Idą zmiany w 14. emeryturach. Coraz więcej osób będzie dostawać coraz mniej
Politycy po wyborach obiecują utrzymanie 13. i 14. emerytury, ale ostatecznie może się okazać, że z tych dwóch świadczeń realną wartość dla emerytów może mieć jedynie "trzynastka". Natomiast "czternastka" będzie wypłacana coraz mniejszej liczbie emerytów i w coraz niższej kwocie, bo ustawa o tym świadczeniu nie przewiduje waloryzacji progu dochodowego.
- 14. emerytura będzie powoli wygaszana - wyjaśnia w rozmowie z Radiem ZET dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego. Jak zauważa, zostało to wpisane w ustawę o "czternastce" uchwaloną przez Prawo i Sprawiedliwość, w której nie przewidziano waloryzacji progu dochodowego ustalonego na poziomie 2900 zł brutto.
Dlaczego jest to tak istotne? Otóż dochód emeryta - czyli emerytury wypłacane co miesiąc - będą z każdym rokiem coraz wyższe, bo one akurat podlegają corocznej waloryzacji, jako że państwo podwyższa je do aktualnej wartości pieniądza. W jaki sposób to się odbywa? ZUS przemnaża kwotę świadczeń emerytalnych i rentowych oraz podstawę ich wymiaru przez tak zwany wskaźnik waloryzacji. Ten wskaźnik z kolei to średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych (czyli nic innego, jak inflacja) w poprzednim roku kalendarzowym, zwiększony dodatkowo o co najmniej 20 procent realnego wzrostu wynagrodzeń w gospodarce.
To, co dobre z perspektywy regularnie pobieranej comiesięcznej emerytury, nie będzie więc dobre, jeśli chodzi o "załapanie się" na "czternastkę". Im więcej emerytów będzie przekraczało sztywny próg dochodowy 2900 zł brutto, tym więcej osób będzie otrzymywać 14. emeryturę w mniejszym wymiarze, tzn. zredukowane na zasadzie "złotówka za złotówkę" (w uproszczeniu - zasada ta polega na pomniejszeniu wypłaty o tyle, o ile przekroczyliśmy próg 2900 zł brutto). Będzie też przybywać osób, których comiesięczne świadczenie będzie na tyle wysokie, że "czternastki" nie dostaną w ogóle. Przypomnijmy w tym miejscu, że minimalna kwota wypłaty została w przypadku "czternastki" ustalona na 50 zł brutto.
Już w tym roku przeciętne świadczenie emerytalne wzrosło do około 3500 zł brutto, a w 2024 r. może być nawet o 400 zł brutto wyższe. W tej sytuacji dr Antoni Kolek tak mówi w rozmowie z Radiem ZET o 14. emeryturze: "Za chwilę to będzie świadczenie głównie dla kobiet o niskich emeryturach". To one bowiem będą się bez problemu kwalifikować do wypłaty "czternastki" - przypomnijmy, że emerytury kobiet w Polsce są niższe niż świadczenia mężczyzn, bo kobiety wcześniej przechodzą na emeryturę, ich prognozowana długość życia jest większa, uskładały mniejszy kapitał w ciągu lat pracy (np. dlatego, że przez część swojego życia były na urlopach wychowawczych) czy w trakcie aktywności zawodowej zarabiały mniej.
Szef Instytutu Emerytalnego zauważa przy okazji w wypowiedzi dla Radia Zet, że nie ma możliwości, żeby państwo nie wypłaciło 13. i 14. emerytury, bo to reguluje ustawa. - "Trzynastki" i "czternastki" będą, to nie podlega żadnej dyskusji - podkreśla.
Na otarcie łez - 13. emerytura w 2024 roku będzie znacząco wyższa. To akurat świadczenie wypłacane jest w wysokości emerytury minimalnej. Na skutek wspomnianej waloryzacji (którą w 2024 r. zaplanowano na 12,3 proc.) kwota emerytury minimalnej wzrośnie do ok. 1783 zł brutto z obecnych ok. 1588 zł brutto.
Od "trzynastki" nie płaci się podatku dochodowego, natomiast jest pobierana składka zdrowotna. Antoni Kolek zauważa w tym kontekście, że jeśli nowy rząd dotychczasowych partii opozycyjnych spełni obietnicę Koalicji Obywatelskiej o podniesieniu kwoty wolnej do 60 000 zł, to w większości przypadków "trzynastka" nie zostanie pomniejszona.
A skoro o obietnicach mowa - dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego mówi w rozmowie z Interią Biznes, że warto wreszcie uporządkować wszystko, co dotyczy systemu emerytalnego w Polsce.
- Trzeba jeszcze raz zebrać wszystko, co dotyczy kwestii emerytur, przemyśleć to i zastanowić się nad całokształtem w kontekście tego, jak wygląda system - mówi ekonomistka, zauważając, że liczne reformy wprowadziły nierównomierne obciążenia dla emerytów. Przypomina w tym kontekście zapisy, w myśl których od emerytury pobierana jest składka na ubezpieczenie zdrowotne w wysokości 9 proc. oraz podatek dochodowy od osób fizycznych w wysokości 12 proc. (w tym drugim przypadku tylko od nadwyżki powyżej kwoty 2500 zł brutto miesięcznie świadczenia emerytalnego).
- Różne ugrupowania mają różne propozycje - trzeba więc zebrać te propozycje przyszłych partii koalicyjnych i wygenerować z tego coś sensownego; rozwiązanie, które będzie efektywne dla obu stron, nie tylko dla emerytów, ale też dla systemu emerytalnego w Polsce - mówi dr Starczewska-Krzysztoszek.
Tydzień temu poseł elekt Andrzej Domański, ekonomista i współtwórca gospodarczego programu Platformy Obywatelskiej, zapewniał radiosłuchaczy, że "pieniądze na programy społeczne są i będą". - Nie ma żadnego odejścia od świadczeń 800 plus, 13. i 14. emerytury. Mówiliśmy wielokrotnie, że nic, co dane, nie zostanie zabrane - mówił. Stanowisko takie było wielokrotnie wygłaszane także przez innych polityków Koalicji Obywatelskiej, zarówno przed wyborami parlamentarnymi, jak i po.
Lewica co do zasady jest "przeciwko odbieraniu wszelkich zdobyczy społecznych, które dzisiaj pracują w Polsce" - mówił Polskiej Agencji Prasowej wiceprzewodniczący Nowej Lewicy Krzysztof Gawkowski, Jednak już pytany o 14. emeryturę powiedział: - Bardziej podoba mi się system waloryzacji emerytur dwa razy do roku niż 14. emerytura. Dlatego, że waloryzacja dwa razy do roku da więcej niż 14. emerytura.
Polskie Stronnictwo Ludowe, współtworzące Trzecią Drogę wraz z Polską 2050 Szymona Hołowni, w swoim programie ma emeryturę bez podatku. I właśnie do tego odniósł się lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, zapytany po wyborach w Radiu Zet, czy nowy rząd dotychczasowej opozycji zlikwiduje 13.i 14. emeryturę. - To (emerytura bez podatku - red.) jest dla PSL bardzo ważny projekt. I to jest tak, jakby była 13., 14., 15. a może nawet 16. emerytura - dyplomatycznie odpowiedział Kosiniak-Kamysz. Być może dlatego, że jego polityczny sojusznik Szymon Hołownia wielokrotnie w trakcie kampanii wyborczej powtarzał hasło "koniec z rozdawnictwem".