Ropa naftowa drożeje. Ceny paliw na polskich stacjach są wysokie, a będą jeszcze wyższe
W pierwszej dekadzie lutego na rynkach światowych wyraźnie podrożała ropa naftowa. Analitycy Goldman Sachs prognozują, że notowania surowca mogą nadal rosnąć, nawet jeśli spadnie polityczne napięcie na Bliskim Wschodzie. Tankujący na polskich stacjach paliw też muszą się liczyć z dalszym wzrostem cen.
- Goldman Sachs prognozuje, że w czerwcu 2024 roku cena baryłki ropy brent osiągnie szczyt na poziomie 85 dolarów. Średnia cena w tym roku miałaby wynieść około 81 dolarów, a następnie 80 dolarów w 2025 roku.
- Od czasu, gdy w październiku 2023 roku mieliśmy w Polsce niskie, "wyborcze" ceny benzyny, podrożała ona o 40-50 groszy na litrze.
- Na polskich stacjach paliw będzie coraz drożej, gdyż na przełomie stycznia i lutego systematycznie rosną hurtowe ceny produktów rafineryjnych.
Od początku lutego baryłka ropy Brent podrożała z 77,5 do prawie 82 dolarów. W tym samym czasie cena baryłki surowca WTI poszła w górę z 72,5 do 76,5 dolara. Analitycy Goldman Sachs przewidują, że po tym jak w połowie grudnia zeszłego roku skończyło się wyprzedawanie ropy na rynkach światowych, zaczęła ona cenową wspinaczkę, z celem nawet na poziomie 90 dolarów za baryłkę Brent.
Ekonomiści amerykańskiego banku Goldman Sachs prognozują, że zagrożenie na Bliskim Wschodzie związane z działalnością bojówek Huti na Morzu Czerwonym zostanie zażegnane jeszcze w tym półroczu, a mimo to cena ropy może nadal rosnąć. Takie miałoby być następstwo sytuacji ekonomicznej wielu rafinerii oraz dużej nierównowagi w dynamice podaży i popytu na globalnym rynku ropy.
Ataki na żeglugę na Morzu Czerwonym prowadzone przez wspieranych przez Iran rebeliantów Huti zakłócają ruch przez Kanał Sueski. Jest to najszybsza droga morska między Azją a Europą. Odbywa się na niej prawie 12 proc. światowego handlu ropą.
Przypomnijmy, że na początku października 2023 roku cena ropy Brent bardzo mocno zareagowała na doniesienia o ataku Hamasu na Izrael. Kurs baryłki zbliżył się wówczas do 95 dolarów. Zdaniem ekspertów Goldman Sachs, nic nie wskazuje na to, by ten rok miał być wyraźnie spokojniejszy, a to zwiastuje dalszy rajd cen "czarnego złota".
"Szacujemy, że rynki kontraktów terminowych na destylaty i ropę naftową wyceniają zakończenie zakłóceń na Morzu Czerwonym do czerwca. Jednak trzeba brać pod uwagę także kilka innych warunków. Kluczowymi czynnikami strukturalnymi sprzyjającymi marżom destylatów są podwyższone wskaźniki wykorzystania rafinerii i wysokie koszty frachtu. Dodatkowo także niskie zapasy" - czytamy w najnowszym raporcie analityków Goldman Sachs.
Zdaniem ekspertów amerykańskiego banku inwestycyjnego, rynki nie doceniają także nierównowagi między popytem a podażą, która w 2023 roku doprowadziła do poważnego wzrostu cen surowca. Ponadto, mało kto bierze pod uwagę możliwe cięcia dostaw ropy, do których może dojść latem w wyniku decyzji podjętych przez kraje zrzeszone w kartelu OPEC+.
Goldman Sachs prognozuje, że w czerwcu 2024 roku cena baryłki ropy Brent osiągnie szczyt na poziomie 85 dolarów. Średnia cena w tym roku miałaby wynieść około 81 dolarów, a następnie 80 dolarów w 2025 roku.
Wiele wskazuje na to, że ceny ropy na giełdzie paliw w Nowym Jorku zwyżkowały w ostatnich dniach po tym jak rynki nabrały przekonania, że wydobycie surowca w Stanach Zjednoczonych pozostanie w dużej mierze stabilne do 2025 roku. To oznaczałoby, że nie pojawi się nadmierna podaż.
Amerykańska Administracja Informacji Energetycznej (EIA) w najnowszej krótkoterminowej prognozie przyjęła za pewnik, że aż do lutego 2025 roku krajowe wydobycie nie przekroczy rekordu z grudnia 2023 roku wynoszącego ponad 13,3 miliona baryłek dziennie. Jednocześnie EIA obniżyła prognozę dziennego wzrostu wydobycia ropy w USA w tym roku o 120 tysięcy baryłek dziennie - z 290 do 170 tysięcy.
Wielu ekonomistów sytuację na rynku paliw w Stanach Zjednoczonych łączy także z kondycją tamtejszej gospodarki. - Ceny ropy opierają się na narracji miękkiego lądowania i niedoborów dostaw w drugiej połowie roku - oświadczyła Priyanka Sachdeva, starsza analityczka rynku w Phillip Nova.
Na polskich stacjach paliwowych w połowie października zeszłego roku, zaraz po wyborach parlamentarnych, ceny paliw ruszyły w górę. Dziś za litr benzyny trzeba zapłacić 40-50 groszy więcej niż krótko przed wyborczą niedzielą w październiku.
Eksperci firmy e-petrol.pl przewidują, że w dniach 12-18 lutego detaliczne ceny paliw będą zbliżone do notowanych w poprzednim tygodniu. Cena najpopularniejszego gatunku benzyny PB 95 powinna mieścić się w przedziale 6,31-6,42 zł za litr, a PB 98 - 6,89-7,01 zł. Diesel ma być oferowany w zakresie cenowym 6,54-6,66 zł., a autogaz powinien kosztować 2,98-3,09 zł za litr.
Prawdopodobieństwo, że paliwa w Polsce będą nadal drożeć jest jednak duże. Na rynku hurtowym w dalszym ciągu notowane są wzrosty cen benzyn i oleju napędowego. Jeśli przeliczyć na litr "orlenowską" hurtową cenę oleju Ekodiesel (zawierającą VAT, akcyzę i pozostałe podatki) to wynosi ona około 6,58 zł. To oznacza, że w tej chwili są w Polsce stacje benzynowe, na których ceny detaliczne lokują się poniżej hurtowych. Na dłuższą metę taki stan jest nie do utrzymania.
Jakub Bogucki, analityk rynku paliw w firmie e-petrol.pl, w najbliższym czasie spodziewa się dalszego wzrostu cen ropy naftowej na rynkach światowych. Podkreśla, że sytuacja na Bliskim Wschodzie nie poprawia się, po tym jak złożona przez Hamas propozycja zawieszenia broni została odrzucona przez Izrael. "Konflikt w Strefie Gazy będzie się przedłużał, co znów negatywnie wpłynie na tranzyt surowca przez Morze Czerwone" - podsumowuje.
Jacek Brzeski