Glapiński: Czy w połowie 2021 r. ludzie ogryzali pod mostami łupiny ziemniaków?
Jak co miesiąc prezes NBP Adam Glapiński wystąpił ze swoim komentarzem podsumowującym decyzję RPP. W trakcie konferencji zastanawiał się, czy spadek płac realnych i wynikająca z niej narracja o panującej obecnie drożyźnie wpływała na dietę Polaków, która miałaby się składać jeszcze przed dwoma laty jedynie z łupin ziemniaków? Jednocześnie przewodniczący Rady wytłumaczył, że każde nadchodzące święta będą najdroższymi, co jest naturalnym cyklem ekonomicznym.
W trakcie konferencji prasowej podsumowującej decyzję Rady Polityki Pieniężnej o pozostawieniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie, przewodniczący gremium, Adam Glapiński, skomentował aktualną sytuację gospodarczą w Polsce.
Najważniejszym przesłaniem prezesa Narodowego Banku Polskiego było podkreślenie, że cykl podwyżek stóp procentowych, pomimo ośmiomiesięcznej pauzy, nie może być uznawany za definitywnie zakończony. Jednak poza tą informacją i podsumowaniem najważniejszych wskaźników ekonomicznych, Glapiński uciekł w kilka dygresji.
Podczas przedstawiania wykresu dotyczącego wartości płac realnych w gospodarce narodowej, prezes Glapiński wskazał, że tegoroczny spadek nie jest tak wysoki, jak przedstawiają to "niektórzy publicyści".
- U niektórych publicystów czy propagandystów, polityków pojawia się narracja, że teraz jest drożyzna. Że to jest sytuacja, że ludzie nie mogą już kupować tych najpotrzebniejszych rzeczy. Że może jeszcze ziemniaki, suchy chleb, a tak to to już nic - wskazywał prezes NBP.
- Te obniżone płace realne zeszły do poziomu z połowy 2021 roku. Czy w połowie 2021 roku to była jakaś straszna drożyzna i nędza i ludzie pod mostami ogryzali jakieś łupiny ziemniaków? Powtarzam, płace realne, to są średnie, ale zawsze można znaleźć osobę, u której jest gorzej i u której jest lepiej - dodał.
- Płace realne, teraz po spadku, są na poziomie połowy 2021 roku. A nie jak po drugiej wojnie światowej, na Syberii prawda, w ziemiance. A tak to w mediach można zobaczyć. [...] Jednocześnie, jak prognozowaliśmy wcześniej, od teraz, te płace realne będą rosły z powrotem - podsumował Glapiński.
- Demagogiczne jest też przedstawianie w mass mediach inflacji i cen na rynku, bez przedstawienia o ile wzrosło wynagrodzenie. To nagabywanie starszych pań i panów, którzy stoją nad straganem i pytanie ich, ile to w zeszłym roku kosztowało. Oczywiście kosztowało w zeszłym roku mniej. I z tego wyciągamy wnioski, że nie można tego kupić. Ale nigdy nie pada pytanie: ile pana emerytura czy wynagrodzenie wynosiły w zeszłym roku? - pytał Glapiński.
- Albo coroczne mówienie, co nigdy nie miało sensu, że święta w tym roku będą najdroższe. [...] Czy było kiedykolwiek jakieś święto, które byłoby tańsze niż w zeszłym roku? Inflacja, wzrost cen jest cały czas jakiś tam. Jedne procent, dwa i pół czy trzy jest cały czas. Ceny nominalnie cały czas rosną, więc nigdy nie było świąt tańszych. Nie sprawdzałem tego, ale to tak na zdrowy rozsądek - puentował przewodniczący RPP.
W trakcie swojej konferencji Adam Glapiński odniósł się także do założenia, że NBP "wydrukował pieniądze w trakcie pandemii", z czym prezes banku centralnego kategorycznie się nie zgadza i tłumaczy, skąd w Polsce biorą się pieniądze.
- Niektórzy mówili, że w pandemii nie należało pomagać przedsiębiorstwom, pozwalać, żeby upadały. Ponieważ te środki wydane w trakcie pandemii skutkował popytem, który napędził inflację. No to jest fajny argument. Powinien być on przez tych ludzi, przez te partie, środowiska, telewizje i tak dalej powtarzany podczas pandemii - wskazywał Glapiński.
- Teraz podnoszą się takie głosy, że za dużo wydano tych środków. Czy wydano za dużo, czy za mało, to nie mamy takich algorytmów, żeby to obliczyć. I to nie my wydawaliśmy. Bo to jest często wiązane z argumentem, że Narodowy Bank Polski jest winien inflacji, bo wydrukował za dużo pieniędzy w czasie pandemii wyrzuconych na rynek. I to wzmogło inflację - dodał.
- Jestem nauczycielem akademickim i przywykłem tłumaczyć studentom pewne rzeczy. [...] Narodowy Bank Polski nie drukuje pieniędzy w żadnym sensie. Ani w jakimś archaicznym, że drukuje banknoty [...]. My w ogóle nie stwarzamy dodatkowej podaży pieniędzy na rynek. Nie mamy takiej możliwości - wyjaśniał prezes banku centralnego.
- Jeszcze mógłbym wymienić cztery osoby publiczne, najwyższej rangi, które mówiły, że wyciągnęły z bankomatu nowe banknoty i to jest dowód, że NBP drukuje pieniądze. To jest tak dziecinne, że matka dziecku to powinna tłumaczyć, a nie ja z tego miejsca - tłumaczył.
Jednym z tematów poruszonych w trakcie konferencji były środki z Krajowego Planu Odbudowy. Polska oraz Węgry są jedynymi krajami w Unii, które nie doszły do porozumienia z Komisją Europejską w sprawie wypłaty środków, których celem było pobudzenie gospodarki po lockdownach wprowadzonych w trakcie walki z koronawirusem.
- Musimy pogodzić ze sobą wydatki na armię, teraz 3,5 procent (PKB - red.), kiedyś może 5 procent, z walką z inflacją i z szybkim tempem rozwoju gospodarczego. [...] Nie stanie na przeszkodzie temu ograniczenie środków europejskich. Znowu to ten temat Krajowego Planu Odbudowy - zresztą naszych środków. To jest temat podbijany wyłącznie z pobudek politycznych. Oczywiście każde euro nam się przyda, każde euro coś nam da. [...] Ale po pierwsze, środki rządowe, teraz uruchomione, w całości zastępują te, które by przyszły z KPO. Są prefinansowane z naszych krajowych środków. Jak otrzymamy te pieniądze z KPO to je zastąpią - wyjaśnił prezes NBP.
- Po drugie, że te środki z KPO to jest niewielkie wsparcie dla naszego wzrostu. Żebym nie został źle nie zrozumiany - ja tego wzrostu nie lekceważę. Każdy ułamek procenta jest dla nas bezcenny. Ale jak widzę w mass mediach, że jakiś zacietrzewiony reporter czy dziennikarz mówi, lub jak to się ludziom wmawia, że lepiej by nam się żyło, gdyby były środki z KPO, to mnie krew zalewa. Te środki KPO maksymalnie mogłyby zwiększyć tempo wzrostu o jakieś 0,3 procenta, czyli punktu procentowego mówiąc dokładniej - dodał.
- Ale oczywiście trzeba o nie walczyć zębami i pazurami. One nam się należą. Są używane bezprawnie przez Komisję Europejską w celach politycznych - podsumował Glapiński.
Przewodniczący RPP podkreślił, że obecnie nie ma przestrzeni do dyskusji o obniżkach stóp procentowych. Choć niektórzy członkowie rady wskazywali, że takie decyzje, jeżeli już, to mogłyby zapaść pod koniec 2023 r., kiedy inflacja konsumencka zgodnie z prognozami NBP zejdzie do jednocyfrowych poziomów, tak prezes Glapiński podkreślił, że cykl podwyżek nadal jest otwarty. Jednocześnie dodał, że decyzje RPP są decyzjami kolegialnymi i wymagają większości.
- Mają państwo wypowiedzi poszczególnych członków Rady. Mają oni mandat swobodnego wypowiadania się. [...] Moje zdanie będzie zawsze jednym z dziesięciu. Tak w skrócie pisze się, że Powell (szef Fed - amerykańskiego odpowiednika NBP - red.) coś tam decyduje, że Lagarde (szefowa Europejskiego Banku Centralnego - red.) coś tam decyduje, że Glapiński coś tam decyduje. W rzeczywistości to są ciała kolegialne. Mój głos jest jednym z dziesięciu - wyjaśnia przewodniczący Rady.
- Nie jest prawdą, że członkowie Rady patrzą na mnie i w podobny sposób chcą się zachowywać. [...] Byłem członkiem Rady. Różne są elementy, czasem nawet jest taki element intelektualnej przekory. Skoro przewodniczący ma takie jakieś zdanie, to ja będę miał może inne. [...] Ja mam za zadanie przedstawić stanowisko Rady po radzie. Co rada uważa. W uproszczeniu to nie znaczy, że ja tak uważam, tylko rada. A Rada uważa, że jest daleko przedwcześnie, aby rozpocząć rozmowę o obniżaniu stóp - przypomina Glapiński.
- Tak na prawdę liczy się decyzja Rady. Niektórzy członkowie nie wytrzymują nerwowo, że ich zdanie indywidualne się jakby nie liczy, tylko jest jednym z dziesięciu i czasami coś tam stanowczo mówią. Najgorzej jak o innych członkach rady. To jest niedopuszczalne - podsumowuje.