Zbliża się test skuteczności państwa, gdyż rok 2025 może przejść do historii jako moment największego unijnego wsparcia finansowego dla Polski. Fundusze z Krajowego Planu Odbudowy i wieloletniego budżetu UE mają szansę stać się impulsem, który napędzi gospodarkę, zwiększy inwestycje i poprawi nastroje w biznesie. Ale im większe pieniądze - tym większa odpowiedzialność. Dane są imponujące, lecz czas na ich wykorzystanie jest ograniczony, a tempo wdrażania dotąd pozostawiało sporo do życzenia.
48 miliardów euro dla Polski - szansa, która nie zdarza się dwa razy
To nie pierwsza unijna transza, ale żadna wcześniejsza nie miała takiej skali. Jak informuje money.pl, w przyszłym roku do Polski ma trafić łącznie aż 48 miliardów euro z funduszy unijnych. Jest to efekt połączenia środków z KPO oraz programów strukturalnych na lata 2021-2027.
W samym KPO, do tej pory Polska otrzymała 21 miliardów euro. Kolejne 6,1 miliarda ma dotrzeć jeszcze w tym roku, a w 2026 roku - aż 34 miliardy. Z kolei z "tradycyjnych" programów unijnych na lata 2021-2027 trafiło do Polski jak dotąd 9,8 miliarda euro, co stanowi zaledwie 13 procent całej alokacji dla naszego kraju.
Gospodarka jedzie na funduszach
Gdyby nie te pieniądze, wzrost gospodarczy w Polsce mógłby wyglądać dziś zupełnie inaczej. "Generalnie gdyby nie napływ KPO, to mielibyśmy bardzo mocną lukę finansową w środkach unijnych na przełomie 2024 i 2025 roku. I odczulibyśmy to we wzroście PKB. Zamiast 3,5 proc., byłoby pewnie 2,8 proc." - mówi w rozmowie z money.pl Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Pekao S.A.
To pokazuje, że unijne pieniądze nie są jedynie dodatkiem, lecz fundamentem bieżącej koniunktury. I właśnie dlatego wykorzystanie ich w pełni - a nie tylko częściowo - ma dziś realne znaczenie dla poziomu inwestycji, zatrudnienia i tempa wzrostu w całej gospodarce.
Inwestycyjny sprint w 2026 roku?
Choć rząd liczy na dynamiczne wykorzystanie środków już w 2025, ekonomiści patrzą nieco dalej. W ocenie Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty Credit Agricole, kluczowym rokiem dla faktycznego przełożenia środków unijnych na realne inwestycje będzie 2026. "Na tym zasadzają się te wszystkie optymistyczne prognozy dotyczące wzrostu inwestycji publicznych, które też pociągną za sobą inwestycje prywatne" - wskazuje.
To nie tylko polski trend. Podobne zjawisko ma objąć także inne kraje regionu, które - jak Polska - dopiero wchodzą w fazę intensywnej absorpcji środków z nowej unijnej perspektywy.
Duże pieniądze i duże pytania
Z pozoru wszystko wygląda imponująco. Jednak za kulisami rośnie presja, by środki nie tylko otrzymać, lecz przede wszystkim je wykorzystać. Jak zauważa money.pl, wciąż aktualne pozostaje pytanie, czy uda się w pełni skonsumować zaplanowaną pulę funduszy - szczególnie z KPO, którego wdrażanie wiąże się z koniecznością realizacji tzw. kamieni milowych oraz licznych rewizji.
"Wygląda na to, że w niektórych krajach będą opóźnienia na tyle znaczące, że będą one wnioskowały do Komisji Europejskiej, żeby wydłużyć termin ich wydatkowania. Ostatecznie ten deadline dla KPO może się przesunąć, czego beneficjentem może być również Polska" - zauważa Jakub Borowski.
Rządowe plany kontra ekonomiczna ostrożność
Optymizm deklarowany przez administrację nie zawsze pokrywa się z ocenami ekspertów. "Jeśli chodzi o planowany napływ nowych środków, to ministerstwo pisze tak, jakby rząd chciał wziąć całą pulę grantów i pożyczek i taka jest też oficjalna polityka rządu. Natomiast nie jestem pewien, czy faktycznie to nastąpi" - podkreśla Ernest Pytlarczyk, który nie kryje sceptycyzmu w tej kwestii.
Podkreśla również, że droga od momentu wpłynięcia środków do realnego ich wydania jest często długa i pełna przystanków - przez BGK, agencje, a także państwowe spółki energetyczne. "Nie od razu są wydawane i opóźnienie jest, jak się wydaje, znaczne" - dodaje.
Czas ucieka, a licznik tyka
Niepokój ekspertów budzi też kalendarz. Bartosz Białas, ekonomista Santandera, przypomina, że czas na wydanie środków z KPO mija z końcem 2026 roku. Jak wynika z danych przytaczanych przez money.pl, do 18 sierpnia br. podpisano umowy obejmujące zaledwie 54 procent dostępnej alokacji.
"Z jednej strony urzędowy optymizm ministerstwa nie powinien dziwić, ale jednak - realistycznie - wydaje się jasne, że realizacja tych planów jest obarczona ryzykiem, ponieważ wdrażanie KPO przebiega z opóźnieniem" - komentuje.
Fundusze strukturalne: bez rewelacji, ale stabilnie
W przypadku funduszy z wieloletniego budżetu UE, obraz wygląda nieco lepiej. Choć wdrażanie obecnej perspektywy finansowej wciąż nie nabrało pełnej prędkości, to - jak zaznacza Białas - sytuacja przypomina przebieg wcześniejszego cyklu 2014-2020.
"Wartość złożonych dotychczas wniosków o unijne dopłaty jest podobna do tej z 2018 r., czyli z tego samego momentu realizacji poprzedniej perspektywy" - mówi w rozmowie z money.pl.
Co ciekawe, mimo że nowa perspektywa oferuje Polsce mniej - około 75 miliardów euro wobec 90 miliardów w poprzedniej - to zainteresowanie programami nie słabnie, co może działać stabilizująco na cały system.
Rząd wierzy w sukces
Pomimo licznych obaw ze strony ekspertów, Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej pozostaje konsekwentnie pozytywne w swoich prognozach. "Wydamy wszystkie środki, bo to kasa, która jest prefinansowaniem, finansowaniem lub zwrotem w zależności od inwestycji. Górka inwestycyjna wcale nie jest aż tak wielka" - zapewnia cytowany przez money.pl przedstawiciel resortu.
Ale już w mniej oficjalnych rozmowach rządowi urzędnicy przyznają, że opóźnienia są poważne. "KPO idzie za wolno. Na tyle, że trzeba było skorygować w dół prognozę wzrostu gospodarczego w tym roku" - przyznaje jeden z rozmówców portalu.
Polityczne skutki inwestycyjnego szczytu
Kumulacja funduszy w 2025 roku może odbić się echem w roku wyborczym - 2027. Narodowy Bank Polski w swojej lipcowej "Projekcji inflacji i wzrostu gospodarczego" ostrzega, że po tak silnym impulsie inwestycyjnym może nadejść tzw. efekt bazy - czyli spadek dynamiki inwestycji w porównaniu z poprzednim rokiem.
Rozwiązaniem może być rozłożenie wypłat na dłuższy czas, jeśli Komisja Europejska zgodzi się na przesunięcie terminu wydatkowania środków z KPO. Ale to - jak przypomina money.pl - będzie zależało od sytuacji w całej UE, a decyzje mogą zapaść dopiero w połowie przyszłego roku.
Po 2027 r. może być trudniej
Eksperci wskazują jeszcze na jeden element układanki: spłatę tzw. długu covidowego. W nowej perspektywie finansowej, która zacznie obowiązywać po 2027 roku, Unia Europejska będzie musiała przeznaczać rocznie 20-25 miliardów euro na spłaty zobowiązań zaciągniętych w czasie pandemii. "Już dziś dług covidowy podbija nam zadłużenie państwa w relacji do PKB o jakieś trzy punkty procentowe" - zauważa jeden z rozmówców money.pl.
Nie ma wątpliwości, że przyszły rok będzie testem sprawności państwa w zarządzaniu unijnymi środkami. Gra toczy się o miliardy euro i o tempo wzrostu gospodarczego całego kraju. Ale - jak wynika z analizy money.pl - sukces nie zależy tylko od pieniędzy. Równie ważna jest logistyka, tempo wdrażania i polityczna determinacja, by nie zmarnować tej historycznej szansy.
Agata Siwek











