Lokator nie płacił czynszu. Zaległe 50 tys. zł przyniósł w plecaku

Długi czynszowe to problem dla zadłużonych mieszkańców i zarządzających miejskimi lokalami. Bywa, że wysokość zaległości sięga nawet 100 tys. złotych, a późniejsze sprawy windykacyjne ciągną się latami. Zdarzają się także pozytywne zakończenia sporów. Jak informują przedstawiciele kaliskiego Miejskiego Zarządu Budynków Mieszkalnych, jeden z dłużników przyniósł do kasy zaległe 50 tys. zł w... plecaku.

- W ciągu czterech lat zadłużenie czynszowe lokatorów wobec miasta zmniejszono o ponad 4 mln zł. Dług spłaciła lokatorka, którego zaległość sięgała ponad 100 tys. zł; inny dłużnik przyniósł 50 tys. zł w plecaku - mówi dyrektor Miejskiego Zarządu Budynków Mieszkalnych w Kaliszu Marzena Wojterska.

Zdaniem dyrektor MZBM w Kaliszu, działania windykacyjne mają aspekt wychowawczy. Społeczeństwo musi zrozumieć, że osoba, która nie płaci czynszu za mieszkanie jest kredytowana publicznymi pieniędzmi. Ludzie muszą wiedzieć, że przed długami nie uciekną.

Reklama

Wszyscy lokatorzy "składają" się na dłużników

- Za kogoś takiego koszty pokrywane są z pieniędzy pozostałych lokatorów, którzy pilnują swoich zobowiązań. Ludzie narzekają, dlaczego nie ma remontów w budynkach a nie wiedzą, że ich pieniądze, zamiast na remonty, muszą iść na pokrycie opłat. Czy w takiej sytuacji można mówić, że działania windykacyjne MZBM są szkodliwe? Raczej nie, bo pilnujemy publicznych pieniędzy - powiedziała Marzena Wojterska.

Sprawy windykacyjne są skomplikowane, bolesne, trudne emocjonalnie i toczą się latami. Dłużnicy są zaskoczeni, kiedy po 10 latach MZBM przypomina o długu czynszowym za mieszkanie, w którym już od dawna nie mieszkają. - Nie dopuszczamy do przedawnienia zadłużenia - zapewniła.

O długu dowiedziały się po śmierci rodziców

Przekonała się o tym jedna z kaliskich rodzin. Ponad 10 lat temu sześcioosobowa rodzina zajmowała mieszkanie komunalne o powierzchni ok. 30 metrów kwadratowych. Ojciec czwórki córek był alkoholikiem, ich wychowaniem zajmowała się matka, która chwytała się różnych zajęć, żeby zarobić na utrzymanie rodziny. Mimo to, trudna sytuacja finansowa spowodowała zadłużenie czynszowe wobec MZBM na 26 tys. złotych.

Kobieta zawierała ugody, spłacała dług po 50 złotych miesięcznie i odpracowywała zaległości sprzątaniem klatek schodowych w budynkach komunalnych. Córki nie miały świadomości istnienia długu. O tym fakcie dowiedziały się dopiero po śmierci rodziców - wtedy wyszły na jaw nakazy sądowe, upomnienia MZBM i postanowienia komornika. Kobiety z prośbą o pomoc udały się do ówczesnej wicedyrektor MZBM Wandy Pośpiech.

W 2012 r. szefowa spółki zwolniła kobiety z odpowiedzialności za zadłużenie w okresie, kiedy były niepełnoletnie i skierowała do komornika wniosek o umorzenie postępowania egzekucyjnego. Jednak ta decyzja nie zlikwidowała ich odpowiedzialności za pozostały dług, ponieważ w momencie, kiedy stały się pełnoletnie, postanowieniem sądu w 2016 r. nabyły po zmarłych rodzicach spadek - włącznie z zadłużeniem.

Jedna z córek została zwolniona przez MZBM z obowiązku spłaty zadłużenia, ponieważ odrzuciła spadek po rodzicach. Dzięki temu nie odziedziczyła długu i nie była zobowiązana do spłaty zaległości. Dwie zobowiązały się do spłaty należności poprzez spłatę części w gotówce i wykonywanie prac dla MZBM.

Czwarta z córek wyjechała do Irlandii. Po kilku latach wyszła za mąż i wróciła z mężem do Kalisza. Za zarobione pieniądze kupili mieszkanie w jednej z kamienic. Po upływie 9 lat kobieta otrzymała z MZBM pismo z decyzją o wszczęciu egzekucji z nieruchomości tytułem spłaty zaległego długu. To oznaczało, że jeżeli chce odzyskać mieszkanie na własność, musi spłacić dług w wysokości 9 tys. zł.

- Nie wyrzekłam się spadku, bo nie miałam świadomości, że będę odpowiadać za długi rodziców. Zawsze myślałam, że spadek to coś na plus. Teraz, jak ja to wiem, to przyznaję, że to była głupota z mojej strony - powiedziała kobieta. Oświadczyła jednak, że jej zdaniem dług przez nią i jej siostry został już spłacony.

Zarządy miejskich budynków starają się przeciwdziałać przedawnieniu zadłużenia czynszowego

Dyrektor MZBM Marzena Wojterska powiedziała, że spółka nigdy nie ściąga długów, które są nienależne. - To są publiczne pieniądze, które zostają przeksięgowane na tzw. konto pozabilansowe, co nie znaczy, że gdzieś znikają. Dług istnieje, a na nas spoczywa prawny obowiązek windykowania go i nie dopuszczenia do przedawnienia - wskazała. Wyjaśniła, że w przypadku dopuszczenia do przedawnienia zobowiązań zostałaby pociągnięta do odpowiedzialności dyscyplinarnej za niedopilnowanie przepisów z ustawy o finansach publicznych.

Przekazała, że kiedyś dziedziczyło się wszystkie długi, "a teraz dziedziczy się tylko z dobrodziejstwem inwentarza". 

- W praktyce wygląda to w ten sposób, że jeżeli zmarły zostawił po sobie 100 tys. zł długu i samochód o wartości 2 tys. zł, to dzieci odpowiadają tylko do wartości tych 2 tys. zł. Ustawodawca zmienił zapisy, bo zauważył, że wcześniejsze były zbyt daleko idące - powiedziała Wojterska.

Szefowa MZBM podkreśliła, że dzięki skutecznym działaniom windykacyjnym Kalisz jest jednym z niewielu miast w Polsce, gdzie udało się zmniejszyć zadłużenie czynszowe. - W ciągu ostatnich 4 lat zmniejszyliśmy je o ponad 4 mln zł - powiedziała.

Dług czynszowy spłaciła lokatorka, której zaległość sięgała ponad 100 tys. złotych. - W spłaceniu zaległości pomogli kobiecie członkowie rodziny mieszkający za granicą - wspomniała.

Sprawa zadłużenia wyszła w rodzinie na jaw, kiedy seniorka miała być eksmitowana. Rodzina chciała jej kupić nowe mieszkanie, ale odstąpili od pomysłu, kiedy dowiedzieli się, że lokal zająłby komornik.

- Wtedy uzmysłowili sobie, że muszą spłacić zadłużenie. Kiedy to zrobiono, kobieta mogła ubiegać się o ponowne zawarcie umowy najmu i zamianę mieszkania na lokal w naszych zasobach o lepszym standardzie - powiedziała.

Tuż przed terminem eksmisji przyszedł spłacić dług. Zaległe 50 tys. zł miał w... plecaku

W innym przypadku, mężczyzna tuż przed wyznaczonym już terminem eksmisji przez komornika przyszedł do MZBM z gotówką w plecaku. Miał przy sobie 50 tys. zł.

- W spłaceniu należności pomógł mężczyźnie jego syn, także mieszkający za granicą - zaznaczyła.

Dyrektor powiedziała, że pracownicy spółki nie są bezwzględni w działaniach windykacyjnych, do każdej sprawy podchodzą indywidualnie.

- Nie brakuje cwaniaków. Przychodzą do mnie kobiety, obwieszone złotem, z wiszącym na palcu ręki kluczykiem od samochodu, które twierdzą, że nie stać je na czynsz. Tymczasem obecnie każdy ma możliwość spłaty długu poprzez rozłożenie na go raty. W przypadku podpisania umowy o spłacie, wstrzymujemy też naliczanie odsetek - powiedziała.

Kiedyś była możliwość odpracowania długu. Z tą praktyką spółka skończyła, kiedy wybuchła pandemia koronawirusa. - Ludzie zaczęli bać się o swoje zdrowie i życie; nie chcieli sprzątać w blokach - powiedziała. Obecnie usługi sprzątania świadczy zewnętrzna firma.

W 2019 r. - jak przypomniała Wojterska - samorząd podjął uchwałę o restrukturyzacji zadłużenia, zgodnie z którą - w zależności od wysokości zadłużenia - część najemca spłacał, a wszystkie odsetki miał umarzane. - W praktyce polegało to na tym, że u dłużników, którzy mieli powyżej 50 tys. zł długu, umarzane były wszystkie odsetki i 70 procent zadłużenia podstawowego. To była możliwość pomocy ludziom wyjścia z tych wielkich długów. Ale ta uchwała już nie obowiązuje - podsumowała.

***

PAP
Dowiedz się więcej na temat: długi | Czynsz | mieszkania komunalne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »