Kursy walut: Wystrzał dolara kanadyjskiego
Spokój w notowaniach dolara, funta czy franka sprawił, że na pierwszy plan wysunął się dolar kanadyjski. Bank Kanady zdecydował się na ograniczenie tempa skupu aktywów, dolar kanadyjski podrożał o jeden procent. Złoty trzyma się kurczowo 4,55, a USD/PLN próbuje zadomowić się pod 3,80.
Kursy głównych walut w tym tygodniu wyraźnie się stabilizują. Złoty nie skorzystał na fenomenalnych informacjach z sektora przemysłowego, ale rosnąca odporność koniunktury na kolejne lockdowny jest zdecydowanie dobrą informacją. W szerszym kontekście wpisuje się w nasze oczekiwania, że złoty, choć w krótkim terminie zagrożony jest osłabieniem, to w dalszej części roku powinien zyskiwać. Zakładamy, że na koniec roku za euro płacić będziemy około 4,40 zł, a za dolara mniej niż 3,60 zł.
Spokój w notowaniach dolara, funta czy franka sprawił, że na pierwszy plan wysunął się dolar kanadyjski. Bank Kanady zdecydował się na ograniczenie tempa skupu aktywów, co oznacza, że kondycja i perspektywy gospodarki są na tyle dobre, by można było obwieścić początek końca ratunkowej, kryzysowej polityki. Dolar kanadyjski podrożał o jeden procent i powinien w dalszej części roku utrzymywać siłę, podobnie zresztą jak i inna waluta związana z rynkiem ropy, czyli korona norweska. W tym przypadku również ważne wsparcie nadejdzie z kierunku polityki pieniężnej: Norges Bank jako pierwszy w gronie G-10 podniesie bowiem stopy procentowe.
Jednym z głównych atutów złotego stojącym za naszymi oczekiwaniami, że w kolejnych miesiącach kurs EUR/PLN będzie wyraźnie spadał, jest silny wzrost gospodarczy. Wczorajsze dane dotyczące produkcji przemysłowej potwierdzają odporność sektora na pandemiczne obostrzenia i sugerują, że wciąż możliwe jest osiągniecie w tym roku dynamiki PKB wyraźnie przekraczającej 4 proc. Jej spadek w pierwszym kwartale nie powinien przekroczyć 1 proc., a rozstrzygną to dzisiejsze dane o sprzedaży detalicznej, która również może zanotować dwucyfrowy wzrost względem ubiegłego roku.
Na razie dowiadujemy się, jaki będzie punkt startowy do wystrzału koniunktury po odmrożeniu gospodarki. Złoty powinien zyskiwać w momencie, kiedy stanie się on faktem. Jednocześnie polskiej walucie pomogłaby zmiana stanowiska Rady Polityki Pieniężnej. Narodowy Bank Polski jest najłagodniej nastawionym bankiem centralnym w regionie i odżegnuje się od dyskusji o podwyżkach stóp procentowych, które niebawem staną się faktem w Czechach i na Węgrzech.
Rekordowej wartości polskiej produkcji przemysłowej, której roczna dynamika ukształtowała się na poziomie 18,9 proc., absolutnie nie można złożyć na karb wyłącznie bazy statystycznej. Zresztą efekt ten będzie znacznie bardziej widoczny w danych za kwiecień. Wieści z polskiego przemysłu wpisują się natomiast we wnioski płynące z odczytów barometrów koniunktury: firmy notują silny przyrost zamówień krajowych i eksportowych, produkcja jest rozpędzona, a głównym problemem zaczyna stawać się dostępność komponentów. Taki stan rzeczy jest oczywiście zgodny również z tendencjami globalnymi. Wąskie gardła zdają się nie wpływać na wolumen produkcji, ale ograniczenia podażowe powinny znaleźć odbicie w wyższych cenach producentów, których dynamika rok do roku już teraz zbliża się do 4 proc.
Dodajmy, że za silnym 8-procentowym wzrostem wynagrodzeń stoi kombinacja układu dni roboczych, wypłat premii, domniemanej dużej liczby nadgodzin w przemyśle oraz efektów bazy. Z kolei nieznaczny spadek zatrudnienia wynika z zaostrzenia restrykcji, m.in. zamknięcia galerii handlowych oraz hoteli. W skrócie: choć nie powinno się z marcowych danych z rynku pracy wyciągać zbyt daleko idących wniosków, to na pewno nie można mówić o poważnych tarapatach tej sfery.
Rada Prezesów Europejskiego Banku Centralnego stoi przed koniecznością położenia na szali większych niż wcześniej oczekiwano tarapatów gospodarki w obliczu trzeciej fali pandemii i ślimaczego przebiegu unijnego programu szczepień. Ten ostatni wyraźnie jednak przyspieszył, a szczyt liczby zachorowań został osiągnięty. Pozwala to optymistycznie patrzeć w przyszłość w okolicznościach, które nie wymuszają reakcji ze strony polityki monetarnej.
Po pierwsze, w marcu ogłoszono intensyfikację prowadzonych skupów aktywów. Ma ona na celu wygładzenie napięć na rynku obligacji skarbowych i zapewnienie gospodarce szklarniowych warunków w fazie odbicia z pandemicznego dołka. Po drugie, euro w pierwszym kwartale wyraźnie traciło na wartości, co sprawia, że problem jego siły zszedł na dalszy plan.
W rezultacie dzisiejsze posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego nie powinno wnieść wiele nowego. Innymi słowy: nie jest również znacznym zagrożeniem dla wzrostów kursu EUR/USD. Ich wymazywanie (zepchnięcie kursu pod 1,20) skierowałoby USD/PLN do 3,80.
Dużo ważniejsze dla polityki monetarnej w Eurolandzie będą kolejne posiedzenia, na których władze będą dysponować wnioskami ze strategicznego przeglądu polityki oraz zestawem nowych projekcji makroekonomicznych. Poza decyzją EBC i konferencją prezes Christine Lagarde warto odnotować dziś także cotygodniową porcję danych z rynku pracy USA. Liczba nowych wniosków o zasiłek spadła w ubiegłym tygodniu poniżej 600 tysięcy i dla nastrojów inwestycyjnych wsparciem byłyby dowody, że nie był to jednorazowy wybryk.
Batosz Sawicki
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze