny sposób prowadzić wydobycie, trzeba uporać się z wieloma problemami. W tej chwili w Polsce wydobywamy z głębokości 1200-1300 metrów. Tam jest bardzo gorąco. Pracujemy nad tym, by zapewnić załodze odpowiednie warunki do pracy, by schłodzić powietrze. Stajemy, podobnie jak cała branża, przed wyzwaniami technologicznymi - powiedział. Dlatego KGHM inwestuje w rozwój i badania. - Zależy nam na rozwiązaniach, które pozwolą spółce być bardziej konkurencyjną - dodaje.
Również PKN Orlen staje przed wieloma wyzwaniami. W branży rafineryjnej pojawia się konkurencja na Bliskim Wschodzie i w Azji. - Powstają tam duże, nowoczesne, bardzo wydajne rafinerie. Nowa podaż paliw będzie wywierać presję na obniżenie cen rynkowych, co ucieszy konsumentów, ale będzie stanowić wyzwanie dla europejskich rafinerii - ocenia Czyżewski. Arabia Saudyjska ma potężną przewagę w postaci dostępu do własnego, taniego surowca. Może więc oferować produkty taniej niż rafinerie europejskie. - Dodatkowo w naszym regionie rosną koszty regulacyjne, co stawia nas w jeszcze bardziej niekorzystnej sytuacji. To jest dla nas poważne wyzwanie - mówi ekonomista Orlenu.
Innym problemem, z którym będzie musiał zmierzyć się koncern, jest rosnąca sprzedaż aut elektrycznych, które powoli będą wypierać samochody o napędzie spalinowym. - Dlatego myślimy już dziś, by wchodzić w paliwa alternatywne, jak biopaliwa z alg czy wodór. Koncern rozpoczął również etap montażu stacji ładowania samochodów elektrycznych, który do końca 2019 roku przewiduje powstanie 50 punktów. Wydłużamy też łańcuch wartości przez inwestycję w petrochemię. Zdajemy sobie sprawę, że jest jeszcze trochę czasu, by się dostosować, ale trzeba zacząć już dziś - powiedział Czyżewski. Program rozwoju petrochemii ma pochłonąć, do 2023 roku, ok. 8,3 mld zł.
Ale również działalność petrochemiczna narażona jest na pewne ograniczenia. - Dzisiaj recykling jest skuteczniejszy w przypadku papieru, miedzi, aluminium niż plastiku. Dlatego Unia Europejska wprowadza regulacje dotyczące zakazu użycia niektórych przedmiotów jednorazowego użytku wytworzonych z plastiku. W przyszłości produkty będą projektowane w taki sposób, by po wykorzystaniu nadawały się do recyklingu. Jeśli domkniemy obieg, do ich wytworzenia będzie potrzeba mniejszej ilości surowców naturalnych oraz wyeliminujemy plastikowe śmieci - zapowiada ekonomista PKN Orlen.
Monika Borkowska