Kruszec na cenowej huśtawce. Im USA mniej wiarygodne, tym złoto droższe
Donald Trump powtarza: "Make America Great Again", a ci, którzy nie wierzą w to hasło, nawołują: "Sell America". Kryzys zaufania do USA na rynkach finansowych przyczynił się do wyniesienia ceny uncji złota na absolutny szczyt 3500 dolarów. Zaraz potem kruszec bardzo potaniał, a zdania analityków są podzielone, czy mamy do czynienia z przerwą w hossie, czy zaczęła się bessa.
- Fundusze ETF oparte na złocie przyciągają coraz większy kapitał, ale ich łączne rezerwy kruszcu nadal są o 20 proc. skromniejsze niż w szczytowym momencie w 2020 roku. To może być dowód, że hossa dopiero się rozpędza.
- Goldman Sachs przewiduje wzrost ceny uncji złota do około 3700 dolarów jeszcze w tym roku. Analitycy JPMorgan zakładają, że w 2026 roku uncja może kosztować ponad 4 tysiące dolarów.
- Im bardziej rośnie prawdopodobieństwo zażegnania globalnej wojny handlowej i zawieszenia broni między Rosją a Ukrainą, tym mniejsze są szanse, że hossa na rynku złota będzie kontynuowana.
- Citigroup prognozuje dalsze spadki i stabilizację ceny uncji w okolicach 2800-3200 dolarów w najbliższych latach. Natomiast Fitch Ratings nie wyklucza spadku ceny złota aż do 2100 dolarów i to już w tym roku.
Uncja złota we wtorek 22 kwietnia po raz pierwszy w historii osiągnęła cenę 3500 dolarów. Można to uznać za pokonanie ważnej dla inwestorów bariery psychologicznej. Przy tej okazji niektórzy komentatorzy ogłosili pobicie nie tylko nominalnego, ale też realnego rekordu cenowego pochodzącego ze stycznia 1980 roku. Wówczas uncja kosztowała 850 dolarów, co po uwzględnieniu 45-letniej amerykańskiej inflacji jest równowartością dzisiejszych 3500 dolarów.
Wtorkowy szczyt notowań złota był jednak incydentem. Bardzo szybko kurs spadł do 3300 dolarów, a potem jeszcze niżej. Giovanni Staunovo, ekspert UBS, podobnie jak wielu innych analityków, jest zdania, że do spadku ceny przyczyniła się zmiana poglądów prezydenta Donalda Trumpa, który już nie chce odwoływać szefa Fed Jerome’a Powella oraz widzi perspektywę obniżenia ceł wobec Chin. Deeskalacja konfliktu z Rezerwą Federalną i Chinami sprawiła, że inwestorom trochę mnie potrzebna była bezpieczna przystań w postaci metalu szlachetnego.
Staunovo jest jednak optymistycznie nastawiony do złota i prognozuje, że w nadchodzących miesiącach jego notowania wrócą w okolice 3500 dolarów za uncję. Bank ANZ podniósł swoją prognozę na koniec roku do 3600 dolarów, powołując się na rosnące ryzyko recesji w USA i napięcia geopolityczne. Goldman Sachs przewiduje w tym samym okresie wzrost ceny kruszcu do około 3700 dolarów. Także analitycy JPMorgan spodziewają się kontynuacji trendu wzrostowego ceny "królewskiego metalu" i zakładają, że w przyszłym roku uncja może kosztować ponad 4 tysiące dolarów.
Wzrost notowań złota o tyle jest ułatwiony, że sprzyja mu spadek wartości amerykańskiego dolara. Jeszcze na początku tego roku za euro płacono 1,04 dolara, a teraz około 1,14. Nie brak prognoz, że wkrótce eurodolar może osiągnąć pułap 1,20. Widać też przesunięcie zainteresowania inwestorów z obligacji amerykańskich na emitowane przez kraje, które uchodzą teraz za bardziej przewidywalne niż USA.
Michał Tekliński z Goldsaver.pl przypomina, że Chiny są drugim największym po Japonii posiadaczem obligacji USA. "Coraz częściej mówi się, że w odwecie za nałożenie ceł Chińczycy mogą w dalszym ciągu wyzbywać się amerykańskiego długu. Oznaczałoby to gwałtowny wzrost rentowności obligacji oraz kosztu obsługi długu, który jest jednym z większych problemów Stanów Zjednoczonych. Część tych środków może być przez Państwo Środka reinwestowana w złoto, co również napędza globalny popyt na ten surowiec" - napisał Michał Tekliński.
Ekspert Goldsaver.pl przypomina też, że Niemcy coraz głośniej mówią o potrzebie odzyskania 1200 ton złota zdeponowanego w nowojorskim skarbcu Rezerwy Federalnej. Dyskusja toczy się w kontekście rosnącej nieufności wobec USA jako stabilnego partnera finansowego. Nowy rząd w Berlinie zdominowany przez CDU rozważa nawet audyt przechowywanego kruszcu. W latach 2013-20 Niemcy zdołały już sprowadzić do kraju ponad 670 ton złota z Londynu i Paryża.
"Niemcy posiadają drugie największe rezerwy złota na świecie, ustępując pod tym względem jedynie USA. Nasi zachodni sąsiedzi zgromadzili 3351,5 tony kruszcu, z czego około 1200 znajduje się w skarbcu Fed. Niektórzy obawiają się, że repatriacja złota, planowana albo przeprowadzana przez różne kraje i inwestorów prywatnych, może spowodować kłopoty z płynnością i dostępnością fizycznego kruszcu" - konkluduje Michał Tekliński.
Na rynkach zaczyna dominować opinia, że globalni inwestorzy coraz bardziej wątpią w amerykańskie przywództwo gospodarcze i polityczne. Dlatego właśnie podważany jest status dolara jako światowej waluty rezerwowej. Banki centralne w ramach dedolaryzacji w szybkim tempie zwiększają zapasy złota, co prowadzi do skoku jego ceny. - Szybki wzrost notowań złota mówi nam, że rynki mają najmniej zaufania do USA niż kiedykolwiek. Niedawna narracja "Trump Trade" przekształciła się teraz w narrację "Sell America" - oznajmił Lee Liang Le z Kallanish Index Services.
Bart Melek, analityk TD Securities, najnowszy spadek ceny uncji nazywa zdrową przerwą po gwałtownym, niemal pionowym wzroście. Twierdzi, że złoto nadal jest poważnie niedoinwestowane i według wielu długoterminowych wskaźników wciąż niedowartościowane, mimo że z technicznego punktu widzenia może obecnie wyglądać na wykupione. - Wzrost ceny uncji powyżej 3400 dolarów był technicznie nie do utrzymania w krótkim terminie. Ale szersze uwarunkowania rynkowe sugerują, że do szczytu jeszcze daleko - przewiduje Melek.
Jego zdaniem kluczowe będzie osłabienie wzrostu gospodarczego w Stanach Zjednoczonych. - Uważam, że Rezerwa Federalna będzie zmuszona obniżyć stopy procentowe wcześniej, niż się obecnie zakłada, pomimo swojego ostrożnego stanowiska. Kiedy cięcia stóp staną się nieuniknione, koszt alternatywny posiadania złota będzie bardziej akceptowalny. Wtedy możemy zobaczyć nową falę popytu inwestycyjnego - przewiduje ekspert TD Securities.
Bart Melek zwraca też uwagę na fakt, że chociaż fundusze ETF oparte na złocie przyciągają coraz większy kapitał, to ich łączne rezerwy kruszcu nadal są o 20 proc. skromniejsze niż w szczytowym momencie w 2020 roku. To może być dowód, że hossa dopiero się rozpędza.
Nie brak jednak ekonomistów, którzy spodziewają się bessy na rynku złota. Ich zdaniem jesteśmy już w spekulacyjnej fazie hossy, co oznacza, że na tym etapie także incydentalne korekty cenowe bywają bardzo bolesne. W krótkim okresie od 30 grudnia 2024 roku do 22 kwietnia tego roku notowania uncji kruszcu wzrosły o 900 dolarów. W ostatnich dniach zdarzało się, że cena metalu zmieniała się o 100 dolarów w ciągu kilkunastu godzin. W normalnych warunkach uncja złota pokonywała taki dystans co najmniej przez pół roku.
Każda wielka hossa potrzebuje coraz więcej paliwa. Złoto może go nie dostać w sytuacji, gdy rośnie prawdopodobieństwo zażegnania globalnej wojny handlowej i zawieszenia broni między Rosją a Ukrainą. W dodatku, poprawia się sytuacja gospodarcza w strefie euro. Nic więc dziwnego, że niektóre renomowane instytucje finansowe zapowiadają koniec hossy "królewskiego metalu". Citigroup prognozuje dalsze spadki i stabilizację ceny uncji w okolicach 2800-3200 dolarów w najbliższych latach. Natomiast Fitch Ratings w scenariuszu bazowym zakłada spadek ceny złota aż do 2100 dolarów w 2025 roku, w przypadku poprawy stanu globalnej gospodarki i wzrostu stóp procentowych.
Jacek Brzeski