Decyzje rządu mogą mocno podbić inflację. Szef NBP wskazał trzy czynniki
Inflacja w marcu znajdzie się u celu, ale w drugiej połowie roku znacząco przyspieszy - mówił w czasie konferencji prezes NBP Adam Glapiński. Prognozy szefa banku centralnego potwierdzają ekonomiści. Końcówka 2024 r. może przynieść inflację podobną do tej odnotowanej w grudniu 2023 r. Wpływ na taki rozwój wydarzeń będą miały rządowe decyzje o wygaszeniu zerowej stawki VAT na żywność oraz odmrożenie cen energii i gazu. To natomiast może oznaczać, że stopy procentowe przez długi czas pozostaną na obecnym poziomie.
W czasie swojej konferencji prasowej Adam Glapiński nie krył swojego entuzjazmu. - Gdyby nie to, że alkoholu w miejscach urzędowych nie pijemy, to podałbym szampana - powiedział prezes Narodowego Banku Polskiego w ramach komentarza do decyzji Rady Polityki Pieniężnej, która w styczniu zdecydowała się o pozostawieniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie.
Szczególnym powodem do świętowania mają być prognozy na najbliższe miesiące, a które dotyczą rozwoju inflacji. Według analizy ekonomistów z NBP, którą przytoczył Glapiński, tempo wzrostu cen konsumentów w marcu zbliży się do celu banku centralnego (ten wynosi 2,5 proc. z dopuszczalnym odchyleniem o 1 pkt. proc. w górę i w dół). - Czyli będzie taka, którą potocznie nazwy się, że nie ma inflacji - tłumaczył.
Podobnego zdania są eksperci zapytani przez Interię Biznes o najbliższą ścieżką inflacji. Zdaniem Piotra Kuczyńskiego, głównego analityka Domu Inwestycyjnego Xelion, w marcu wskaźnik cen konsumentów znajdzie się blisko celu NBP. Jak zauważa główna ekonomistka Banku Pocztowego Monika Kurtek, "inflacja konsumencka wyhamuje w marcu do ok. 3-3,5 procent". Choć oznaczałoby to, że pierwszy raz od trzech lat tempo wzrostu cen byłoby pod kontrolą, tak nie można popadać w skrajny optymizm.
Wróćmy jeszcze na chwilę do wystąpienia przewodniczącego RPP. Glapiński podkreślił, że obecnie prognozowanie dalszej części 2024 roku jest utrudnione i obarczone wieloma niewiadomymi. A te mogą mieć charakter proinflacyjny.
Druga połowa 2024 r. ma bowiem upłynąć pod znakiem przyśpieszającej inflacji. Według prognoz analityków NBP, w grudniu bieżącego roku wskaźnik cen konsumentów może wynieść ok. 6-7 proc., czyli będzie na zbliżonym poziomie, co w końcówce 2023 roku. Największy wpływ na odbicie tempa wzrostu cen w drugiej połowie roku mogą mieć trzy czynniki:
- przywrócenie pełnej, 5-procentowej stawki VAT na podstawowe produkty spożywcze. Obecne przepisy, przedłużone jeszcze decyzją rządu Mateusza Morawieckiego, przewidują zerowy podatek dla tych produktów do końca marca 2024 r.;
- odmrożenie cen energii, gazu oraz ogrzewania od 1 lipca 2024 r. Na mocy decyzji nowego rządu ceny administrowane dla wspomnianych mediów będą obowiązywały przez połowę bieżącego roku;
- podwyżki dla nauczycieli o 30 proc. i dla pracowników administracji publicznej o 20 proc. Te zostały wpisane do projektu ustawy budżetowej, choć proces legislacyjny jeszcze się nie zakończył.
To, na jaki wariant wygaszania tarcz zdecyduje się nowy rząd, jeszcze nie wiadomo. W czasie jednego ze spotkań z dziennikarzami minister finansów Andrzej Domański tłumaczył, że ewentualna decyzja zapadnie w najpewniej w połowie roku.
Ekonomiści zapytani o to, czy prognozy prezesa Glapińskiego są prawdopodobne wskazują, że jak najbardziej tak. - Moja ścieżka inflacji na rok 2024 przebiega bardzo podobnie - powiedziała Monika Kurtek. Dodała, że według jej wyliczeń inflacja konsumencka na koniec bieżącego roku wzrośnie do ok. 6-7 procent.
Podobnego zdania jest Piotr Kuczyński, choć zaznacza, że muszą zaistnieć warunki przedstawione przez prezesa NBP. Chodzi głównie o powrót pełnej stawki VAT i odmrożenie cen energii, gazu i ogrzewania.
- Do tego dochodzą podwyżki dla nauczycieli i sfery budżetowej. Choć w tym segmencie prezes Glapiński zapomniał wspomnieć również o wzroście płacy minimalnej o 20 procent. Dlatego uważam, że sam wzrost wynagrodzeń w gospodarce będzie miał większy wpływ na inflację, niż wskazane przez prezesa, a bazujące na analizach NBP, 0,1 punktu procentowego w tym i 0,4 w przyszłym roku. Płace, które wzrosną decyzją rządu, będą ciągnęły kolejne podwyżki u pracowników, którzy ich nie dostali - wyjaśnia ekonomista.
Przy scenariuszu całkowitej rezygnacji z dotychczasowych tarcz antyinflacyjnych, zdaniem Kuczyńskiego - inflacja w drugiej połowie roku urośnie do 8-9 procent. Jednak w opinii eksperta, rząd nie zdecyduje się na całkowite odmrożenie cen mediów, a wybierze wariant stopniowego wygaszania.
- A przy takim scenariuszu możemy się liczyć z inflacją rzędu 5-6 procent - dodaje.
Za wyższymi nie na początku 2024 r. odczytami nie będą stały tylko podwyżki cen, spowodowane ograniczeniem cen administrowanych. Jak zauważa Monika Kurtek, w okresie od II kwartału "będzie oddziaływać baza odniesienia z ubiegłego roku".
- Najwyższy odczyt inflacji konsumenckiej w 2023 roku miał miejsce w lutym, a w następnych miesiącach tempo sukcesywnie spadało. To przełoży się na to, że baza statystyczna będzie podbijała tegoroczną inflację w górę - dodaje ekonomistka.
Dlatego można przyjąć, że przedstawiane przez prezesa NBP prognozy, że w kwietniu inflacja może wzrosnąć o 0,9 pkt. proc. z uwagi na powrót VAT-u na żywność, a od lipca nawet o 4-5 pkt. proc. z uwagi na odmrożenie cen mediów są prawdopodobne.
- Taki sam impuls do wzrostu jak w kwietniu, może mieć miejsce w lipcu. Na razie nie wiemy, jak będzie wyglądał ten proces. Ten oczywiście jest niezbędny. Musimy przywrócić rynkowe ceny, bo jako państwo nie stać nas, aby trzymać te wielomiliardowe dopłaty przez wiele lat. Trzeba to zrobić jednak w sposób rozsądny. Powoli, a nie gwałtownie - wskazuje ekspertka.
Ciągle towarzyszące gospodarce zagrożenia proinflacyjne i szereg niepewności znajdzie również odzwierciedlenie w prowadzeniu tegorocznej polityki pieniężnej. Zadaniem Moniki Kurtek, ewentualna przestrzeń do obniżki stóp procentowych znajdzie się w marcu br., kiedy inflacja będzie blisko celu. Ale mowa tu tylko "o okienku", w czasie którego RPP może zdecydować się na "bezpieczne dostosowanie poziomu stóp procentowych, tak o 25 lub maksymalnie 50 punktów bazowych". Jednak ekonomistka nie wyklucza również scenariusza, w którym przez cały 2024 r. stopy procentowe nie ulegną zmianie.
- Z uwagi na prognozowaną ścieżką inflacji wydaję mi się, że zmiany w polityce pieniężnej w ogóle nastąpią dopiero w 2025 roku. I takie wnioski można było wyciągnąć po wczorajszej konferencji - podsumowuje Monika Kurtek.
Zdaniem Piotra Kuczyńskiego, narracja prezesa Glapińskiego pozostawiła otwarte drzwi dla każdej możliwej decyzji w sprawie stóp procentowych. - Uważam, że było to słuszne, bo nie wiadomo co się będzie działo w drugiej połowie roku - tłumaczy analityk.
- Choć z niemal 99-procentowym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że do marca RPP nie zmieni poziomu stóp procentowych - podsumował Kuczyński. Reszta roku, zdaniem ekonomisty, jest trudna do przewidzenia.