W skrócie
- Listopadowy kryzys bitcoina jest bardziej niepokojący niż wcześniejsze korekty obserwowane w trakcie hossy trwającej od trzech lat
- Dla jednych analityków dzisiejsze niskie ceny bitcoina to dopiero początek bessy, a dla innych ”pokoleniowa okazja”, by tanio kupić kryptowalutę
- JPMorgan przewiduje, że w 2026 roku bitcoin może osiągnąć cenę około 170 tysięcy dolarów. Analitycy banku nie spodziewali się jednak, że w tym miesiącu token aż tak bardzo potanieje
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Notowania bitcoina w ostatnich tygodniach można podsumować starym polskim porzekadłem: "Miłe złego początki". Zaraz po osiągnięciu 6 października rekordu wszech czasów na poziomie 126 186 dolarów, pierwsza kryptowaluta świata rozpoczęła głęboką korektę.
Jeszcze 11 listopada wydawało się, że bitcoin znalazł równowagę w okolicy 107 tysięcy dolarów. Jednak po krótkiej przerwie kontynuował spadki, by w krytycznym momencie znaleźć się poniżej linii 90 tysięcy dolarów, a to oznacza, że zanotował prawie 30-procentowy regres w ciągu zaledwie 40 dni. Zdaniem wielu komentatorów, kryzys bitcoina jest bardziej niepokojący niż wcześniejsze korekty obserwowane w trakcie hossy, która zaczęła się w listopadzie 2022 roku.
Kryzys wszystkich kryptowalut
Ethereum, druga co do wielkości kryptowaluta, w tym tygodniu osunęła się poniżej psychologicznej bariery 3 tysięcy dolarów i potaniała o 30 proc., licząc od początku października. W kryzysie jest cały rynek kryptowalut. Fala likwidacji z początku października sprawiła, że z ekosystemu aktywów cyfrowych "wyparowało" około 19 miliardów dolarów.
Bitcoina intensywnie pozbywali się zarówno inwestorzy drobni, jak i instytucjonalni. Dane z platformy CryptoQuant pokazują jednak, że wiele osób, które w ostatnim czasie sprzedawały kryptowalutę, robiło to z zyskiem, co oznacza, że w ich przypadku nie doszło do "kapitulacji" ani przymusowych zamknięć pozycji przez giełdy z powodu niewystarczającego zabezpieczenia.
Sean Rose, analityk z Glassnode, powiedział Bloombergowi, że średni ważony koszt nabycia bitcoinów (flow-weighted cost basis) w amerykańskich spotowych funduszach ETF BTC wynosi około 89 600 dolarów. Dopiero na tym poziomie cenowym przeciętna pozycja inwestorska zaczyna przynosić straty. Nie dotyczy to więc dużej części wczesnych uczestników rynku, którzy kupowali "monety" za 40-70 tysięcy dolarów.
Faktem jest jednak, że jednym z sygnałów wzrostu presji sprzedażowej są obserwowane teraz duże przepływy bitcoinów na giełdy. Ponieważ aktywa cyfrowe zwykle przechowuje się poza giełdami, o ile nie planuje się ich zbycia, to ruchy te wskazują na przygotowania do likwidacji pozycji.
Z technicznego punkty widzenia sytuacja jest groźna - bitcoin przełamał kluczowe poziomy wsparcia. Sporą wiedzę o tym jakie mogą być dalsze spadki przynoszą dane z giełdy Deribit, z których wynika, że w tej chwili wyjątkowo popularne są kontrakty zabezpieczające na poziomach 80-85 tysięcy dolarów. Inwestorzy kupili opcje zabezpieczające (wygasające pod koniec listopada) o wartości przekraczającej 740 milionów dolarów.
Dla jednych to bessa, dla innych szansa
Zespół analityków CoinDCX opisuje obecną sytuację jako "krypto-zimę", podkreślając, że spadki bitcoina do poziomu około 90 tysięcy dolarów oraz utrata wsparcia przez ethereum poniżej 3 tysięcy dolarów są początkiem bessy. Na przeciwnym biegunie lokują się optymiści przewidujący, że rynek w tych dniach może zbliżać się do zakończenia trendu spadkowego.
Padają argumenty, że gospodarka Stanów Zjednoczonych stwarza aktywom cyfrowym korzystniejsze warunki makroekonomiczne niż chociażby w kwietniu tego roku. W zasadzie nie ma teraz negatywnych informacji o charakterze fundamentalnym. Inflacja w USA maleje, choć powoli, a amerykański bank centralny będzie kontynuował obniżki stóp procentowych, nawet jeśli czasami zmniejszy tempo tego procesu.
Matt Hougan, dyrektor do spraw inwestycji w Bitwise Asset Management, w rozmowie z CNBC, zachęca by kupować bitcoiny w listopadowym dołku notowań, a obecne ceny określa mianem "szansy pokoleniowej". - Bitcoin zareagował spadkami jako pierwszy, niczym kanarek w kopalni, ale uważam, że już teraz jesteśmy blisko dna. Traktuję to jako znakomitą okazję zakupową dla długoterminowych inwestorów" - stwierdził Hougan.
Równie optymistycznie wypowiedział się Cameron Winklevoss, współzałożyciel Gemini, który na platformie X napisał: "To ostatni raz kiedy można kupić bitcoina poniżej 90 tysięcy dolarów". Jednak jak do tej pory nie widać, by inwestorzy detaliczni wykorzystywali obecną słabość bitcoina do nabywania przecenionych "monet".
Charakterystyczne jest inne zjawisko - z danych CryptoQuant wynika, że do gry wchodzą głównie duże podmioty, tzw. "wieloryby", które wykorzystują niższe ceny do akumulacji, licząc na długoterminowe zyski. Ta zmiana struktury właścicielskiej może oznaczać, że bitcoin dojrzewa jako klasa aktywów. Natomiast krótkoterminowy brak wsparcia ze strony drobnych inwestorów pogłębił spadki notowań bitcoina, a także ethereum.
Hazard albo cyfrowe złoto
W trudnych chwilach dla bitcoina przypominane są słowa legendarnego inwestora Warrena Buffetta, który kryptowaluty stawia na równi z hazardem. Wszelkie "coiny" są dla niego spekulacją, a nie prawdziwą formę inwestowania. Jego zdaniem, ogromna bańka na rynku aktywów cyfrowych może pęknąć, co zrujnuje wielu ludzi.
Głos znów zabrał także ekonomista Peter Schiff, od lat punktujący słabe strony bitcoina. Twierdzi, że obecne spadki są dowodem na to, że bitcoin nigdy nie był prawdziwym zabezpieczeniem wartości, w przeciwieństwie do złota, które od tysięcy lat służy jako bezpieczna przystań w niepewnych czasach.
- Podczas gdy kryptowaluta traci dziesiątki procent wartości, złoto pozostaje na rekordowych poziomach, demonstrując swoją rolę jako prawdziwego magazynu wartości. Ta rozbieżność stanowi ostateczne potwierdzenie, że nazywanie bitcoina "cyfrowym złotem" to marketingowy trick mający na celu zwabienie naiwnych inwestorów - oznajmił Schiff.
W opozycji do Petera Schiffa ustawia się Cathie Wood, założycielka ARK Invest, niepoprawna entuzjastka pierwszej kryptowaluty świata. Jej zdaniem, bitcoin ma potencjał, by stać się "cyfrowym złotem" XXI wieku. Szefowa ARK Invest podtrzymuje też prognozę, że w dłuższym terminie cena bitcoina może wzrosnąć do miliona dolarów.
- Instytucje dopiero "moczą stopy" na rynku kryptowalut, a dopływ dużego kapitału jeszcze przed nami. Możliwe nawet, że bitcoin przekształci się w globalny system monetarny. Natomiast dynamiczny rozwój rynku stablecoinów, który przekroczył już 300 miliardów dolarów, świadczy jedynie o dojrzewaniu całej branży, a nie o zagrożeniu dla bitcoina - powiedziała Cathie Wood w wywiadzie dla CNBC.
Prognoza miliona dolarów za bitcoina dziś wydaje się być wygórowana. Jednak nie tylko szefowa ARK Invest widzi dobre perspektywy dla tej kryptowaluty. W grupie analityków reprezentujących szacowne instytucje finansowe jest wielu optymistów, choć bardziej ostrożnych niż Cathie Wood. JPMorgan przewiduje, że w 2026 roku bitcoin może osiągnąć cenę około 170 tysięcy dolarów.
Problem w tym, że analitycy JPMorgan, kierowani przez Nikolaosa Panigirtzoglou, nie trafili z prognozą minimalnej ceny tokena w bieżącym cyklu spadkowym. Ich zdaniem, dnem notowań powinien być poziom 94 tysięcy dolarów. Tymczasem nawet 90 tysięcy nie zostało obronione. Analitycy banku argumentowali, że 94 tysiące dolarów to równowartość kosztu produkcji bitcoina, a "górnicy" będą mieli nikłą motywację, by akceptować ceny poniżej tego progu.
Jacek Brzeski















