Jesteśmy liderem branży dzięki panelom na dachach. Ale mocno zwalniamy
Polska jest jednym z europejskich liderów branży fotowoltaicznej. To efekt między innymi tego, że ostatnie lata były okresem dynamicznego rozwoju mikroinstalacji słonecznych. Chodzi o panele fotowoltaiczne, które coraz więcej z nas montuje na dachach swoich domów. Ale chociaż instalacji przybywa, to w wolniejszym tempie. Wszystko przez mniej korzystny sposób rozliczeń.
Polska jest jednym z liderów branży fotowoltaicznej w Europie - zwraca uwagę Polski Instytut Ekonomiczny (PIE). Według szacunków think tanku Bruegel, polska branża fotowoltaiczna była druga co do wielkości na kontynencie (po Niemczech) - podaje PIE. Polskie możliwości produkcji paneli fotowoltaicznych, szacowane na 1,4 GW, były lokowane na czwartej pozycji w UE (po Niemczech, Francji i Włoszech). W 2022 roku odpowiadaliśmy za ok. 8 proc. unijnej produkcji. Zatrudnienie w sektorze wynosiło 147 tys. osób. Stanowiło to prawie jedną czwartą (23 proc.) wszystkich oferowanych miejsc pracy w tej branży na terenie UE.
Taki rozwój branży jest w dużej mierze efektem popularności mikroinstalacji słonecznych - wskazują analitycy instytutu. Na koniec 2023 roku w Polsce było ok. 1,4 mln mikroinstalacji energetycznych. Spośród nich aż 99 proc. stanowiła właśnie fotowoltaika. Mikroinstalacji biogazowych, biomasowych, wiatrowych i wodnych było łącznie jedynie kilkaset.
Łączna moc zainstalowana mikroinstalacji fotowoltaicznych (PV) wyniosła 11,3 GW. Łączna produkcja energii elektrycznej z tych instalacji w 2023 roku przekroczyła 7,3 TWh - podaje PIE. Dla porównania - cała krajowa produkcja energii wyniosła 163,6 TWh, z czego z odnawialnych źródeł 35 TWh. To oznacza, że mikroinstalacje odpowiadały za mniej więcej jedną piątą całej produkcji prądu z OZE i blisko 4,5 proc. całej krajowej produkcji energii elektrycznej.
Ostatnie kilka lat było okresem dynamicznego wzrostu popularności paneli słonecznych. Moc zainstalowana z przydomowej fotowoltaiki wzrosła w latach 2019-2023 mniej więcej 33-krotnie, a a liczba mikroinstalacji przyłączonych przez Operatorów Systemów Dystrybucyjnych od początku 2019 roku do końca stycznia 2024 roku wzrosła o 2493 procent.
Ale w zeszłym roku tempo, w jakim przybywa na polskich dachach paneli słonecznych, zaczęło zwalniać. Rok do roku było trzykrotnie niższe - zwraca uwagę PIE. Obniżyło się z około 41 proc. w 2022 roku do 15 proc w 2023 roku. Czterokrotnie spadło tempo wzrostu ilości energii wprowadzanej do sieci z takich instalacji - z około 109 proc. w 2022 roku do 27 proc. w roku ubiegłym.
"Może to wynikać z powolnego nasycania się rynku. W 2022 roku, według danych Polenergii, już 14 proc. domów jednorodzinnych w Polsce posiadało instalację fotowoltaiczną" - zauważają analitycy polskiego think tanku. Ale istotny wpływ miały też zmiany systemu rozliczeń prosumentów - dodają. Chodzi o przejście w 2022 roku z tzw. systemu net-metering na net-billing.
Przypomnijmy, że system net-metering polegał na tym, że za określoną ilość energii wytworzonej z fotowoltaiki i wprowadzonej do sieci można było bezpłatnie skorzystać z określonej ilości energii dostarczonej przez sprzedawcę. Nie miało znaczenia, kiedy produkowana, a kiedy zużywana była energia.
W systemie net-billing - za pomocą którego rozliczają się osoby, które teraz instalują fotowoltaikę - ma to już znaczenie. Zakłada on odrębne rozliczenie wartości (a nie, jak wcześniej - ilości) energii elektrycznej wprowadzonej do sieci elektroenergetycznej i energii elektrycznej pobranej z tej sieci. Rozliczenie opiera się o cenę giełdową, która się co godzinę zmienia. To w zamyśle ma zachęcać właścicieli fotowoltaiki do większej autokonsumpcji energii, czyli zużywania na bieżąco produkowanej energii. Z tym, że nie zawsze jest to możliwe. Dlatego nowy okazał się dla wielu osób mniej korzystny, jeśli chodzi o możliwość obniżenia rachunków, a dla osób myślących o inwestycji w fotowoltaikę - mniej zachęcający.
Zmianę, jeśli chodzi o rozliczenia fotowoltaiki, obiecywała w kampanii Koalicja Obywatelska. Jednym ze "stu konkreków" miało być "przywrócenie korzystnych zasad rozliczania produkowanej energii dla prosumentów", które miało oznaczać "niższe rachunki za prąd dla inwestujących w fotowoltaikę". Jest to jedna ze stu obietnic, której nie udało się w terminie zrealizować. Na stronie Koalicji Obywatelskiej czytamy natomiast, że projekt jest "w realizacji". "Ministerstwo Klimatu i Środowiska opracowało projekt przepisów modyfikujących system rozliczeń net-billing. Trwają konsultacje sektorowe i wewnątrzresortowe" - podano.
Rzeczywiście, jak opisywaliśmy niedawno w Interii, minister Paulina Hennig-Kloska potwierdziła w marcu, że resort pracuje nad zmianami. Ale o prostym przywróceniu zasad, które skłoniły setki tysięcy Polaków do instalacji paneli nie ma już mowy. - Zmieniło się prawodawstwo unijne i na pewno powrót do starych zasad nie jest możliwy - stwierdziła szefowa resortu klimatu i środowiska.
Wiadomo za to, że ministerstwo chce wspierać rozwój przydomowych magazynów energii. Przedstawiciele resortu podkreślali to, odpowiadając niedawno w Sejmie na pytania posłów dotyczące programów "Mój prąd" i "Czyste powietrze". - Magazyny energii są bardzo drogie, a dotychczasowe dopłaty nie były wystarczającą zachętą do ich instalacji. Będziemy chcieli stworzyć dodatkową zachętę i pracujemy nad tym - podała Paulina Hennig-Kloska.
Magazyn energii poprawia opłacalność systemu net-billing. Dzięki niemy produkowanej energii nie trzeba zużywać na bieżąco, tylko można ją zachować na później. A więc np. gdy panele produkują prąd w dzień, kiedy jesteśmy w pracy, energia trafia do magazynu, a my możemy zużyć ją wieczorem, gdy już wróciliśmy do domu, a panele przestały pracować.
Prace nad wsparciem dla osób, które chciałyby postawić przy domu magazyn energii, trwają przy okazji prac nad kolejnymi edycjami "Mojego prądu" i "Czystego powietrza". Zgodnie z ustaleniami dziennika "Rzeczpospolita", szczegóły mamy poznać już w tym miesiącu.
Martyna Maciuch