Stałe oprocentowanie kredytów to tykająca bomba dla banków
Nad bankami po raz kolejny zbierają się czarne chmury. Popularność kredytów o czasowo stałej stopie, które Polacy zaczęli zaciągać dopiero przy wysokich stopach, może być kosztowna dla sektora. Problematyczne są przepisy, które regulują rekompensatę jeśli ludzie będą je przed czasem spłacać i zaciągać nowe.
Rosnący udział kredytów o okresowo stałej stopie jest kolejną tykająca bombą ze względu na nieregulowany do dziś problem rekompensaty dla banków za wcześniejszą spłatę takiego kredytu, przed upływem okresu stałej stopy. To też przyczyna tego, że banki nie podejmują dziś ryzyka udzielania ich na okres dłuższy niż 5-7 lat - ostrzegają bankowcy.
Choć w ofertach niektórych banków są dostępne od kilku lat, a od połowy 2021 obowiązkowo we wszystkich, kredyty z czasowo stałą stopą zyskały popularność dopiero w ostatnich kwartałach, gdy stopy NBP mocno wzrosły. W trzecim kwartale według danych AMRON łączna wartość udzielonych kredytów o okresowo stałym oprocentowaniu wyniosła 3,9 mld zł i było to 40 proc. wszystkich udzielonych. Ale w poprzednich kwartałach ten udział przekraczał nawet 60 proc. Wbrew pozorom ci, którzy zaciągnęli kredyt ze stałą stopą obowiązującą przez 5 -7 czy nawet 10 lat, będą mogli się od nich "uwolnić" refinansując, czyli zaciągając nowy kredyt na spłatę obecnego. Dla banków to kolejny czarny scenariusz, który może się zmaterializować.
- Zakładając, że sporo spośród kredytobiorców, którzy w ostatnim czasie czyli przy wysokich już stopach procentowych zaciągnęło kredyt o czasowo stałym oprocentowaniu, za jakiś czas, w sytuacji gdy inflacja i stopy procentowe mocniej spadną, zdecyduje się zaciągnąć nowy, tańszy kredyt na spłatę obecnego, nietrudno więc wyciągnąć wniosek, że portfel kredytów stałoprocentowych może być źródłem problemów dla kredytodawców - mówi Interii Norbert Jeziolowicz, dyrektor Zespołu Bankowości Detalicznej i Rynków Finansowych Związku Banków Polskich.
Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że przy refinansowaniu kredytu bank sprawdzi bieżącą zdolność kredytową, na zasadach i warunkach w danym momencie. Natomiast można założyć, że w sytuacji spadku stóp po refinansowanie sięgałyby osoby, które zaciągnęły kredyt już przy wysokich stopach i według zaostrzonych regulacji wydanych przez Komisję Nadzoru Finansowego.
- Z tego punktu widzenia nie powinno być problemu jeśli chodzi o zdolność kredytową przy ewentualnym refinansowaniu kredytu udzielonego w ostatnich miesiącach, bo jeśli ktoś dostał kredyt przy np. stopach na poziomie 6,5 proc., do których zgodnie z zaleceniem KNF trzeba doliczyć jeszcze 5 pkt proc., to gdy stopy spadną przykładowo do poziomu 5 proc., to jego zdolność się poprawi, nawet jeśli dodatkowy bufor nadzorczy zostanie utrzymany. Zagrożeniem z punktu widzenia zdolności kredytowej mogą być natomiast rosnące cały czas koszty życia, które bank musi uwzględniać, więc może to być problem w przypadku osób, które mimo inflacji nie dostaną podwyżki wynagrodzenia. Sytuację zmienia też pojawienie się dzieci w rodzinie, bo to znacząco obniża zdolność kredytową - mówi Interii Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera.
Dlaczego masowe refinansowanie kredytów ze stałą stopa byłoby problemem dla banków?
W krajach, w których rynek kredytów stałoprocentowych jest mocniej rozwinięty i ma dłuższą tradycję niż u nas, reguluje się takie sytuacje na różne sposoby, na przykład podając listę przesłanek, pozwalających na przedpłatę kredytu. Po drugie umożliwiając bankom pobranie opłaty za wcześniejszą spłatę takiego kredytu. Natomiast w ustawie o kredycie hipotecznym, która reguluje sytuację na polskim rynku mamy zapis, że rekompensata nie może być wyższa niż koszty kredytodawcy bezpośrednio związane z przedterminową spłatą. To narzuca taką interpretację jakby bank miałby się rozliczać z tego jakby był zabezpieczony konkretny, pojedynczy kredyt, a przecież to jest niemożliwe. Żaden bank nie zabezpiecza pojedynczego kredytu, ale organizuje portfelowe finansowanie na przykład poprzez emisję listów zastawnych czy poprzez instrumenty zabezpieczające ryzyko zmiany stopy procentowej pod kredyty o czasowo stałej stopie - tłumaczy Norbert Jeziolowicz.
Jak zaznacza, przy niewielkiej skali wcześniejszych spłat kredytów o czasowo stałej stopie nie byłoby istotnego problemu, ale w obecnej sytuacji jest ryzyko, że może to być zjawisko masowe. - Wskazują na to także doświadczenia banków w innych krajach, gdzie przedpłaty tych kredytów następują falami, zgodnie ze zmianami stóp procentowych na rynku. W tej sytuacji bank zostaje z otwartą pozycją stopy procentowej czyli transakcje zabezpieczające zostają, ale po drugiej stronie znikają kredyty, pod które były organizowane te instrumenty. W scenariuszu spadku stóp procentowych domknięcie pozycji wiąże się ze stratą banku, polegającą na jednorazowym rozpoznaniu w wyniku finansowym ujemnej wyceny zamykanych instrumentów zabezpieczających. W Polsce portfel kredytów z czasowo stałą stopą buduje się nierównomiernie, więc jest duże prawdopodobieństwo, że przypadki wcześniejszych spłat skumulują się w krótkim czasie i wówczas będzie to groźne, dlatego jest to bomba z opóźnionym zapłonem
To poważny problem, ale - jak dotąd - regulatorzy nie próbują go zniwelować - mówi przedstawiciel ZBP.
Podkreśla przy tym, że przepisy dotyczące ram funkcjonowania kredytów hipotecznych są implementacją dyrektywy unijnej, ale taki zapis jak w naszej ustawie, czyli mówiący o rekompensacie liczonej jako koszty bezpośrednio związane z kredytem, nie jest standardem w UE.
W wielu krajach warunki umożliwiające wcześniejszą spłatę kredytów są precyzyjnie wskazane. - Na tym tle polskie przepisy w praktyce utrudniają jeśli nie uniemożliwiają pobrania opłat w ramach rekompensaty. Legislacja nie nadąża za rzeczywistością. Dlatego wiosną tego roku po raz kolejny sygnalizowaliśmy ten problem między innymi Ministerstwu Finansów i postulowaliśmy uregulowanie tej kwestii - dodaje Norbert Jeziolowicz.
Monika Krześniak-Sajewicz