Wielka wyprzedaż
Rzecz niezwykła, jak zmieniają się poglądy na temat Otwartych Funduszy Emerytalnych. Odkąd rozpoczęła się ogólnonarodowa dyskusja na temat przyszłości systemu emerytalnego przeszliśmy drogę od próby zdyskredytowania instytucji funduszy, poprzez ich obronę, polityczną walkę, i na koniec - otrzymaliśmy pozorną możliwość wyboru i decydowania o własnej przyszłości.
Pozorną, gdyż decyzja o pozostaniu w OFE lub przejście do ZUS, o czym pisaliśmy w poprzednim numerze mK, jest de facto symboliczna i sprowadza się co najwyżej do niewielkiej różnicy w poziomie wypłacanych świadczeń.
Wiele miejsca poświęcono dyskusji na temat roli OFE w gospodarce i skutkach potencjalnej ich marginalizacji. Tym razem, ponownie na początku z pełnym przekonaniem starano się bronić funduszy, po czym - okazało się, że niepotrzebnie, gdyż ich rola na rynku już się zakończyła. Czy aby na pewno?
Ministerstwo Finansów szacuje, że 20 proc. Polaków pozostanie w OFE. Nie pierwszy raz okaże się jednak, że ekipa rządząca może się w swoich prognozach mocno przeliczyć. Jak na razie, a warto przypomnieć, że Polacy decydują o źródle pochodzenia swojej emerytury od 1. kwietnia, w OFE zdecydowało się zostać niecałe 32 tys. osób, co daje około 0,2 proc. uprawnionych. Absolutnie nie powinno mieć to na razie wpływu na kształtowanie się liczby wpływających wniosków potwierdzających wolę pozostania w OFE.
Po pierwsze, do końca przyjmowania podań pozostało jeszcze sporo czasu, a natura ludzka może być w tym wypadku decydująca, czyli - odkładanie podobnych decyzji na ostatni moment, co szczególnie wyraźnie widać na przykładzie obowiązku złożenia zeznań podatkowych i kolejkach w urzędach tworzących się na kilka dni przez końcem terminu.
Można także założyć, że jeśli nie podjęto decyzji wcześniej, to w okresie urlopów, na pewno nikomu nie będzie chciało się zawracać głowy podobnymi problemami, tym bardziej, że decyzja ta nie jest ostateczna i można ją jeszcze wielokrotnie zmieniać w ustawowo określonych terminach.
Czy dyskusja o OFE była zatem potrzebna?
Wpływ zmian na polską giełdę można co najwyżej prognozować. Jak wpłynie to na gospodarkę i na spółki, których akcjonariuszem jest fundusz emerytalny - żadne symulacje i modele nie są w stanie dać jednoznacznej odpowiedzi. Można, oczywiście, prognozować efekt zmian, gdy (a jest to wariant bardzo prawdopodobny) OFE straci na znaczeniu i będzie zmuszone do wyjścia z posiadanych inwestycji, czyli sprzedać akcje. Możliwych wariantów jest oczywiście kilka, warto zwrócić uwagę na te, wydaje się, najbardziej realne.
Polska giełda przez reformę OFE jeszcze przez długi okres nie wyjdzie z trendu bocznego, a to za sprawą malejącego zainteresowania inwestorów instytucjonalnych, w szczególności zaś międzynarodowych.
Nie dlatego, że OFE jest tak pożądanym inwestorem na parkiecie. Nie dlatego, że są niezastąpione, czy generują płynność i obroty. Zadziała prosty mechanizm psychologiczny - po co kupować akcje, które w najbliższej przyszłości będą przecież tanieć, a to za sprawą stopniowego ich wyprzedawania przez fundusze.
Już sam "suwak" będzie powodować, że najprawdopodobniej przy ziszczeniu się prognoz, OFE będą miesięcznie oddawać pieniądze do ZUS-u, zamiast rzeczywiście inwestować na giełdzie. Ograniczenie aktywów funduszy to z drugiej strony problem dla spółek, w których OFE jest znaczącym inwestorem.
Wystarczy wymienić tylko część: Elektrobudowa (75,99 proc.), Kęty (74,65 proc.), Bogdanka (58,72 proc.) i wiele więcej, jak Asseco, Kruk, Magellan, Netia, Intercars. Potencjalnie OFE będzie zatem generować w sposób istotny stronę podażową na rynku.
Pozostaje kwestia strony popytowej, która wykształci się zapewne dopiero, gdy cena spadnie poniżej określonego minimum, czyli momentu, gdy fundusze w znaczny sposób wyjdą z akcjonariatu danej spółki. Nie oznacza to, że "wielka sprzedaż" aktywów przez otwarte fundusze emerytalne doprowadzi do załamania giełdy.
Koniunktura na rynku jest pochodną wielu czynników makroekonomicznych, w tym zaś wzrostu PKB. Czym jest zatem te kilkanaście podmiotów notowanych na warszawskim parkiecie w perspektywie długoterminowego wzrostu gospodarczego i ogólnego optymizmu na rynku, o którym zdają się przekonywać od dłuższego czasu nie tylko politycy, ale także analitycy i ekonomiści.
Dobry sentyment do rynku, może całkowicie zniwelować potencjalny, często demonizowany i wyolbrzymiany wpływ marginalizacji OFE na kondycję Giełdy Papierów Wartościowych. Bez wątpienia natomiast, rząd znalazł sposób na poprawę przyszłego PKB kraju, a jego zmiana ma przecież istotny wpływ na decyzje inwestorów wykorzystujących przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych analizy fundamentalne, najczęściej więc - tych długoterminowych.
Nie od dzisiaj wiadomo, że kreatywność ekonomistów nie zna granic, przeto i produkt krajowy może silnie podlegać nie do końca jasnym praktykom.
Tym razem jednak są kraje gdzie, znaleziono sposób by dodatkowo wesprzeć PKB o profity płynące z szarej strefy, w szczególności zaś z prostytucji czy handlu narkotykami. Wychodzi zatem na to, że czym będzie ona większa, tym lepiej dla gospodarki. Zastanawiające jest, w jaki sposób można tę nielegalną działalność zweryfikować i zmierzyć?
Bartosz Bednarz