Inwestorzy nie zawierzyli Bankowi Japonii. Jen najsłabszy od przeszło trzech dekad
Japońska waluta straciła względem amerykańskiej, osiągając w szczycie osłabienia poziom 151,97 jenów za dolara. Taka wycena była najniższą od blisko 34 lat. W ciągu dnia przedstawiciele tamtejszego banku centralnego oraz ministerstwa finansów zapowiedzieli, że nie wykluczają interwencji na rynku walutowym, która ma zatrzymać dalszą przecenę jena.
Jen w stosunku do dolara nie był tak tani od 1990 r. - zauważa agencja Reutera. W środę bowiem amerykańska waluta na tle japońskiej umocniła się do 151,97 jenów, przebijając tym samym ostanie minimum z października 2022 r., tj. 151,94 jenów. Wtedy tamtejsze władze monetarne interweniowały, skupując japońskie aktywa.
Takiego scenariusza nie wykluczali również przy okazji najświeższej przeceny jena. Zarówno przedstawiciel Banku Japonii, jak i tamtejszy minister finansów zwołali konferencje prasowe, na których podkreślali, że chcąc przeciwdziałać negatywnemu wpływowi na gospodarkę są gotowi do działania. Patrząc jednocześnie na dalszy rozwój wypadków można wywnioskować, że władze monetarne i rządowe na taki ruch już się zdecydowały.
W dalszej części dnia jen zaczął się umacniać. Jednak trudno tu mówić o imponujących skokach, ponieważ ok. godz. 15 czasu polskiego, czyli po dziesięciu godzinach od opisywanych wydarzeń, jeden dolar amerykański kosztował 151,33 jenów.
Zamieszanie na kursie japońskiej waluty wynika z ostatniej decyzji tamtejszego banku centralnego. Bank Japonii postanowił pierwszy raz od 17 lat na podwyżkę stóp procentowych, które obecnie mieszczą się w przedziale między 0 a 0,10 proc.
Taki koszt pieniądza i tak wydaję się być niewielkim, jeżeli spojrzy się na ostatnie ruchy czołowych banków centralnych na świecie. Dość powiedzieć, że w USA System Rezerwy Federalnej utrzymuje stopy procentowe na najwyższym od 23 lat poziomie (5,25 a 5,50 proc.), a Europejski Bank Centralny na najwyższym w historii - 4,50 procent.
Przypadek Japonii jest jednak inny, ponieważ kraj ten mierzył się przez wiele lat z deflacją, czyli spadkiem cen, co było skutkiem stagnacji gospodarki. Dlatego też Bank Japonii zdecydował się w 2016 r. na wprowadzenie ujemnych stóp procentowych. Te do połowy marca przez blisko 8 lat wynosiły -0,10 proc.
Ujemne stopy procentowe wymuszają na bankach komercyjnych zapłatę od środków trzymanych jako depozyt. W dużym uproszczeniu motywuje to sektor finansowy do większego rozmachu przy udzielaniu kredytów, co wpływa na liczniejsze inwestycje wśród firm i większe wydatki konsumentów. W teorii więc daje to paliwa rozwoju gospodarczemu.
Jednak drugą stroną medalu jest duże ryzyko, że deflacja przemieni się w problem z inflacją, czyli zbyt szybkim tempem wzrostu cen. W zależności od gospodarki inflacja jest czymś dobrym, ale jak nie przekracza ustalonego przez władze pieniężne poziomu. W Japonii jest to 2 proc., a dla przykładu w Polsce przedział od 1,5 do 3,5 proc. Różnica wynika z większej tolerancji do dynamiki wzrostu cen, która dotyczy najczęściej gospodarek rozwijających się, takich jak nasza.
Wracając jednak do Japonii, to ostatnia decyzja o podwyżce stóp procentowych zmieniła więc diametralnie kurs prowadzenia polityki pieniężnej. Kraj ten porzucił taktykę tanich kredytów, ponieważ inflacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Najwyższy odczyt miał miejsce w styczniu 2023 r., kiedy to dynamika w relacji rocznej wyniosłą 4,3 proc., a już po roku wyhamowała do 2,8 proc., czyli dalej była wyższa od celu Banku Japonii.