ETS2 coraz bliżej. Wyższe ceny paliw i gazu uderzą w gospodarstwa domowe
Wprowadzenie ETS2 w 2027 roku ma ograniczyć emisje CO₂ i przyspieszyć zieloną transformację w całej UE. Ale w praktyce oznacza to także wyższe ceny paliw i ogrzewania, które odczują przede wszystkim zwykli obywatele. Polska musi działać szybko, bo to Polacy najpewniej zapłacą za nowe prawo.
W 2027 roku Unia Europejska uruchomi drugi system handlu emisjami - ETS2. W zamyśle ma on ograniczyć emisję CO₂, ale w praktyce doprowadzi do wzrostu cen paliw i ogrzewania. Bruksela zakłada, że za transformację energetyczną zapłacą najwięksi emitenci. Problem w tym, że koszty szybko spłyną w dół - na zwykłych obywateli.
Jak wynika z raportu Europejskiej Federacji na Rzecz Transportu i Środowiska (T&E), ETS2 może uderzyć najmocniej w uboższe gospodarstwa domowe, a Polska - obok innych krajów UE - stoi przed pilnym obowiązkiem opracowania planu, jak złagodzić skutki nowych regulacji.
Zgodnie z unijnym harmonogramem ETS2 zacznie obowiązywać od 2027 roku. Obejmie on dostawców paliw - benzyny, oleju napędowego i gazu - oraz dużych dystrybutorów, którzy będą musieli kupować uprawnienia do emisji dwutlenku węgla.
Według szacunków Europejskiej Federacji na Rzecz Transportu i Środowiska, cytowanej przez portal Strefa Biznesu, nawet przy cenie 55 euro za tonę CO₂ ceny benzyny mają pozostać poniżej średniej z ostatnich 20 lat, jeśli uwzględnić inflację. Ale to nie oznacza, że konsumenci nie odczują podwyżek.
Wiceminister klimatu i środowiska Urszula Zielińska przyznała wprost: "Koszty mogą zostać pośrednio przeniesione na konsumentów. Należy spodziewać się prób przerzucenia obciążeń przez firmy paliwowe na użytkowników końcowych".
Do 30 czerwca 2025 roku Polska musi przedstawić Komisji Europejskiej tzw. plan klimatyczno-społeczny. Ma on określić, w jaki sposób rząd zamierza łagodzić skutki społeczne ETS2, w tym na co przeznaczone zostaną środki z unijnego Społecznego Funduszu Klimatycznego (SCF).
Według T&E Polska mogłaby uzyskać nawet 3,8 miliarda euro "z góry" w formie pożyczki, którą później spłaciłaby z wpływów z ETS2. Pozwoliłoby to na wcześniejsze wdrożenie działań pomocowych, zanim podwyżki realnie uderzą w gospodarstwa domowe.
Europejska Federacja na Rzecz Transportu i Środowiska postuluje, aby połowa z szacowanych 300 miliardów euro przychodów z ETS2 w latach 2026-2032 została przekierowana bezpośrednio do najbiedniejszych obywateli. Resztę środków proponuje zainwestować w zieloną infrastrukturę. Mowa o finansowaniu z tych pieniędzy inwestycji skupionych na transporcie publicznym, stacjach ładowania, czy dopłaty do samochodów elektrycznych.
"ETS2 to warta 300 miliardów euro szansa na uwolnienie Europejczyków od drogiego importu ropy naftowej i zmniejszenie poziomu zanieczyszczeń pochodzących z pojazdów. Obawy społeczne są realne, ale można je rozwiązać poprzez redystrybucję części pieniędzy i wykorzystanie reszty na inwestycje w elektromobilność i transport publiczny" - zaznacza Federico Terreni, menedżer ds. polityk klimatycznych w T&E.
Jak podkreśla T&E, samo przekazywanie środków to za mało. Niezbędna jest również reforma rezerwy stabilności rynkowej, która ma zapobiec gwałtownym skokom cen emisji. Portal Strefa Biznesu wskazuje, że ceny w ETS2 mogą wzrosnąć, jeśli inne polityki ograniczające emisje - takie jak normy dla pojazdów, strefy czystego transportu czy programy leasingu elektryków - zostaną opóźnione lub zawiodą.
Organizacja apeluje również, by Komisja Europejska zwiększyła presję na państwa członkowskie. Krajowe plany energetyczno-klimatyczne muszą zawierać konkretne cele dotyczące elektryfikacji flot i inwestycji w ekologiczne rozwiązania transportowe.
"Narzędzia te oferują ogromny potencjał redukcji emisji, a tym samym utrzymania cen w ETS2 na niskim poziomie" - wskazuje Europejska Federacja na Rzecz Transportu i Środowiska.
System ETS2 jest bez wątpienia potężnym narzędziem w walce o czystsze powietrze i ograniczenie zależności od paliw kopalnych. Ale jego wprowadzenie, jak pokazuje raport T&E wskazywany przez Strefę Biznesu, to również poważne wyzwanie społeczne, które wymaga natychmiastowych i zdecydowanych działań.
Ostatecznie to polski rząd zdecyduje, jak rozdzielić środki z unijnego funduszu i jak ochronić gospodarstwa domowe przed gwałtownymi wzrostami cen. Czasu zostało niewiele. A konsekwencje - jeśli działania będą opóźnione - poniosą zwykli obywatele.
Agata Jaroszewska