Miał być wielki projekt, jest wielka strata. Duński koncern wycofuje się z inwestycji
Firma Ørsted z sektora energetyki niskoemisyjnej zanotowała w środę mocny spadek na giełdzie. Akcje duńskiej spółki tąpnęły o 21 proc. na otwarciu po tym, jak firma ogłosiła wycofanie się z ważnego projektu. Koncern nie jest odosobniony w swoich kłopotach. Z problemami boryka się cała branża energetyki wiatrowej.
Ørsted to duński koncern multienergetyczny. Firma ma być partnerem PGE w projekcie farm wiatrowych Baltica 2 i 3, które mają zacząć działać na Morzu Bałtyckim w latach 2026-2027.
Koncern mocno stracił na wartości w ciągu minionego roku. Akcje spółki jeszcze na początku listopada 2022 roku kosztowały 622,2 duńskich koron za walor. 2 listopada ok. godz. 15:25 za jedną akcję spółki trzeba było zapłacić już tylko 274,1 korony. To oznacza, że wartość akcji firmy spadła o ponad połowę.
Najnowszy mocny jednorazowy spadek spółka zanotowała w środę. Wszystko po tym, jak poinformowała, że dokonała opiewającego na 28,4 miliarda duńskich koron (równowartość ok. 4 mld dolarów) odpisu z tytułu utraty wartości za pierwsze dziewięć miesięcy 2023 roku - podaje dom maklerski XTB.
Do utraty wartości dołożył się fakt, że spółka zaprzestanie prac nad swoimi amerykańskimi projektami morskiej energii wiatrowej Ocean Wind 1 i 2. Dwie farmy wiatrowe miały powstać u brzegów New Jersey na przełomie lat 2025-2026. Ich łączna moc wystarczyłaby do zasilenia około miliona gospodarstw domowych - wskazuje amerykańska stacja informacyjna CNBC. Ørsted zawiesiło prace nad Ocean Wind z powodu rosnących kosztów i problemów z łańcuchem dostaw, podaje z kolei Reuters.
Duńska spółka to zresztą niejedyna firma z sektora energetyki wiatrowej, która boryka się z podobnymi problemami.
Od początku pandemii firmy zajmujące się stawianiem wiatraków na morzu muszą mierzyć się z kilkoma poważnymi problemami. Najpierw w grę wchodziły opóźnienia dostaw i rosnące ceny stali. To kluczowy surowiec używany w konstrukcji wiatraków.
Pojawienie się wysokiej inflacji, z którą w 2022 roku mierzyło się większość państw świata, powiększyło także inne koszty związane z morskimi inwestycjami. Rosły także koszty pracy. Do tego nie pomógł główny mechanizm walki z wysoką inflacją. Kiedy banki centralne zaczęły podnosić w 2021 i 2022 roku stopy procentowe, zwiększył się koszt pieniądza. To zaś dokładało się rosnących kosztów finansowania wszystkich inwestycji, w tym wiatrowych.
Co prawda kryzys energetyczny w 2022 roku przyniósł boom na energetykę odnawialną - po raz pierwszy zainwestowano w nią więcej w skali roku niż w paliwa kopalne. Ale głównym beneficjentem okazała się fotowoltaika. Farmy słoneczne z reguły są mniej wymagającą inwestycją niż farmy wiatrowe, zwłaszcza morskie.
Rosnące koszty są dużą barierą dla rozwoju morskiej energetyki wiatrowej. W Wielkiej Brytanii w ostatnich tygodniach nie udało się przyznać żadnej nowej koncesji na budowę nowych farm. Firmy, które już miały zabezpieczone kontrakty w różnych miejscach globu, wycofują się z projektów lub notują straty zamiast oczekiwanych zysków.
Na przykład na początku tego roku szwedzki koncern energetyczny Vattenfall oświadczył, że zaprzestanie prac nad farmą wiatrową Norfolk Boreas. Wielomiliardowy projekt miał powstać u wybrzeży Wielkiej Brytanii. Jak powód podano, że rosnące koszty pracy i surowców sprawią, że projekt nie jest już opłacalny.
W samych Stanach Zjednoczonych poza Ørstedem z projektów wiatrowych wycofał się w ostatnim czasie koncern BP - podaje Reuters. We wtorek brytyjska firma podała, że była zmuszona dokonać odpisu w wysokości 540 mln dolarów w związku z brakiem porozumienia z władzami stanu Nowy Jork. BP wnioskowało o lepsze warunki umowy dotyczącej projektu farmy wiatrowej ze względu na opóźnienia wydawania pozwoleń i wysoką inflację. Stan odrzucił wniosek BP. Partner BP, firma Equinor, zaraportowała w związku z tym projektem zmniejszenie wartości spółki w wysokości ok. 300 mln dolarów.
O pomoc publiczną w związku z problemami w branży energetyki wiatrowej wnioskował zaś ostatnio Siemens. Niemiecki gigant wnioskuje o wsparcie w postaci gwarancji kredytowych sięgające 15 mld euro, jak opisywaliśmy na łamach Interii.
Wszystko za sprawą strat spółki zależnej Siemens Gamesa, która ma problem z jakością turbin wiatrowych. W efekcie koncern ma wielkie trudności z uzyskaniem od banków gwarancji na realizację zamówień również w pozostałych, dobrze prosperujących obszarach działalności - wynika z doniesień niemieckich mediów.
Problem z turbinami jest jednak lokalnym problemem i nie odzwierciedla kondycji całego sektora - komentuje cytowana przez "The Guardian" Claudia Kemfert, ekspertka ds. energetyki z Niemieckiego Instytutu Badań Ekonomicznych. Do tego z danych wynika, że branża energetyki wiatrowej nadal się rozwija, a nie kurczy - podkreśla Kemfert.
Martyna Maciuch