Ron Dailey, mieszkaniec okolic Denver pracujący w korporacji oferującej usługi outsourcingu w zakresie zasobów ludzkich, wystawia Donaldowi Trumpowi ocenę 8/10. 63-latek z którym rozmawiała dziennikarka Reutersa, głosował na obecnego prezydenta USA w listopadzie 2024.
Przyznaje, że kiedy wychodzi zjeść na mieście, jest "zszokowany" cenami w menu. "Śniadanie kosztuje 20 dolarów, niezależnie od tego, jakby na to nie spojrzeć" - mówi. Jak dodaje, "narastająca niepewność związana z cłami" podbija niektóre koszty. Zarazem mężczyzna podkreśla, że obserwuje spadki cen w wybranych kategoriach - jako przykład wskazuje benzynę.
"Prezydent nie ma magicznej różdżki" - mówi w rozmowie z agencją Reutera. Jego zdaniem cła Donalda Trumpa i deregulacja ostatecznie doprowadzą do obniżenia kosztów codziennego życia Amerykanów.
Inflacja spędza sen z powiek Republikanom. Czy zaszkodzi im w wyborach uzupełniających do Kongresu?
Ceny są tym, co zaprząta obecnie umysły amerykańskich wyborców - ale też polityków. W przyszłym roku odbędą się wybory uzupełniające do Kongresu. Republikanie są szczególnie zaniepokojeni, że utrzymujące się wysokie ceny mogą zaszkodzić ich wynikom i doprowadzić do tego, że stracą kontrolę nad Kongresem.
W swojej kampanii wyborczej Trump obiecywał, że zdusi inflację. W ostatnich tygodniach w swojej narracji prezydent albo bagatelizuje problemy z cenami, albo obwinia za nie swojego poprzednika Joe Bidena, albo obiecuje, że jego polityka gospodarcza w przyszłym roku wreszcie przyniesie oczekiwane efekty - zauważa Reuters.
Tymczasem stopa inflacji CPI w USA wzrosła do 3 proc. w ujęciu rok do roku we wrześniu 2025 r. (dane z amerykańskiej gospodarki spływają w ostatnich tygodniach z opóźnieniem, powodem jest shutdown administracji, który trwał niemal do połowy listopada). Rezerwa Federalna Stanów Zjednoczonych patrzy jednak na miarę bazowej inflacji core PCE, z wyłączeniem cen energii i żywności - ta wyniosła we wrześniu 2,8 proc., podczas gdy cel Fed to 2 proc.
Agencja Reutera co miesiąc, począwszy od lutego tego roku, przeprowadzała rozmowy z dwudziestoma wyborcami Donalda Trumpa z całego kraju. Każdorazowo byli oni proszeni o ocenę tego, jak dotkliwe są dla nich obecne ceny, jak również o ocenę podejścia administracji Trumpa do problemu inflacji. Reuters podaje, że ze wspomnianej grupy 20 osób sześć przyznało prezydentowi i jego najbliższym współpracownikom ocenę 5 lub niższą w dziesięciostopniowej skali - a tylko jedna przyznała ocenę wyższą niż 8.
Zarazem większość stwierdziła, że polityka Trumpa poprawi ich siłę nabywczą w perspektywie długoterminowej. Wskazywali też, że prezydent ma niewielką kontrolę nad tym, co dzieje się w kwestii inflacji produktów i usług, na które Amerykanie codziennie wydają pieniądze. Wyborcy Trumpa w przeważającej części za rosnące koszty utrzymania obwinili problemy strukturalne w gospodarce USA - oligopole, chciwość korporacji czy nadmierną podaż pieniądza.
Co boli wyborców Donalda Trumpa?
Ośmioro wyborców Trumpa w rozmowie z agencją Reutera wskazało na wzrost cen w lokalnych restauracjach i sklepach spożywczych, zwłaszcza cen mięsa i kawy. Kilka osób stwierdziło, że ceny żywności spadły, a 11 osób podkreśliło, że zauważają spadek cen benzyny w swojej okolicy.
Agencja przypomina, że blisko 75 proc. wyborców Trumpa, którzy wzięli udział w sondażu Reuters-Ipsos na początku grudnia, zadeklarowało aprobatę dla sposobu, w jaki prezydent radzi sobie z problemem kosztów utrzymania w USA - był to wynik o 10 pkt. proc. lepszy od listopadowego. Odsetek osób o takich poglądach dla wszystkich respondentów (bez względu na to, na kogo głosowali) wyniósł 30 proc.
Republikanie obawiają się jednak, że nastroje konsumentów mogą zaważyć na przyszłorocznych uzupełniających wyborach do Kongresu. To dlatego Donald Trump wyruszył w tym tygodniu w trasę, aby promować swoje działania na rzecz redukcji kosztów życia. Na pierwszym wiecu w Pensylwanii we wtorek mówił: "Nic nie liczy się dla mnie bardziej niż to, by Ameryka znów była przystępna cenowo". Chwalił się też doprowadzeniem do spadku cen benzyny i energii.
Reuters odnotowuje, że kilkoro spośród wyborców Trumpa biorących udział w comiesięcznej ankiecie wskazało, że prezydent zrobił zbyt mało, aby rozwiązać problem rosnących kosztów życia, a jego sztandarowy koncept - cła - zostały wdrożone w sposób niewłaściwy, co przyczyniło się do wzrostu cen dla amerykańskich konsumentów.
38-letnia Loretta Torres, matka trójki dzieci mieszkająca niedaleko Houston, przyznała Trumpowi ocenę 8, ale stwierdziła, że tegoroczne zakupy świąteczne były dla niej trudniejsze, ponieważ przez cła niektóre ceny wzrosły dwu- lub trzykrotnie. 67-letni Gerald Dunn, instruktor sztuk walki ze stanu Nowy Jork, ocenił Donalda Trumpa na 6 i zaapelował do jego administracji: "Nie wprowadzajcie ceł bez powodu. To szkodzi gospodarce, ponieważ niepewność rodzi niepokój".
Z kolei 64-letni pilot Terry Alberta z Michigan zauważył, że w Czarny Piątek Amerykanie wydali rekordową kwotę pieniędzy w internecie. Jego zdaniem, konsumenci mówią, że "cierpią" - ale najwyraźniej nie cierpią na tyle, by ograniczyć wydatki.












