Efekt Halloween na giełdzie. Jesienią i w zimie na akcjach można zarobić najwięcej?
Początek listopada na światowych giełdach papierów wartościowych jest nieudany. Inwestorzy nerwowo zareagowali na deklarację szefa amerykańskiego banku centralnego Jerome Powella, że nie będzie pauzy w cyklu podwyżek stóp procentowych. Jednak z wieloletnich statystyk wynika, że w okolicach Halloween zaczynał się najlepszy czas w roku na kupowanie akcji, a długoterminowe zyski inwestorzy osiągali głównie w miesiącach zimowych.
- Efekt Halloween jest potwierdzony przez dane giełdowe z całego świata obejmujące ponad 300 lat
- W Polsce popularne jest dosadne i po części upiorne powiedzenie "kupuj na truposza, sprzedaj na babosza", które sugeruje kupno akcji w okresie Wszystkich Świętych (01.11) i ich sprzedaż w okolicach Dnia Kobiet (08.03)
- Na warszawskiej giełdzie wskaźnik C/Z dla spółek należących do WIG to tylko 8 - dla porównania, ten sam przelicznik dla Apple wynosi 23, a dla Amazona - 83
- W sezonie jesienno-zimowym liderami na GPW mogą być dolarowi eksporterzy, a w szczególności spółki z branży gier komputerowych i biotechnologiczne
Efekt Halloween to strategia inwestowania na giełdzie oparta na założeniu, że stopy zwrotu z rynku akcyjnego są wyższe między 31 października (Halloween) a 1 maja, niż między początkiem maja a końcem października.
Kilka lat temu profesorowie Cherry Zhang z Nottingham University Business School w Chinach i Ben Jacobsen z TIAS School for Business and Society w Europie zebrali ogromną liczbę danych historycznych dotyczących zwrotów z akcji. Wzięli pod uwagę ponad sto rynków. Próbka zaczynała się od rynku akcji w Wielkiej Brytanii w 1693 roku.
- Ogólnie rzecz biorąc, 62 962 miesięczne obserwacje poczynione na 114 rynkach i obejmujące 323 lata pokazują silny efekt Halloween. Zwroty są średnio o 4 proc. wyższe w okresie listopad-kwiecień niż w okresie maj-październik - podsumowali Zhang i Jacobsen.
Zostało to potwierdzone przez innych naukowców, między innymi profesorów ekonomii Thomasa Degenhardta i Benjamina Auera z niemieckiego Uniwersytetu w Lipsku, którzy dokonali metodycznego przeglądu wszystkich badań akademickich dotyczących efektu Halloween i potwierdzili, że ustalenia są “solidne".
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Od lat na polskiej giełdzie popularne jest dosadne i po części upiorne powiedzenie "kupuj na truposza, sprzedaj na babosza", które sugeruje kupno polskich papierów w okresie Wszystkich Świętych (01.11) i ich sprzedaż w okolicach Dnia Kobiet (08.03). Jednak tak naprawdę data pozbywania się akcji jest przesuwana - zgodnie z globalnym efektem Halloween - z marca na czas "majówki"(1-3.05).
Panuje bowiem przekonanie, że przeciwnym biegunem dla efektu Halloween jest zasada znana co najmniej od 1935 roku "Sell in May and Go Away" (w maju sprzedaj akcje i jedź na wakacje). Niektórzy twierdzą, że źródła tej reguły można doszukiwać się w Wielkiej Brytanii lat 30., kiedy klasa uprzywilejowana po sezonie zimowym opuszczała Londyn i udawała się do wiejskich posiadłości na wakacje, ignorując portfele inwestycyjne. Jesienią wracała do miasta i z nową energią rozpoczynała inwestycje.
Współcześnie równie silna jest teoria głosząca, że wpływ na płynność rynku mogą mieć wakacje profesjonalistów z branży finansowej. Zhang i Jacobsen wykazali, że efekt Halloween jest mocniejszy w Europie, Ameryce Północnej i Azji niż w innych regionach. W dodatku wydaje się być wyraźniejszy w krajach, w których są długie wakacje letnie.
Wytłumaczeniem efektu Halloween na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie mogą być zachowania typowe dla końcówki roku. Mamy wtedy do czynienia najpierw (w drugiej połowie grudnia) z budowaniem przez fundusze wyników na koniec okresu (tzw. windows dressing), a potem z przebudową portfeli na początku każdego roku. W grę może wchodzić także efekt końca roku podatkowego, czyli sprzedaż spółek u schyłku starego roku i kupowanie na początku nowego.
Końcówka października była udana dla polskiego rynku giełdowego. WIG20 najpierw efektownie pokonał opór na poziomie 1450 punktów, a potem ruszył w stronę następnego ważnego pułapu - 1550 punktów. Ciągle jednak naszemu głównemu indeksowi dużo brakuje do wyniku z początku roku, czyli do 2300 punktów.
Miniony miesiąc był też nadspodziewanie dobry dla wskaźników na Wall Street, zwłaszcza dla Dow Jones Industrial (DJI), który wyznaczył zaskakująco wysoką stopę zwrotu. Jednak większość analityków jest zdania, że ostatnie wzrosty na giełdach to tylko rajdy na rynku niedźwiedzia, czyli ciągle spadkowym. Trzeba tu przypomnieć, że DJI w ciągu roku spadł o około 10 proc. Jest to dobry wynik w porównaniu ze stratami jakie przyniosły w tym samym czasie S&P500 i Nasdaq Composite, czyli prawie 20 i prawie 30 proc.
Analitycy są zdania, że polska giełda jest w tej chwili bardzo tania. Na warszawskim parkiecie wskaźnik C/Z (cena/zysk) dla spółek należących do WIG to tylko 8. Dla porównania, ten sam przelicznik dla Apple wynosi 23, a dla Amazona - 83.
Albert Rokicki, twórca bloga o inwestowaniu longterm.pl, podkreśla, że Polska jest prymusem w grupie emerging markets w Europie Wschodniej. Jego zdaniem, w tym regionie nasz kraj nie ma konkurencji, ponieważ czeski rynek giełdowy jest nadal zbyt płytki, a Rosja została "zbanowana" przez inwestorów na wiele lat.
- W najbliższych miesiącach liderami na GPW mogą być spółki, które są eksporterami dolarowymi, bo zazwyczaj ładnie idą w górę wraz z odbiciem rynkowym. Dobrymi inwestycjami mogą okazać się firmy z sektora gier komputerowych czy biotechnologii - prognozuje Albert Rokicki.
- Warto również dodać, że nasza waluta jest w miarę stabilna. Gdyby kilka lat temu ktoś mi powiedział, że Putin zaatakuje Ukrainę, a Polska będzie miała stopy procentowe wynoszące ponad 6 proc. przy prawie 20-procentowej inflacji, to bym przewidywał, że dolar w takiej sytuacji będzie kosztował 10 złotych - komentuje twórca bloga longterm.pl.
W środę amerykańska Rezerwa Federalna czwarty raz z rzędu podniosła stopy procentowe o 75 punktów bazowych, co jest najbardziej agresywnym tempem zaostrzania polityki monetarnej od początku lat 80. XX wieku. Do gwałtownych podwyżek kosztów kredytu kierownictwo Fed zmusiła najwyższa od ponad 40 lat inflacja w USA wynosząca 8,2 proc. Tymczasem cel inflacyjny banku centralnego to 2 proc.
Decydenci z Rezerwy Federalnej ogłosili, że mogą wkrótce ograniczyć tempo podwyżek stóp procentowych, jeśli ocena ich ogólnego wpływu na amerykańską gospodarkę wypadnie korzystnie. Jednak komentarz ze strony szefa Fed Jerome Powella był "jastrzębi". Inwestorzy usłyszeli, że "myślenie o pauzie w cyklu podwyżek jest bardzo przedwczesne".
- Mamy wiele do zrobienia. Potrzebujemy ciągłych podwyżek stóp. Ostateczny ich poziom będzie wyższy, niż wcześniej oczekiwano - zapowiedział Powell. Po tych słowach na rynkach giełdowych zapanowały minorowe nastroje. W środę i czwartek spadały indeksy w Nowym Jorku i Warszawie. Zdecydowany kurs polityki pieniężnej obrany przez Fed może zagrozić spodziewanemu jesienno-zimowemu ożywieniu na rynkach kapitałowych.
Jacek Brzeski
Zobacz również: