- Biedronka od miesiąca sprzedaje truskawki w swoich sklepach. Klienci jednak nie potrafią się zachować przy stoiskach.
- Nad kobiałkami owoców dochodzi do niewiarygodnych scen, które w efekcie prowadzą do zniszczenia części towarów z oferty.
- Zachowanie niefrasobliwych klientów może zostać podciągnięte pod artykuł Kodeksu wykroczeń, a to wprost grozi pojawieniem się policji.
Biedronka mierzy się z problemem, który nie dotyczy jednak braku towaru czy jego jakości, ale zachowania klientów. W sklepach nie brak bowiem scen, które dojrzeć można odkąd w dziale owocowym Biedronki pojawiły się truskawki w kobiałkach, czyli prostopadłościennych koszyczkach do transportu drobnych owoców. Właśnie przy zakupie truskawek dochodzi do niewiarygodnych scen, w odpowiedzi na które w Biedronce pojawił się komunikaty adresowane do klientów.
Biedronka ma problem z klientami. Nad truskawkami dochodzi do niewiarygodnych scen
Truskawki w Biedronce pojawiły się na przełomie maja i czerwca. Najpierw w pojedynczych opakowaniach, potem już w wielu kobiałkach ustawianych wprost na paletach. Niestety, klienci od początku mieli problem z zachowaniem się nad truskawkami. Zamiast chwytać po koszyczku i iść dalej, zaczęło się wybieranie poszczególnych owoców z koszyczków, które się nie podobały, przebieranie zawartości kobiałek, wysypywanie truskawek do siatek foliowych i przepychanki.
Tymczasem wystawienie owoców w koszyczkach nie służy temu, by klienci wybierali je jak na przykład ziemniaki sprzedawane luzem, ale brali całe przygotowane wcześniej pakiety. Dlatego te już znajdują się w wydzielonych kobiałkach. - W każdej kobiałce jest po 1 kg truskawek, są one specjalnie odważone i gotowe do wzięcia. Zamiast tego klienci przebierają owoce, przesypują i w efekcie wiele truskawek kończy rozgniecione na ziemi i nienadające się do sprzedaży - mówi jedna z pracownic w poznańskim sklepie Biedronki.

Jest reakcja Biedronki na zachowanie klientów. Sieć wydała apel, adresatem klienci
Mimo reakcji personelu, który zwraca uwagę klientom na to, że truskawki są sprzedawane w kobiałkach po 1 kg owoców i nie ma możliwości sprzedaży luzem, sceny nad koszyczkami wciąż się powtarzają. Zwłaszcza wieczorem, gdy przyjść w dniu sprzedaży truskawek do Biedronki, widać harmider na paletach, na których kilka godzin wcześniej stały ułożone koszyczki. Rozdeptane truskawki zlewające się w dżem na podłodze, przebrane koszyczki, czasem też poniszczone - to towar, którego sieć już nie sprzeda, a stanowisko zaczyna wyglądać mało zachęcająco.
Dlatego też Biedronka zainterweniowała w sprawie. Klienci mogą dostrzec w sklepach zlokalizowane przy stoiskach z truskawkami komunikaty dotyczące tego, że truskawki są sprzedawane wyłącznie w koszyczkach. Na kartce znajduje się także apel, w którym Biedronka prosi, aby nie przesypywać owoców.

Klienci muszą pamiętać. Teoretycznie w Biedronce może nawet pojawić się policja
Tak samo jak w przypadku zamieszania związanego z obrywaniem liści z główki kalafiora, tak i w przypadku zamieszania nad koszyczkami truskawek, w Biedronce może nawet pojawić się policja. Wszystko dlatego, że praktykę przesypywania truskawek, gniecenia ich, wyrzucania z koszyczków, można podciągnąć pod art. 124 Kodeksu wykroczeń.
W istocie bowiem przedmiotem oferty jest kobiałka truskawek 1 kg, a nie wybrana z koszyczków siatka owoców. Problemów napytać klientowi może także niszczenie truskawek przez zgniecenie, czy "rozmontowanie" jednej całości, jaką stanowi 1 kg koszyka. Jeszcze innym przypadkiem może być natomiast sytuacja, w której klient przesypie do koszyczka lub wybierze do siatki więcej niż 1 kg truskawek przeznaczonych do sprzedaży.
"Kto cudzą rzecz umyślnie niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, jeżeli szkoda nie przekracza 500 złotych, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny"
Oznacza to wprost, że naruszając integralną całość koszyczka truskawek o wadze 1 kg w Biedronce - ale także w innych sklepach jak Dino, Lidl czy Kaufland - działamy wprost na szkodę sklepu, niszcząc część towaru z oferty sprzedaży. Narażamy się tym samym na wezwanie policji, która po przyjeździe może nas stosownie ukarać.
Przemysław Terlecki











