W skrócie
- Unia Europejska walczy o dostęp do metali ziem rzadkich w Afryce, próbując przełamać dominację Chin na kontynencie.
- Tymczasem Chiny kontrolują już kluczowe afrykańskie złoża surowców, zwłaszcza kobaltu.
- Europa próbuje zyskać przychylność afrykańskich państw, ale te zyskują coraz większą niezależność, mogą wybierać partnerów i coraz lepiej negocjować warunki współpracy.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
W Luandzie, stolicy Angoli, trwa dwudniowy szczyt Unia Europejska-Unia Afrykańska, który rozpoczął się 24 listopada. To już siódmy taki szczyt w historii. Odbywa się pod hasłem "Promowanie pokoju i dobrobytu poprzez skuteczny multilateralizm".
Europa rozpaczliwie potrzebuje metali ziem rzadkich. Zwraca się ku Afryce
"Dobrobyt" to słowo-klucz, przy czym każda ze stron rozumie je inaczej. Unia Europejska wie, że musi znaleźć dostęp do nowego źródła metali ziem rzadkich - 17 pierwiastków niezbędnych do produkcji zaawansowanej elektroniki, ale także nowoczesnej broni. Ta pierwsza jest kluczowa dla postępu technologicznego, który przyspiesza w USA i Azji, ale nie w Europie. Ta druga jest odpowiedzią na wyzwania geopolityczne i powracający rosyjski imperializm. Metale ziem rzadkich są też nieodzowne dla kontynuowania transformacji energetycznej, na którą Europa wciąż mocno stawia.
Afryka z kolei, świadoma swoich naturalnych bogactw, próbuje wykorzystać je do zbudowania takich relacji gospodarczych ze światem, w których po latach kolonializmu będzie traktowana podmiotowo - i które przyniosą jej realne ekonomiczne korzyści.
Według danych UNCTAD (Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju), na kontynencie afrykańskim znajduje się 48,1 proc. światowych zasobów kobaltu, 47,7 proc. światowych zasobów manganu, 21,6 proc. zasobów grafitu naturalnego, 5,9 proc. zasobów miedzi, 5,6 proc. zasobów niklu, i 1 proc. zasobów litu. Gra idzie zatem o dużą stawkę. Problem w tym, że Europa obudziła się nieco za późno, pozwalając na to, żeby w Afryce rozgościli się Chińczycy.
Chiny dzielą i rządzą w Afryce. Czy Europa przełamie tę dominację?
- Chiny są obecnie dominującym graczem w Afryce. Projekt pociągnięcia drogi eksportowej surowców z Zambii i Demokratycznej Republiki Konga (DRK) przez Angolę i dalej przez Atlantyk do UE i USA, czyli tzw. korytarza Lobito, ma odciągnąć Afrykę od Chin i związać ją gospodarczo z Zachodem - mówi Interii Biznes Jędrzej Czerep, analityk ds. Afryki Subsaharyjskiej w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. - Drugi cel to oczywiście dążenie Zachodu do zabezpieczenia cennych surowców dla siebie - i znów, trzeba tu osłabić dominację Chin, które np. w DRK kontrolują ponad 90 proc. złóż kobaltu.
Kobalt wykorzystywany jest m.in. w produkcji baterii litowo-jonowych, a więc podstawowego źródła energii dla samochodów elektrycznych. Wykorzystuje się go też do produkcji stopów o wysokiej wytrzymałości, które znajdują zastosowanie np. w silnikach odrzutowych.
To właśnie transport kobaltu, a także miedzi, ma być łatwiejszy dzięki modernizacji korytarza Lobito - znanego też jako kolej benguelska - który kończy swój bieg w porcie Lobito nad Atlantykiem, trzecim co do wielkości mieście w Angoli. To obecnie jedyne połączenie kolejowe Afryki Środkowej z Oceanem Atlantyckim. Jego budowę zaczęto jeszcze w czasach kolonialnych, na początku XX wieku. Miał służyć do transportu bogactw naturalnych Konga - wówczas kolonii belgijskiej - do Europy.
Korytarz Lobito, w większości zniszczony w czasie wojny domowej w Angoli, w latach 2006-2014 został wyremontowana przez Chińczyków, którzy właśnie w tym czasie budowali swoje przyczółki gospodarcze w Afryce. W 2022 r. rząd Angoli przyznał 30-letnią koncesję na obsługę i utrzymanie linii konsorcjum belgijsko-portugalskiemu, a rok później do gry weszli Amerykanie, którzy obiecali częściowo sfinansować modernizację linii kosztującą 555 mln dolarów. Rękę na pulsie projektu trzyma UE - w listopadzie unijny komisarz ds. partnerstwa międzynarodowego Jozef Sikela zatwierdził pakiet inwestycyjny dla korytarza Lobito o wartości 116 mln euro.
Miliardy euro na zbliżenie UE-Afryka
Inwestycja w korytarz Lobito to część unijnej strategii Global Gateway, uruchomionej w 2021 r., która ma na celu m.in. zwiększenie współpracy gospodarczej UE z krajami tzw. Globalnego Południa, w tym poprzez partnerstwa w zakresie surowców krytycznych. W październiku br. Ursula von der Leyen, szefowa KE, poinformowała, że UE zmobilizuje ponad 400 mld euro na inwestycje w ramach Global Gateway do 2027 r. Stało się to po tym, jak na początku ubiegłego miesiąca przekroczony został pierwotny cel inwestycyjny wyznaczony na 2027 r. na poziomie 300 mld euro.
- Europa buduje narrację wokół programu Global Gateway, która akcentuje pozytywny wpływ jej zaangażowania w Afryce na rozwój handlu, mobilności czy transportu - mówi Jędrzej Czerep. - Global Gateway opiera się głównie na inwestycjach w OZE i w poprawę systemów komunikacji miejskiej (np. w Nairobi) - i ma być lepszą alternatywą dla zaangażowania rosyjskiego, chińskiego czy państw Zatoki Perskiej.
- Europejskie zaangażowanie jest przedstawiane jako bardziej transparentne - UE chce pokazać, że przynosi Afryce korzyści długofalowe (w domyśle: podczas gdy Chiny czy Rosja przynoszą korupcję, wspierają zapędy dyktatorskie i drenaż surowców). Ale w skali mikro projekt korytarza Lobito jest w dużym stopniu powtórzeniem starego schematu wywozu surowców z Afryki na własne potrzeby - przyznaje ekspert PISM.
Kolonialna przeszłość Europy przeszkodą w interesach z Afryką?
Odzywają się tutaj echa kolonializmu, który dla Europy może być wciąż pewnym obciążeniem w kontaktach z Afryką. Znaczenia trudnej historii dla gospodarczej teraźniejszości nie należy jednak przeceniać.
- Dziś, w 2025 roku, nie nadawałbym zbyt wielkiej wagi argumentowi przeszłości kolonialnej - mówi Interii Biznes dr Wojciech Tycholiz, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, założyciel Polskiego Centrum Studiów Afrykanistycznych. - Oczywiście, Chińczycy są tu na lepszej pozycji w kontaktach z Afryką niż Europa - i był okres, kiedy tą kartą grali, podkreślając, że nie prowadzili polityki kolonialnej w przeszłości, a obecnie nie prowadzą polityki neokolonialnej. Działo się to głównie w minionych dwóch dekadach, kiedy Chiny rozwijały strategię "Go Global" oraz "Belt and Road Initiative" ("Inicjatywę Pasa i Szlaku" - red.), a Konsensus Pekiński był przeciwstawiany Konsensusowi Waszyngtońskiemu. To wtedy Chiny stały się i największym inwestorem w Afryce, i jej największym partnerem handlowym, zabezpieczając dla siebie złoża krytycznych minerałów, jak miedzi i kobaltu w DRK. W przypadku tego ostatniego przejęli wręcz łańcuch dostaw, kontrolując 5 na 6 kopalń w DRK.
- Szybko jednak okazało się to retorycznymi zagadnieniami - dodaje nasz rozmówca. - Przywódcy i obywatele państw Afryki zobaczyli, że nie idą za tym czyny. Chińczycy różnią się od Europy tym, że ich międzynarodowa polityka gospodarcza opiera się na bezwarunkowej współpracy: nie domagają się reform demokratycznych, obrony praw człowieka, zagwarantowania wolności słowa czy wolności działania dla opozycji (a tego zawsze wymagał Zachód). Pomoc rozwojowa to w ogóle jeden z instrumentów polityki zagranicznej Państwa Środka, które jest nad wyraz pragmatyczne. Nawet budując drogi, mosty czy szpitale w Afryce, Chińczycy kierowali się przede wszystkim interesem biznesowym. Temu miały też służyć udzielane krajom Afryki granty czy preferencyjne pożyczki - dziś ChRL jest największym wierzycielem m.in. Zambii i Angoli.
Jędrzej Czerep z PISM zauważa, że "kolonializm odgrywa pewną rolę na poziomie retoryki". - Bardzo łatwo może stać się argumentem "na nie" i jest często wykorzystywany przez graczy, którzy próbują utrudnić Europie życie w krajach afrykańskich. Argumentem tym posługuje się Rosja, Turcja, Chiny, ale też pewna grupa suwerenistycznych aktywistów afrykańskich grających kartą populizmu i nacjonalizmu (są to zarazem ruchy z preferencją w kierunku rządów autorytarnych). Ta karta antyzachodnia najsilniej oddziałuje w przypadku Francji, ale już w przypadku Portugalii - która po wycofaniu się z Afryki nie utrzymała tam aż tak głęboko zapuszczonych korzeni - nie posiada aż takiego znaczenia.
- Antykolonialne sentymenty silnie oddziałują za to w przypadku DRK, która najmocniej była dotknięta brutalnym kolonializmem, co jest dziś ważnym elementem tożsamości - dodaje.
Apogeum tej brutalności przypadło na lata 1885-1908, kiedy na terenie dzisiejszej DRK istniało Wolne Państwo Kongo, prywatna własność króla Belgów Leopolda II, który zaprowadził tam niewolnictwo i rabunkową gospodarkę mającą na celu eksploatację bogactw naturalnych Konga, z kauczukiem na czele. W wyniku zbrodniczych działań Leopolda II śmierć poniosło ponad 10 mln ludzi.
-W DRK ważne jest też wyczulenie na politykę wyzysku ze strony wielkich korporacji światowych - wydobywczych czy powiązanych z nowymi technologiami. DRK to w ogóle kolos na glinianych nogach - państwo bogate w zasoby, ale słabe, będące areną rozgrywek wielkich interesów i stąd wykazujące nieufność do sił zewnętrznych, silniejszych ekonomicznie - zauważa Jędrzej Czerep.
Afryka przed wielką szansą. Może dziś wybierać w partnerach
Obecnie pozycja państw afrykańskich przy negocjacyjnym stole jest już jednak inna.
- Państwa afrykańskie nauczyły się już, że warto dywersyfikować swoich klientów - wskazuje dr Wojciech Tycholiz. - Europa przez wieki była obecna w Afryce, ale przez dominację Chin ta obecność nieco przygasła. Dziś, kiedy w globalnym łańcuchu dostaw występują zawirowania, a na linii Pekin-Waszyngton utrzymuje się podwyższone napięcie, Europa się budzi i wraca do wzmożonej aktywności dyplomatycznej. Pozycjonuje przy tym swoją ofertę w kontrze do Chin. Te ostatnie też stawiały na inwestycje infrastrukturalne w Afryce, ale w mniejszym stopniu przywiązywały wagę do zrównoważonego rozwoju.
- Teraz, kiedy mamy do czynienia z boomem na AI i półprzewodniki, państwa afrykańskie stoją przed wielką szansą - zauważa wykładowca UJ. - Mogą też rozgrywać jednych potencjalnych partnerów drugimi. Widać to na przykładzie rekonstrukcji Tazary, linii kolejowej biegnącej z Copperbeltu (Pas Miedzionośny - red.) w Zambii na wschód do Dar es Salaam w Tanzanii. Z kolei Europa i USA, także w formacie G7, finansują budowę korytarza Lobito na zachód. Sytuacja jest dla państw afrykańskich niewątpliwie lepsza niż 3-4 dekady temu, ale industrializacja tego kontynentu oparta na zielonych minerałach raczej się nie wydarzy. Przeszkodą są braki w kapitale ludzkim i niedostatecznie rozwinięty przemysł lekki i ciężki. Afrykańczycy mają problemy z utrzymaniem fabryk odzieży i obuwia, a co dopiero mówić o fabrykach paneli solarnych czy półprzewodników.
Co w obliczu tej skomplikowanej globalnej układanki może wyniknąć z trwającego szczytu UE-UA?
- We wszelkich ewentualnych porozumieniach kluczowe jest to, jaka część przychodów z wydobycia zostanie przekazana krajom afrykańskim - zwraca uwagę dr Tycholiz. - Może też uda się stworzyć jakiś nowy subsektor oparty o minerały krytyczne, który będzie działał efektywnie przez wiele lat, służąc jako poddostawca dla zachodnich firm. W końcowej deklaracji możemy też spodziewać się przyrzeczeń nowych inwestycji europejskich w Afryce.
Paradoksem jest to, że dziś to Europa "zaleca się" do Afryki, a ta ostatnia może, ale nie musi odpowiedzieć na jej wysiłki na rzecz zacieśnienia współpracy.
- Szczyt UE-Unia Afrykańska odbywa się co trzy lata i jego owocem zawsze jest deklaracja końcowa. Mogą się w niej znaleźć pewne dwustronne uzgodnienia - ale jeśli delegacja unijna napisze, że będzie realizować w Afryce projekty w dziedzinie infrastruktury, to wcale nie znaczy, że Afryka wybierze właśnie UE - zaznacza Jędrzej Czerep z PISM. - W stosunku do tego kontynentu trwa obecnie "ofensywa uroku" - szczyty poświęcone Afryce są organizowane w Chinach, Japonii, Turcji, Indiach, Rosji. Z punktu widzenia państw afrykańskich tego rodzaju imprez odbywa się na tyle dużo, że mają w czym wybierać.
Katarzyna Dybińska












