W środę (19.11) Przemysław Wipler napisał na portalu X, że jest przeciwny rozszerzaniu uprawnień Państwowej Inspekcji Pracy w formie proponowanej w rządowym projekcie ustawy. "Propozycje zawarte w tym projekcie idą zdecydowanie za daleko i grożą dalszym paraliżowaniem polskich firm" - ocenił poseł Konfederacji.
Jego zdaniem, zanim zostaną wprowadzone zmiany w kompetencjach PIP, "musimy poznać fakty i dane na temat jej dotychczasowej działalności".
Reforma Państwowej Inspekcji Pracy, przygotowana w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, jest realizacją jednego z kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Projekt nowelizacji zakłada m.in. uprawnienie inspekcji do wydawania decyzji o przekształceniu nieprawidłowo zawartych umów cywilnoprawnych w umowy o pracę. Kompetencja ta ma być przekazana okręgowym inspektorom pracy, a decyzje będą podlegały natychmiastowemu wykonaniu.
Dziemianowicz-Bąk odpowiada Wiplerowi ws. reformy PIP: Każde prawo trzeba przestrzegać
O słowa Przemysława Wiplera w porannej rozmowie politycznej Polsat News została zapytana szefowa MRPiPS. - Rozumiem, że poseł Wipler mówi, że przestrzeganie prawa grozi paraliżem. Grozi paraliżem pewnie tych, którzy prawo nagminnie łamią. Rozumiem, że w interesie tych, którzy nie chcą przestrzegać obowiązującego prawa, występuje pan poseł - odpowiedziała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w "Graffiti".
Prowadzący rozmowę Marcin Fijołek przypomniał, że w debacie publicznej padają zarzuty, że reforma PIP "ścina elastyczność rynku", a przedsiębiorcy będą bardziej obciążeni podatkowo. - Ale każde prawo trzeba przestrzegać. Jeżeli istnieje kierownictwo, zwierzchność, praca odbywa się w określonych godzinach i miejscu, to mamy stosunek pracy i wtedy jedyną właściwą umową jest umowa o pracę. W sytuacji stosunku pracy nie wolno zastępować umowy o pracę umową cywilno-prawną. Co więcej, jest to stosunek pracy bez względu na to, jak nazwie się daną umowę - odpowiedziała minister pracy.
Nawet 160 tys. fikcyjnych B2B. Straty na 2 mld zł rocznie
W ocenie szefowej resortu skala problemu jest duża. Powołała się na szacunki Ministerstwa Finansów, z których wynika, że samych samozatrudnionych na fikcyjnych B2B jest ok. 160 tys., a straty dla budżetu z tego tytułu to ok. 2 mld zł rocznie, czyli 150 mln zł miesięcznie. Obok tego występują także fikcyjne umowy zlecenia czy o dzieło.
- Oczywiście, jeżeli ktoś chce pracować w oparciu umowę o dzieło, bo świadczy dzieło, albo zawiera faktyczne zlecenie, wszystko jest w porządku. Problemem jest to, kiedy np. osoby sprzątajcie czy pracownicy gastronomii czy ochroniarze, którzy mają swojego szefa, pracują w określonym miejscu i czasie, zatrudnia się na takie umowy - stwierdziła Dziemianowicz-Bąk.
Jak dodała, z danych ZUS wynika, że ok. 150 tys. podmiotów nie zatrudnia nikogo w oparciu na umowę o pracę, a ponad 3 tys. współpracuje z więcej niż dziesięcioma osobami. - Do wielu z tych firm PIP nie ma w zasadzie nawet wstępu, by sprawdzić, czy legalnie zatrudniają te osoby - dodała.
- Kamień milowy, który ten projekt ma realizować, w obecnym Prawie pracy, w art. 22 nie zmienia ani przecinka. On tylko nadaje PIP narzędzia, by skutecznie egzekwować prawo - stwierdziła.
Jak zapowiedziała szefowa MRPiPS projekt ma trafić pod obrady rządu "jak najszybciej", ponieważ od nowego roku musi wejść w życie, aby zrealizować kamień milowy.











