Cała Polska widziała, jak polski premier poszedł do barbera i dał się ostrzyc. A siedząc z tą mokrą głową na fryzjerskim fotelu u Pana Marcina obiecał nowe podejście pod obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. "Dostaliśmy weto w składkę" - mówił Tusk. "Ale chyba spróbujemy jeszcze raz" - dodał.
Przypomnijmy dla porządku, że w temacie składki chodzi o ustawę, którą rządowi uśmiechniętej koalicji zablokował na odchodnem prezydent Andrzej Duda. Nie godząc się tym samym na dalsze zmniejszanie nakładów na zdrowie publiczne w Polsce. Oraz na to, by przedsiębiorcy byli w dziele finansowania służby zdrowia uprzywilejowani względem pracowników etatowych. I tych z umów cywilnoprawnych zresztą też.
Stan sprawy jest więc taki, że na razie (do końca roku) obowiązują przyjęte w styczniu 2025 roku przepisy tymczasowe. Od stycznia przyszłego roku składka na potrzeby służby zdrowia ponoszona przez przedsiębiorców ma jednak wzrosnąć. No chyba, że premier Tusk znajdzie jakiś sposób, by te pieniądze nie trafiły jednak do NFZ.
Tusk obiecuje niższą składkę zdrowotną. "W samym środku olbrzymiego kryzysu"
Oczywiście nie wiemy, czy tego Tuska u barbera można traktować poważnie? I w ogóle czy obietnice składane na rolkach w social mediach mają taką samą moc jak rzeczy obiecywane w rozmowach telewizyjnych czy wywiadach prasowych? Ale skoro rolka dociera do milionów odbiorców, to zakładam, że jednak chyba tak. A rolkowanie to już pełnoprawny sposób robienia współczesnej polityki. I że nie będzie tak, że premier powie za chwilę, że to było tylko na niby. Bo niech pierwszy rzuci kamieniem, kto paplał u fryzjera co mu ślina na język przyniesie..
Tu jednak pojawia się problem. Premier Tusk obiecał bowiem, że niższą składkę utrzyma (a może jeszcze ją obniży). Czyni to jednak w samym środku olbrzymiego kryzysu służby zdrowia, jakiego wolna Polska nie widziała od ładnych dwóch dekad (a może i dłużej). Tylko w tym roku Narodowy Fundusz Zdrowia musiał zostać wsparty dodatkowym zastrzykiem pieniędzy z budżetu państwa na kwotę 27,6 mld złotych. W przyszłym roku deficyt NFZ ma sięgnąć 23 mld. Naczelna Izba Lekarska mówi wprost o "pełnej niewydolności systemu". Media donoszą o kolejnych planach zamykania szpitali albo porodówek. A także o terminach u lekarzy specjalistów na kilka lat do przodu.
Takie mogą być skutki obietnicy Tuska. "Tu nie ma żadnego drugiego czy trzeciego dna"
W takich to warunkach premier polskiego rządu - jak gdyby nigdy nic - obiecuje u barbera… obniżenie składki zdrowotnej. Czyli krok, który oznaczał będzie mniej pieniędzy w systemie ochrony zdrowia. I narzeka, że dostał "weto w składkę" od złego prezydenta. Weto - powtórzmy dla zabieganych i niezorientowanych - oznacza, że pieniędzy od nowego roku ma być w ochronie zdrowia więcej. Więcej właśnie o wyższą składkę. I odwrotnie. Jeżeli Tusk spełni swoją obietnicę złożoną u pana Marcina, to pieniędzy w systemie będzie mniej. I tu nie ma żadnego drugiego czy trzeciego dna. Mniej znaczy… mniej. M-N-I-E-J - że pozwolę sobie przeliterować dla zabieganych i niezorientowanych. Dotarło? Mam nadzieję.
Co na to otoczenie premiera Tuska? Koalicjanci z Trzeciej Drogi albo są na politycznym wymarciu, albo nabrali wody w usta. Ciekawa jest za to postawa Lewicy. Gdy wybuchła najnowsza odsłona kryzysu w systemie opieki zdrowotnej, to wicepremier Krzysztof Gawkowski (ten z Lewicy właśnie) chodził po mediach i mówił, jakie to straszne i jak rząd powinien coś z tym kryzysem natychmiast zrobić. Przypominano mu prędko, że on akurat jest wiceszefem tego rządu i że w tym konkretnym wypadku nie można się nawet zasłonić tym, że zły prezydent przeszkadza wetami (bo przecież prezydent Duda zablokował właśnie zmniejszanie nakładów na NFZ).
Ale Gawko nie dawał się zbić z pantałyku. Kontrował, że przecież jego Lewica jest przecież zwolenniczką wprowadzenia zupełnie nowego podatku zdrowotnego. A że tego podatku nie wprowadza w życie? No cóż, to jest zdaniem wicepremiera polskiego rządu wina "przeciwników takiego podatku". Czyli - mówiąc otwartym tekstem - ich własnych koalicjantów z premierem Tuskiem na czele. Dlaczego więc Lewica współrządzi pod rękę z koalicjantem, który w tak fundamentalnej kwestii ma zdanie od Lewicy odmienne jak ogień od wody? W Lewicy nikt na to pytanie odpowiedzieć nie może. Bo gdyby próbował, to musiałby dotknąć tematu fundamentalnego - czyli tego, że Lewica jest u Tuska w gabinecie niczym więcej, jak tylko paprotką.
I tak się proszę państwa wozimy w temacie zdrowia publicznego. I byłoby to nawet na swój sposób może i zabawne. Gdyby nie to, że sprawa dotyczy kwestii dość jednak poważnych. Ot na przykład życia, śmierci, choroby, kalectwa i takich tam.
Zdrowia życzę. A reszta się jakoś ułoży..
Rafał Woś
Autor felietonu prezentuje własne opinie i poglądy
Śródtytuły pochodzą od redakcji















