Jacek Ramotowski, Interia: Misja MFW zakończyła coroczny przegląd polskiej gospodarki. Zauważyliście pewnie, jak nam rośnie dług publiczny?
Geoff Gottlieb, szef misji MFW: Zadłużenie Polski wzrosło w zeszłym roku o ok. 5 punktów procentowych PKB i prawdopodobnie wzrośnie o ok. 5 punktów proc. PKB w tym roku. To daje wzrost o 10 punktów proc. w ciągu dwóch lat. To dużo. Nie chcemy bić na alarm, bo dług publiczny jeszcze nie jest bardzo wysoki, ale chcemy jasno powiedzieć, że deficyt fiskalny jest za wysoki. Powód jest dość prosty.
Jaki? Mamy wyjątkowo wysokie wydatki zbrojeniowe. To dlatego?
- Od 2021 roku wydatki publiczne wzrosły o 6 punktów proc. PKB, a od 2019 roku - o 9 punktów proc. PKB. Cały deficyt wynika więc z wyższych wydatków, w bardzo wielu kategoriach. To płace w sektorze publicznym, świadczenia społeczne, obronność, odsetki, po trochu wszystkiego. W Polsce potrzebna jest uczciwa dyskusja o tym, jak ten deficyt stopniowo zmniejszać. Czy Polacy chcą utrzymania wyższych wydatków, które są na poziomie Niemiec lub Włoch, czyli w wysokorozwiniętych gospodarkach Europy? Jeśli tak, to muszą wzrosnąć dochody państwa. Ludzie powinni pomyśleć o wyższych podatkach. Jeśli nie są gotowi płacić wyższych podatków, wydatki muszą spaść. Innej możliwości nie ma.
Kiedy trzeba to zrobić? Już teraz?
- Oczywiście zawsze lepiej robić to, gdy wzrost jest silny, jak teraz, niż kiedy wzrost jest słaby. Dlatego uważamy, że to jest dobry moment, aby zacząć zmniejszać deficyt. Pokreśliłbym, że nie chodzi tu o przykładanie mniejszej wagi do wydatków na obronę. Rozumiemy że są one priorytetowe.
Są poza dyskusją.
- Więc nie ma tematu. Ale rozmowa o tym, jak zmniejszyć deficyt, musi się zacząć.
To jak powinien się zmniejszać deficyt? Gdzie zmniejszać wydatki?
- Priorytety w wydatkach zależą od decyzji Polaków. Ale w dwóch obszarach widzimy potencjał oszczędności. Przede wszystkim świadczenia społeczne. Obecnie świadczenia społeczne są uniwersalne. Każdy je dostaje, niezależnie od dochodu. Widzimy potrzebę, by zacząć bardziej kierunkować świadczenia. Drugi obszar obejmuje płace sektora publicznego. Jeśli spojrzeć na wydatki na płace, są powyżej średniej UE. Istnieje więc możliwość obniżenia kosztów tego rachunku. Nie widzimy dużych możliwości zmniejszenia liczby pracowników, ale poziom płac jest względnie wysoki w porównaniu z resztą Europy. To nie jest łatwe zadanie, bo naprawdę ważne jest, aby utrzymać wysokiej jakości usługi publiczne podczas tego procesu. Dlatego wymaga to dokładniejszej analizy służby cywilnej, aby upewnić się, że wraz z niższymi kosztami wynagrodzeń nie obniży się produktywności. Ale świadczenia socjalne to obszar, na którym rząd powinien się skupić najpierw.
Dane statystyczne pokazują, że poziom ubóstwa, po przejściowym zmniejszeniu, był ostatnio taki, jak w 2015 roku. Jak wytłumaczyć tę sytuację?
- To złożony problem. Po pierwsze pogorszył się wskaźnik skrajnego ubóstwa. Uważamy, że jest to głównie związane z gwałtownym wzrostem inflacji. Ta sytuacja zaczęła się już poprawiać. Po drugie, nierówności w Polsce nie są zbyt wysokie. Nie jest to więc obszar, który łatwo jest dalej poprawiać. Po trzecie, główny powód, dla którego wydatki budżetu nie mają większego wpływu na nierówności, jest dość prosty. Po stronie wydatków świadczenia społeczne są uniwersalne, a nie celowane. Po stronie dochodów system podatkowy nie ma znaczącej progresywności. W rezultacie ani strona dochodów, ani wydatków nie są tak naprawdę źródłem redystrybucji.
Czy Polacy chcą utrzymania wyższych wydatków, które są na poziomie Niemiec lub Włoch, czyli w wysokorozwiniętych gospodarkach Europy? Jeśli tak, to muszą wzrosnąć dochody państwa. Ludzie powinni pomyśleć o wyższych podatkach. Jeśli nie są gotowi płacić wyższych podatków, wydatki muszą spaść. Innej możliwości nie ma
Co rząd mógłby zrobić po stronie dochodów?
- Są trzy obszary, które wymagają szczególnej uwagi. Pierwszy związany jest z tym, o czym mówiłem wcześniej, że wydatki polskiego państwa są na poziomie gospodarek rozwiniętych. Dochody są znacznie niższe. Ale jeśli porównać każdą kategorię dochodową w Polsce z tymi samymi w zaawansowanych gospodarkach Europy, Polska pobiera mniej więcej tyle samo w CIT, czyli podatku dochodowym od osób prawnych, mniej więcej tyle samo w VAT, i tyle samo w składkach na ubezpieczenie społeczne. Jest jeden obszar, który tłumaczy słabsze wyniki Polski w zakresie przychodów w porównaniu do krajów Europy Zachodniej. To podatek dochodowy od osób fizycznych. Polska zbiera o pięć punktów proc. PKB mniej w PIT niż średnia dla Europy Zachodniej. Tak więc, po stronie dochodów słoniem w pokoju jest PIT. W Polsce funkcjonuje przekonanie, że podatek dochodowy od osób fizycznych jest bardzo wysoki. W rzeczywistości, w porównaniu do krajów, które wydają tyle co Polska, jest bardzo niski. Drugi obszar to VAT. Z VAT rzeczywiście rząd pobiera kwotę porównywalną do innych krajów, ale równocześnie bardzo dużo dochodów traci z powodu preferencyjnych stawek. Istnieją liczne zwolnienia i kategorie z dużo niższymi stawkami podatkowymi. Zmniejszenie zakresu preferencyjnych stawek może przynieść duże przychody. Trzeci obszar jest - moim zdaniem - niedoceniany w Polsce. To podatki związane z nieruchomościami. Podatek od nieruchomości, podatek od zysków kapitałowych pięć lat po zakupie nieruchomości, podatek dochodowy od dochodów z najmu... wszystkie te kategorie dają preferencję nieruchomościom.
Co powinno się brać pod uwagę przygotowując zmiany w podatkach?
- Dwie rzeczy. Jedną jest wpływ na dochody. Druga to ich wpływ na zachowania podmiotów gospodarczych. W Polsce panuje ogólna zgoda co do tego, że polskie gospodarstwa domowe inwestują w nieruchomości więcej, niż jest to optymalne. A skoro to jest oczywiste, to ostatnią rzeczą, jaką powinno się zrobić, zwłaszcza przy dużym deficycie, jest jeszcze większe zachęcanie do posiadania nieruchomości poprzez ulgi podatkowe. Z powodów przychodowych i strukturalnych powinno się odchodzić od preferencji w opodatkowaniu nieruchomości, szczególnie drugiej, trzeciej i kolejnej nieruchomości.
Jakie powinno być tempo konsolidacji fiskalnej? Ile zacieśnienia Polska potrzebuje w skali roku?
- W naszym raporcie mówimy, że w ciągu pięciu lat Polska powinna dokonać zacieśnienia fiskalnego o 4 punkty proc. PKB. Czyli nieco mniej niż 1 punkt proc. rocznie. Uważamy, że to właściwa równowaga między obniżeniem deficytu a niewywoływaniem nadmiernego chłodzenia gospodarki. To mniej więcej sprowadziłoby deficyt z 7 proc. PKB do 3 proc. PKB i ustabilizowałoby dług publiczny na poziomie ok. 75 proc. PKB.
Wystarczy?
- Nie sądzimy, by można było na tym poprzestać. Deficyt powinien jeszcze bardziej się zmniejszyć, aby dług publiczny wszedł na ścieżkę spadkową i pozostawał w zgodzie z europejskimi ramami fiskalnymi. Ale uważamy, że to byłoby to właściwie, zrównoważone obniżenie deficytu od teraz do 2030 roku.
Polska skorzystała z tzw. klauzuli wyjścia, która pozwala na łagodniejsze obniżanie deficytu i wolniejsze dochodzenie do unijnych ram fiskalnych. Czemu proponowana przez MFW ścieżka jest bardziej stroma?
- Nasze przekonanie jest takie, że klauzula wyjścia, która pozwalała na wyższe wydatki ze względu na obronność, dała Polsce więcej przestrzeni na wolniejsze zmniejszanie deficytu, zgodnie z ramami fiskalnymi UE. Zalecamy większe zacieśnienie fiskalne niż to, które dopuszcza Komisja Europejska. Powodem jest to, że najlepszym momentem na stopniowe zmniejszanie deficytu jest czas, kiedy wzrost gospodarki jest silny. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Jednak najbliższa perspektywa dla polskiej gospodarki wygląda bardzo dobrze, częściowo dzięki funduszom UE i luzowaniu polityki monetarnej. To najlepszy moment, by zmniejszyć deficyt. Choć zawsze bierzemy pod uwagę zobowiązania wynikające z ram fiskalnych UE, są przypadki, w których uważamy, że właściwe jest bardziej rygorystyczne podejście. I to jest nasze zdanie na temat 2026 roku.
Czy uważa pan, że budżet na przyszły rok może zostać jeszcze nieco zmieniony, aby wyniki fiskalne były lepsze?
- Na razie widzimy, że budżet na 2026 rok, biorąc pod uwagę podatki uchwalone przez parlament i czekające obecnie na podpis prezydenta, zakłada deficyt mniejszy o 0,6 punktu proc. PKB. To dobry krok w kierunku tych 4 punktów procentowych PKB konsolidacji fiskalnej, którą rekomendujemy. Mimo to zalecamy spróbować zrobić jeszcze więcej. Na przykład, jeśli PKB wzrośnie bardziej niż oczekiwano, warto zaoszczędzić niespodziewane dochody, zamiast zwiększać wydatki. Jeśli są obszary, na których można oszczędzić, bez szkody dla stabilności społecznej, przyszły rok to naprawdę dobry moment, by próbować osiągnąć więcej niż założony w budżecie wynik. Alternatywy są gorsze.
Jakich reform strukturalnych potrzebuje Polska, by wspierały wzrost? Perspektywy na rok, dwa, trzy lata są bardzo dobre, ale co jest potrzebne na dłuższą metę?
- Możliwe, że czynniki wzrostu w Polsce właśnie się zmieniają. Historycznie popyt zewnętrzny rósł szybciej niż popyt krajowy. Więc udział eksportowanej wartości dodanej rósł szybciej niż jej całości. Teraz widzimy pewne wyzwania rysujące się na tym obrazie, jakimi są słaby popyt w Europie oraz rosnąca konkurencja ze strony Chin. Chciałbym podkreślić, że historycznie realny kurs walutowy skorygowany o różnice w produktywności pozostawał długo na tym samym poziomie. Nie wzrastał jak w innych krajach. To częściowo powód, dla którego Polska pozostawała tak atrakcyjna dla inwestycji zagranicznych - poziom umiejętności i koszt polskiej siły roboczej pozostawały niskie w porównaniu z konkurentami. Jednak w 2023 i 2024 roku, po około 20 latach stabilizacji, realny kurs walutowy wzrósł o 20 proc. I nagle margines się zmniejszył. Jest też wiele wyzwań związanych z tym, co się dzieje poza granicami Polski. Jak dotąd, popyt krajowy był silny, a wzrost gospodarczy nie poniósł dużego uszczerbku z powodu słabszego popytu zewnętrznego, gdyż następowało luzowanie fiskalne. To wspierało gospodarkę, a prywatna konsumpcja odbudowała się dzięki wysokim płacom. Ale pytanie brzmi: co dalej? Co jeśli eksport pozostanie słaby, polityka fiskalna będzie się zacieśniać, a prywatna konsumpcja nie będzie dalej rosła? Czy inwestycje przejmą rolę, która pozwoli podtrzymać silny wzrost gospodarczy? Uważamy, że to jest naprawdę wielkie pytanie. Jeśli chodzi o reformy strukturalne wspierające inwestycje i wzrost gospodarczy w długim terminie, to w raporcie wyróżniamy cztery obszary.
Jakie?
- Skupiamy się na dwóch typach reform. To reformy krajowe, w obszarach kompetencji narodowych, gdzie rząd może coś zmienić, a także reformy Unii Europejskiej. Zachęcamy rząd polski, by naciskał na UE, zachęcając ją do pogłębiania jednolitego rynku. To jest naprawdę ważne z dwóch powodów. Po pierwsze, silniejszy jednolity rynek ułatwi polskim firmom pozyskanie większej liczby klientów i zwiększanie skali. Po drugie, głębszy jednolity rynek wzmacnia siłę unijnych gospodarek, co z kolei zwiększa popyt na polskie towary. Dlatego naprawdę uważamy, że debata o reformach strukturalnych w Polsce powinna się rozszerzyć poza polskie prawo i regulacje i uwzględniać polityki UE, a konkretnie te dotyczące jednolitego rynku. W naszym raporcie omawiamy te cztery obszary: regulacje, rynek pracy, rynki kapitałowe i energię. W każdym z nich mamy szereg rekomendacji, co robić.
Silny, głęboki, wspólny europejski rynek jest w strategicznym interesie Polski?
- Zdecydowanie.
Rozmawiał: Jacek Ramotowski















