Szkolenia w VR z awaryjnego lądowania samolotu? Tak już ćwiczą w Dęblinie

•  Globalny rynek VR wart jest ponad 30 mld USD
• W 2030 r. ma to być już 110 mld USD
• VR jest stosowana w architekturze czy w symulacji sytuacji awaryjnych
• Już 1 proc. ludzi na świecie ma zestawy VR
• Za kilka lat gogle VR będą mieć rozmiar zwykłych okularów

- Wirtualną Rzeczywistość (VR) możemy traktować jak zabawkę, która umila nam czas np. w grach, ale jest to też poważne narzędzie biznesowe. Możemy dzięki niej usprawnić wiele procesów w firmach i prowadzić szkolenia, zwłaszcza jak zachować się w sytuacjach nietypowych. Zanim dopuścimy pracownika do realnego urządzenia możemy przeszkolić go na jego wirtualnym odpowiedniku. W VR możemy bowiem stworzyć dowolny obiekt czy całą kopię naszego realnego świata, a nawet... świat, który realnie nie istnieje. Liczba zastosowań jest nieograniczona - podkreśla Adrian Łapczyński.

- Zawsze gdy realizujemy szkolenie w VR dbamy nie tylko o jego stronę merytoryczną, ale także o to, by zawierało elementy grywalizacji, która pozwala uczestnikom bardziej się zaangażować i znacznie lepiej przyswajać jego treść. Wszyscy jesteśmy bombardowani lawiną bodźców i nasza percepcja bywa ograniczona, a właśnie VR potrafi całkowicie zaabsorbować uwagę człowieka - widok i dźwięk pochodzą wyłącznie z rzeczywistości wirtualnej, angażują najważniejsze zmysły człowieka, nic ich nie rozprasza. Architektowi VR pozwala zobaczyć nieistniejący jeszcze budynek, przejść się po nim i wykryć usterki. W lotnictwie możemy umieścić uczestników szkolenia w realiach pożaru czy awaryjnego lądowania na wodzie, to ostatnie robiliśmy wspólnie z Wojskową Akademią Lotniczą w Dęblinie. Zainscenizowanie w basenie sytuacji, gdy ludzie są wewnątrz tonącego kadłuba, byłoby niewykonalne lub potwornie drogie, a nawet ryzykowne. Mamy tu też do czynienia z mechanizmem pamięci mięśniowej - jeśli coś przećwiczymy wiele razy w VR, to nasze ciało będzie potrafiło wręcz automatycznie zareagować na podobną sytuację w świecie realnym - podkreśla ekspert.

- Rynek VR jest duży i zatłoczony. Naszej szansy upatrujemy w doświadczeniu - pierwsze kroki stawialiśmy 10 lat temu - oraz w dywersyfikacji działalności. Zajmujemy się grami, to projekty zarówno autorskie, jak i wersje VR gier powstałych niegdyś na komputer PC. Mamy też programy badawczo-rozwojowe, które realizujemy dla wielu zagranicznych klientów, często ze wsparciem środków unijnych - wyjaśnia rozmówca Interii Biznes.

- W Polsce pracują wybitni fachowcy w zakresie programowania czy grafiki komputerowej, znane są polskie firmy produkujące gry. W tej branży nie ma bariery w postaci kosztownych inwestycji - jak np. w przypadku autonomicznych pojazdów - dlatego łatwo w niej zaistnieć. Niezbędny sprzęt jest powszechnie dostępny i dość tani... - polskie firmy naprawdę mają szansę na globalny sukces - podkreśla ekspert.

- Jako dziecko przeglądałem egzemplarze pisma "Świat Wiedzy", poświęconego nowym technologiom. Tam trafiłem na materiał o wirtualnej rzeczywistości, to była pierwsza inspiracja. Kiedy w roku 2013 pojawiły się pierwsze gogle Oculus Rift i pierwsze filmy w formacie 360, wtedy pomyślałem że może faktycznie się to rozwinie. Dziś ta technologia wchodzi do naszego życia, ale przełom wciąż jest przed nami. Wciąż nie jest tak, jak ja bym sobie życzył, że ludzie spędzają tyle samo czasu w VR, co w smartfonach. Może tak będzie dopiero w następnej dekadzie, a może jednak wcześniej. Na pewno nie będą to już gogle, a wygodne okulary zwykłych rozmiarów, może nawet szkła kontaktowe - przewiduje rozmówca Interii Biznes.

Rozmawiał Wojciech Szeląg