Polacy reagują na wzrost zachorowań na COVID-19. "Pacjenci jeżdżą do Niemiec"
Letnia fala zakażeń koronawirusem przybiera na sile. Z informacji przekazanych przez Ministerstwo Zdrowia wynika, że wzrost liczby zakażeń odnotowujemy od ubiegłego miesiąca, a szczyt zachorowań przewidywany jest na połowę października. Tymczasem eksperci zwracają uwagę na fakt, iż skuteczny lek antywirusowy, który można nabyć w krajach Unii Europejskiej, jest niedostępny w polskich aptekach. Co więcej, lek ten nie jest refundowany, a jego ceny wynoszą nawet kilka tysięcy złotych. Wobec tego, że nie każdy może sobie pozwolić na taki wydatek, a leku brakuje również w szpitalnych magazynach, Polacy wybierają się w poszukiwaniu farmaceutyku do Niemiec.
- Tegoroczny szczyt zachorowań na COVID-19 ma nastąpić wcześniej niż w latach poprzednich. Będzie mieć miejsce w połowie października;
- Eksperci zwracają uwagę na to, że Polacy nie mają dostępu do skutecznego leku na COVID-19. Szukają go w niemieckich aptekach;
- Ceny leku, który nie jest refundowany, są zawrotne. A co z cenami maseczek i testów?
Wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny powiedział w środę na antenie TVP Info Poranek, że wzrost zakażeń COVID-19 w tym roku obserwujemy w lipcu i sierpniu. Dodał, że szczyt zachorowań będzie miał miejsce około połowy października.
Takie informacje mogą być niepokojące dla pacjentów, którzy nie mogą nabyć w Polsce leku, który - zdaniem ekspertów - zabija wirusa. Farmaceutyk nie jest refundowany w Polsce, a jego ceny na naszym rynku dobijają do astronomicznych kwot. Sprawdzamy również, czy wzrost liczby zakażeń przyczynił się do wzrostu cen maseczek i testów.
Główny Inspektor Sanitarny Paweł Grzesiowski przekazał w środę w rozmowie z PAP, że na razie nie są planowane żadne nowe ograniczenia ani obowiązkowe działania prewencyjne. Na wtorkowym spotkaniu, które odbyło się w Ministerstwie Zdrowia, zalecił jednak noszenie maseczek i zwiększenie uważności, jeśli chodzi o higienę rąk.
"Potwierdzamy, że narasta fala zachorowań" - stwierdził Grzesiowski. Dodał, że odejście od masowego robienia testów nie pozwala na stwierdzenie, ilu Polaków jest chorych, ale "na pewno trend jest rosnący". Szczytu zachorowań powinniśmy spodziewać się jesienią, kiedy to uczniowie i studenci wrócą do szkół oraz na uczelnie.
Dr Jacek Smykał, szef kliniki chorób zakaźnych Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze, przyznał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że w leczeniu pacjentów zakażonych koronawirusem pomógłby lek antywirusowy Paxlovid, który niestety nie jest dostępny w polskich aptekach i szpitalnych magazynach. Również na stronach aptek internetowych widnieje informacja o jego "chwilowej niedostępności". Jak zauważa "Fakt", ceny Paxlovidu wynoszą od około 5,2 tys. zł do nawet 6,8 tys. zł.
Polacy znaleźli wyjście z tej sytuacji i w poszukiwaniu medykamentu udają się do aptek za naszą zachodnią granicą. - Pomógłby antywirusowy Paxlovid, ale leku od roku nie ma w polskich aptekach. Pacjenci jeżdżą kupić go do Niemiec - powiedział dr Jacek Smykał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Zaapelował również do Minister Zdrowia o to, żeby zapewnić polskim pacjentom dostęp do leku na COVID-19. - Trzeba to zmienić przed jesienną falą - podkreślił.
Dr Jacek Smykał zwrócił uwagę na fakt, że - choć pacjenci mogą bez trudu wykonać test na COVID-19 - to już sama kuracja polega tylko na leczeniu objawów.
- Tymczasem istnieje świetny antywirusowy lek, który jest dostępny w Unii Europejskiej. (...) Paxlovid stosowany jest w leczeniu dorosłych pacjentów, którzy nie wymagają tlenoterapii, ale źle przechodzą chorobę, są w grupie ryzyka. Lek nie leczy objawów, tylko zabija wirusa - wyjaśnił specjalista chorób zakaźnych, którego słowa przytacza dziennik.
Powołując się na analizę danych dokonaną przez serwis skąpiec.pl, Business Insider podaje, że w ciągu ostatnich sześciu miesięcy ceny maseczek i testów wzrosły nieznacznie. Za opakowanie 50 sztuk maseczek chirurgicznych trzeba obecnie zapłacić około 9 zł, czyli o około 1 zł mniej niż na początku wakacji, ale ponad 2 zł więcej niż na początku maja.
Większą różnicę w cenie widać w przypadku tzw. testów combo, które mają wykrywać zakażenie nie tylko koronawirusem, lecz również grypą oraz RSV. Obecnie za taki test trzeba zapłacić około 10 zł, czyli 2,5 zł więcej niż rok temu. Jak zauważa serwis, nieznaczne różnice w cenach mogą wynikać z tego, że producenci wciąż mają spore zapasy ze szczytu pandemii.