Nie tylko bitcoin bije rekordy. Kryptowaluty stworzone jako żart drożeją całkiem serio
Euforia na rynku kryptowalut po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA przekroczyła najśmielsze oczekiwania wielu analityków. Bezprecedensowy wzrost notowań bitcoina, a także tokenów, które powstawały jako żart, to rezultat obietnic nowego prezydenta, że walutom cyfrowym stworzy przyjazne środowisko regulacyjne.
- Nie tylko bitcoin szaleńczo drożeje. Szybko rosną ceny dogecoina, czyli kryptowaluty memowej od dawna wspieranej przez Elona Muska. Na wartości zyskuje także Shiba Inu, czyli "dogecoin killer"
- Skoro bitcoin w ciągu roku podrożał prawie trzykrotnie, to nie powinny dziwić prognozy, że jego cena szybko osiągnie poziom kilkuset tysięcy dolarów
- Anthony Pompliano, założyciel Pomp Investments, jest przekonany, że bitcoin dla młodego pokolenia stanie nowym kontem oszczędnościowym
Zwycięstwo Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich wywołało prawdziwą euforię na rynku kryptowalut. Bitcoin od 5 listopada wspina się na wykresie i ustanowił nowy rekord wszech czasów na poziomie 90 tysięcy dolarów. Przez tydzień pierwsza kryptowaluta świata podrożała o 30 proc. Inwestorzy liczą, że nowy prezydent Stanów Zjednoczonych spełni wyborcze obietnice i wzmocni pozycję aktywów cyfrowych.
Nie tylko bitcoin zadziwia skalą aprecjacji. Drożeją także tokeny przez wielu traktowane z przymrużeniem oka. Dogecoin, popularna kryptowaluta memowa, tylko w ciągu pięciu dni zanotowała imponujący wzrost kursu o około 50 proc. Hossa trwa tu jednak od kilku tygodni. Token nazywany "piesełem" miesiąc temu kosztował 11 centów, a teraz przekracza granicę 42 centów i poprawia rekord wszech czasów z 2021 roku.
Dogecoin pojawił się na rynku w 2013 roku jako parodia bitcoina. Ta kryptowaluta nie ma limitu liczby "monet", a co minutę "wydobywanych" jest 10 tysięcy nowych sztuk. Do popularyzacji "pieseła" przyczyniło się wsparcie ze strony Elona Muska, właściciela Tesli i wielkiego stronnika Donalda Trumpa. Przy czym nikt dokładnie nie wie, czy zachwyty multimiliardera nad "doge" nie są jedynie żartem.
Z całą pewnością niezbyt poważna motywacja towarzyszyła powstaniu Shiba Inu, skoro znany jest jako "dogecoin killer". Ten token na rynek został wprowadzony w 2020 roku. Shiba Inu potrafił zgromadzić wokół siebie dużą, aktywną społeczność. W wypadku tego "coina" zanotowano wzrost ceny w ciągu miesiąca z 0,000018 do 0,000030 dolara. Shiba Inu choć jest memcoinem, to ma rosnący ekosystem, który obejmuje zdecentralizowane giełdy (DEX) i więcej projektów DeFi.
Dużym zainteresowaniem cieszy się także Sui - jedna z nowszych kryptowalut. Podrożała przez miesiąc z 1,83 do 3,20 dolara, przy wzroście o około 70 proc. w ciągu ostatniego tygodnia. Sui wydaje się być atrakcyjna dla wielu inwestorów ze względu na technologię inteligentnych kontraktów i skupienie się na zdecentralizowanych finansach (DeFi).
W kampanii wyborczej Donald Trump zobowiązał się do uczynienia ze Stanów Zjednoczonych "światowej stolicy kryptowalut". Obiecywał, że stworzy strategiczną państwową rezerwę bitcoinów, na którą złożą się przede wszystkim tokeny przejęte z działalności przestępczej. Jednocześnie jawił się jako przeciwnik wprowadzania cyfrowej waluty banku centralnego (CBDC), bo byłaby ona konkurencją dla inicjatyw prywatnych. Trump zapowiadał też, że zwolni ze stanowiska znienawidzonego przez branżę przewodniczącego Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) Garry'ego Genslera i to "już w pierwszym dniu".
Nowy prezydent zobowiązał się działać na rzecz amerykańskich "górników" kryptowalutowych. Oświadczył, że wszystkie pozostałe bitcoiny powinny być wydobyte w USA. Należy zatem rozumieć, że albo firmy inwestujące w "koparki" będą płacić mniejsze podatki, albo rząd w Waszyngtonie wprowadzi preferencje dla zakupu tego rodzaju sprzętu.
Nic dziwnego, że przy wszystkich tych deklaracjach Donalda Trumpa na rynku aktywów cyfrowych znów panuje hossa. Analitycy techniczni podkreślają, że bitcoin ma za sobą długi okres konsolidacji i że na początku listopada wyszedł z formacji kanału spadkowego, która posłużyła inwestorom do zgromadzenia zapasów kryptowaluty przed kolejną falą wzrostową.
Zdaniem analityka Marcina Tuszkiewicza, reprezentującego squaber.com, bitcoin może rozpocząć kolejny marsz, którego celem powinien być zakres między 103 tysiące, a 113 tysięcy dolarów. - Poziom 100 tysięcy dolarów jest barierą psychologiczną, która powinna zostać przełamana ze względu na ambicje rynku. Poziom 113 tysięcy dolarów wynika z kolei z formacji flagi i trwającego potężnego wybicia - wyjaśnia Marcin Tuszkiewicz.
Wielu inwestorów zakłada, że bitcoin osiągnie historyczną cenę 100 tysięcy dolarów jeszcze przed końcem roku. Giełdy opcji walut wirtualnych, jak chociażby Deribit, informują o lawinowym wzroście zainteresowania kontraktami na bitcoina. Kontrakty wygasające 27 grudnia, a opiewające na cenę 100 tysięcy dolarów, odnotowały już 30-procentowy wzrost wartości, stając się jedną z najatrakcyjniejszych transakcji na rynku. Konto analityczne Bitcoindata21, przewiduje że dopóki rynek nie zacznie notować dziennych spadków rzędu 20-30 proc., cena bitcoina będzie nadal rosła. W tej prognozie szczyt kursu wynosi 150 tysięcy dolarów.
Cameron Winklevoss, współzałożyciel giełdy Gemini, jest zdania, że obecne wzrosty są efektem stałego popytu na bitcoinowe fundusze ETF. Natomiast znany inwestor Peter Brandt podkreśla, że wykres kryptowaluty pokazuje odwrócony wzór głowy i ramion - formację techniczną, która często jest zwiastunem dalszych ruchów w górę. Według niego, bitcoin ma otwartą drogę do poziomu 200 tysięcy dolarów.
Michael van de Poppe twierdzi, że bitcoin znajduje się obecnie w fazie hossy, która według niego może potrwać do roku 2026. Jego zdaniem, cena "monety" ma szansę osiągnąć pułap nawet milion dolarów, jeśli polityka banków centralnych będzie nadal opierać się na drukowaniu pieniędzy.
Van de Poppe przestrzega przed ignorowaniem rosnącego długu publicznego, zwłaszcza w USA. Może on bowiem doprowadzić do załamania podobnego do kryzysu z 2008 roku. - W sytuacji, gdy zadłużenie osiągnie krytyczny poziom, siła nabywcza dolara może drastycznie spaść, co również wpłynie korzystnie na cenę bitcoina - przewiduje ekspert.
Bardzo optymistyczna prognoza kursu bitcoina wyłania się z modelu "stock-to-flow". Tak to widzi analityk znany jako PlanB, który sugeruje, że token może podrożeć do 500 tysięcy dolarów w ciągu najbliższych czterech lat. Model "stock-to-flow" ocenia wartość aktywa na podstawie jego ograniczonej podaży, regularnych halvingów (przepołowień kryptowaluty) i rosnącego popytu. Każdy kolejny halving, odbywający się co cztery lata, zmniejsza liczbę nowych "coinów" w obiegu, co powinno prowadzić do gwałtownego wzrostu ceny. Tu trzeba przypomnieć, że bitcoin został przepołowiony w kwietniu tego roku.
Anthony Pompliano, założyciel Pomp Investments, jest przekonany, że nadchodzi czas masowej adopcji bitcoinów. Pierwszą kryptowalutę świata nazywa "złotem na sterydach" lub "skrzydlatym złotem" i sugeruje, że aktywa cyfrowe będą głównym instrumentem dla nowego pokolenia inwestorów, które zniechęci się do walut tradycyjnych.
Pompliano twierdzi, że bitcoin, podobnie jak złoto, jest odpowiedzią na systematyczną i nieuchronną dewaluację dolara, ale z dodatkowym atutem wynikającym z dynamiki adopcji cyfrowej. Jest przekonany, że przyszłość oszczędności należy do bitcoina i stablecoinów, a nie do tradycyjnych kont bankowych. - Jeśli spojrzymy na blockchain, zobaczymy, że ponad połowa bitcoinów nie zmieniła właściciela w ciągu ostatnich dwóch lat, a dwie trzecie pozostaje nietknięte od ponad roku, mimo że cena kryptowaluty w tym okresie potroiła się - zauważa ekspert.
Anthony Pompliano przewiduje, że bitcoin będzie cyfrowym zamiennikiem tradycyjnych kont oszczędnościowych, zwłaszcza dla młodszego pokolenia konsumentów i inwestorów. - W ostatnich 30 latach dolar stracił połowę swojej siły nabywczej. W tej sytuacji trzymanie środków w aktywach, które zachowują lub zwiększają wartość, ma coraz większy sens. Dla inwestorów bitcoin staje się formą zabezpieczenia przed inflacją, obietnicą długoterminowej ochrony kapitału. Bitcoin, złoto, nieruchomości, wszystko, co jest wyceniane w dolarach, zyskuje na wartości, gdy słabnie waluta Amerykanów - mówi Pompliano.
Dodaje, że bitcoin odróżnia się od innych instrumentów świata finansów tym, że jest przyjmowany "oddolnie". Przeważnie mamy bowiem do czynienia z procedurą "odgórną" - najpierw aktywem posługują się instytucje, a potem trafia ono do szerszego grona użytkowników. - Większość technologii jest przyjmowana przez rządy i wojsko, później przez korporacje, a dopiero na końcu przez jednostki. Bitcoin jest w procesie odwrotnym, gdyż pierwsze były osoby indywidualne, a teraz do gry wkraczają korporacje i instytucje finansowe, takie jak BlackRock i Fidelity - tłumaczy Pompliano.
Jacek Brzeski