Pomór bydła na Białorusi, zmarło 202 tys. krów. Łukaszenka zaczął oskarżać
Na Białorusi w ciągu ostatnich 18 miesięcy zmarło nawet 202 tysiące krów. Wszystko wskazuje, że to efekt zaniedbań w białoruskich hodowlach bydła, które skutkują rozprzestrzenianiem się groźniej choroby, również wśród ludzi. Epidemia na Białorusi wymyka się spod kontroli, tymczasem weterynarze fałszują dane, a reżim Aleksandra Łukaszenki szuka winnych.
Wieloletnie zaniedbania w białoruskich hodowlach bydła spowodowały, że bez przeszkód zaczęła rozprzestrzeniać się groźna bruceloza. To bakteryjna choroba odzwierzęca, przenoszona głównie przez surowe mleko, jego przetwory lub niedogotowane mięso zakażonych zwierząt. Groźna jest także dla ludzi, w których przypomina grypę, jednak jest rzadko śmiertelna. U zwierząt można ją wyleczyć przy wczesnym rozpoznaniu.
Pierwsze przypadki brucelozy wśród ludzi na Białorusi pojawiły się na początku 2024 roku. Jednak zamiast przystąpić do jej zwalczania zaczęto fałszować statystyki - m.in. na poziomach regionów. Głośniej o sprawie zrobiło się, kiedy choroba zaczęła przenosić się na ludzi. W lutym zeszłego roku odnotowano 11 chorujących pacjentów.
W marcu 2024 r. białoruskie ministerstwo zdrowia zaalarmowało resort rolnictwa o "skomplikowanej sytuacji epidemiologicznej" w obwodzie mohylewskim i "wyraziło zaniepokojenie wzrostem liczby zachorowań na brucelozę wśród ludności". W sierpniu już wprost przyznano, że szybko wzrasta liczba przypadków zakażenia wśród ludzi.
Resort zdrowia w Mińsku nie potrafił jednak odpowiedzieć, w jaki sposób zwierzęcą chorobą zakazili się ludzie. Wśród hipotez pojawiały się domniemania, że do zarażenia mogło dojść poprzez bezpośredni kontakt z chorym zwierzęciem, przez zakażone płyny (np. krew), a także poprzez spożycie mleka zakażonego brucelozą.
Białoruskie władze postanowiły zakazać sprzedaży mięsa bez testów na brucelozę, a także zaostrzyły kontrole weterynaryjne. Jak donoszą lokalne niezależne media, jednak w dalszym ciągu nie przestrzegano podstawowych zasad higieny - w wielu fermach panowały koszmarne warunki sanitarne, pracownicy nie nosili odzieży ochronnej, a do tego nie brali pryszniców. Pojawiały się także przypadki, że hodowle nie były ogrodzone, przez co na ich teren mógł wejść każdy.
Rozprzestrzeniająca się bruceloza na Białorusi doprowadziła do wybicia tysięcy sztuk bydła. Najgorsza sytuacja panuje w obwodzie mohylewskim (wschodnia część kraju, przy granicy z Rosją), gdzie wykryto pierwsze przypadki zakażenia wśród ludzi.
Z tego powodu w 2025 r. na Białorusi padło, lub zostało wybitych blisko 150 tysięcy krów. Tylko od początku tego roku mowa już o 52 tys. bydła. W sumie w ciągu ostatnich 18 miesięcy u naszych sąsiadów zniknęło około 202 tys. krów, co oznacza ogromne problemy dla krajowego rynku. To właśnie dlatego w marcu Białoruś zniosła zakaz importu mięsa, a także innych produktów rolnych z krajów UE, ze względu na pryszczycę.
Mimo narastającego problemu, weterynarze i kierownicy gospodarstw fałszowali dane, by nie wzbudzać niepokoju władz w Mińsku. Choroba jednak i tak dotarła do stolicy Białorusi w 2025 r.
Wzrost zachorowań widać w dokumentach rządowych, które przytacza niezależny portal Zierkało. Najwyższe straty bydła odnotowano w obwodzie mohylewskim - sięgające -4,7 proc. Jak podaje serwis, wszystko na to wskazuje, że sytuacji nie udało się opanować. W ostatnim czasie odbywały się kolejne spotkania sztabów kryzysowych, podczas których - według oficjalnych doniesień - podejmowano środki "w celu wyeliminowania afrykańskiego pomoru świń i innych niebezpiecznych chorób zwierząt".
Reżim w Mińsku nie mógł jednak dłużej udawać, że nie widzi problemu rozprzestrzeniającej się epidemii brucelozy, która uderzyła głównie w bydło. W czwartek, 29 maja białoruski przywódca podczas przemówienia oskarżył służby weterynaryjne i rząd za katastrofalną sytuację w hodowli bydła.
"Zamiast leczyć i zapobiegać, powiatowi lekarze weterynarii dyskutują z lekarzami w gospodarstwach, jak ukryć tę śmierć. To koszmar. To niedopuszczalne" - oskarżał Aleksandr Łukaszenka podczas rządowej narady. Jego zdaniem konieczne są stanowcze działania, a osoby odpowiedzialne muszą liczyć się z konsekwencjami prawnymi.
Z kolei białoruski prokurator generalny Andriej Szwed ocenił, że choć liczba przypadków fałszowania danych rolnych spadła, to w dalszym ciągu narastają problemy związane z bioasekuracją i rzetelnością w sektorze hodowlanym.