Koalicja uderza w A. Glapińskiego. "Błędny i dość ryzykowny zarzut"
Wniosek o postawienie prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu "wyciekł" do mediów - a wraz z nim argumenty, które obóz rządzący chce wykorzystać, by rozliczyć szefa banku centralnego. Na plan pierwszy w komentarzach ekspertów wysuwają się wątpliwości dotyczące "sądzenia" Adama Glapińskiego za użycie w czasie pandemii instrumentu, który znajduje się w arsenale banków centralnych - skupu obligacji skarbowych.
Przypomnijmy pokrótce, że dziennikarz TVN24 Konrad Piasecki udostępnił w mediach społecznościowych zdjęcia wniosku o postawienie prezesa NBP przed Trybunałem Stanu. Obecnie pod dokumentem zbierane są podpisy posłów - potrzeba ich co najmniej 115, by możliwe było dalsze jego procedowanie. Ze zdjęć wniosku wynika, że obóz rządzący sformułował osiem głównych zarzutów wobec prezesa Glapińskiego. Są to:
- skup obligacji skarbowych przez NBP i finansowanie w ten sposób deficytu budżetowego,
- realizowanie skupu obligacji bez upoważnienia Rady Polityki Pieniężnej (RPP),
- interwencje walutowe bez upoważnienia zarządu NBP, w tym w celu obniżenia wartości polskiej waluty,
- prowadzenie działań sprzecznych z ustalonymi celami polityki pieniężnej, w tym obniżenie stóp procentowych "bezpośrednio związane z kampanią wyborczą" w 2023 roku,
- utrudnianie wykonywania niektórym członkom RPP i zarządu NBP wykonywania obowiązków,
- brak współdziałania z ministrem finansów przy opracowywaniu planów finansowych państwa,
- wypłacanie sobie premii w sposób niezgodny z przepisami ustaw,
- zaangażowanie w agitację polityczną po stronie PiS.
O ocenę tych zarzutów zapytaliśmy ekonomistów. Nasi rozmówcy zwracają przede wszystkim uwagę na dyskusyjność rozliczania szefa banku centralnego z użycia w czasie pandemii instrumentu, który znajduje się w zasobie środków do dyspozycji każdego banku centralnego. Mowa o poruszonym w pkt 1. skupie obligacji skarbowych przez NBP w ramach operacji otwartego rynku.
- Najgłupszy zarzut to ten pierwszy, dotyczący QE (quantitative easing, czyli luzowanie ilościowe, polegające właśnie na skupie obligacji skarbowych - red.). Prezesi wszystkich głównych banków centralnych powinni zostać postawieni przed Trybunałem Stanu. Konstytucja mówi, że budżet państwa nie może przewidywać finansowania z udziałem NBP. Nie mówi nic na temat, że NBP nie może skupować obligacji Skarbu Państwa - mówi Interii Biznes osoba znająca kulisy rozmów z tamtego okresu o uruchomieniu QE i rozpoczęciu przez NBP skupu obligacji skarbowych.
- Nigdy nie było porozumień miedzy rządem, Ministerstwem Finansów, NBP czy Bankiem Gospodarstwa Krajowego, że NBP będzie skupować te papiery skarbowe. Mieliśmy nawet problemy z NBP, żeby oni zaczęli działać, interweniować - dodaje rozmówca naszego serwisu. Jak przypomina, trwał wtedy kryzys makroekonomiczny, rynek był kompletnie rozregulowany, z towarzystw funduszy inwestycyjnych były negatywne odpływy kapitału, traciły one płynność; w bankach też płynność była zagrożona. - Tak więc to, że oni (NBP - red.) podjęli, tak jak inne banki centralne, działania, żeby wpuścić trochę tej płynności na rynek, było uzasadnione - ocenia.
- Polskie QE prowadzone było w ramach operacji otwartego rynku, czyli czegoś, co NBP ma w standardowym zakresie swoich instrumentów. Wtedy, na początku pandemii, rozszerzony został katalog papierów skarbowych, które mogły być skupowane. Zmienili tę formułę; dokładnie tak samo, jak to robił to Europejski Bank Centralny, Bank Anglii, czy amerykański Fed. Rząd nie miał na to wpływu żadnego, ile skupią (obligacji - red.) i czy skupią - wyjaśnia rozmówca Interii Biznes.
- Obligacje sprzedawane były na rynku, a nie do NBP. Rząd nie miał żadnego wpływu, ile tych obligacji zostanie sprzedane - dodaje. I podkreśla, że zarzut opisany w pkt 1. wniosku jest błędny i dość ryzykowny, ostrzegając:
W podobnym tonie wypowiada się w rozmowie z naszym serwisem chcący również zachować anonimowość ekonomista jednego z czołowych polskich banków.
- Spośród zarzutów we wniosku, moje wątpliwości najbardziej chyba wzbudza skup obligacji skarbowych przez NBP w czasie pandemii. To była specjalna okoliczność; działo się to jak gdyby w takim trybie awaryjnym. Nie byłoby dobrze, gdyby ściganie prezesa NBP za tego typu aktywność powodowało, że jeśli w przyszłości spotkają nas tego typu kryzysy, bank centralny nie będzie chciał już angażować się w tego typu działania ratunkowe dla gospodarki.
- To zresztą była jedna z bardziej pozytywnych lekcji wyciągniętych z poprzednich kryzysów: że lepiej zrobić za dużo, a uniknąć negatywnych scenariuszy. Wcześniej, w poprzednich kryzysach, robiono za mało i za późno - zauważa ekonomista.
Jak jednak dodaje, "być może chodzi tutaj o niuanse". - Przedmiotem dochodzenia może być nie tyle to, że skup obligacji skarbowych rozpoczął się w trybie największego kryzysu, ale że był kontynuowany długo potem, także kiedy stan największego zagrożenia związanego z pandemią ustąpił, i niekoniecznie na cele związane z niwelowaniem skutków pandemii. Ważne jednak, by rozpatrując tę sprawę, nie wylać dziecka z kąpielą.
O skupie obligacji w ramach działań interwencyjnych NBP po wybuchu pandemii mówił też w wywiadzie dla naszego serwisu Rafał Sura, były członek RPP, a obecnie członek zarządu NBP. - Celem skupu aktywów w ramach strukturalnych operacji otwartego rynku było stabilizowanie rynku obligacji i dawanie płynności rynkom finansowym. Wówczas byliśmy w bardzo głębokim szoku, zarówno jeśli chodzi o stronę podażową jak i popytową na skutek pandemii koronawirusa. Nie byliśmy pod tym względem samotną wyspą - w podobnej sytuacji była gospodarka europejska i światowa. To instrumentarium, które zastosowaliśmy, było bardzo szeroko stosowane przez Europejski Bank Centralny, Rezerwę Federalną, Bank Anglii, de facto wszystkie wiodące banki na świecie z tego typu rozwiązań korzystały. Tego rodzaju operacje przeprowadziło blisko 40 różnych banków centralnych.
Rafał Sura podkreślał, że na tego typu działanie NBP pozwala "Konstytucja, ustawa o NBP i art. 123 ust. 2 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej". - Zatem formułowanie zarzutu naruszenia art. 220 ust. 2 Konstytucji jest kompletnie chybionym zabiegiem i śmiem twierdzić, że wynika z niezrozumienia tego konkretnego przepisu ustawy zasadniczej - dowodził.
W tym miejscu warto przypomnieć, że Donald Tusk, jeszcze jako kandydat ugrupowań koalicyjnych na premiera w grudniu 2023 r. mówił: - Prezes NBP nie stanie przed Trybunałem Stanu za taką czy inną politykę pieniężną. Mógł robić błędy; robił, ale to nie może być przedmiotem sprawy przed TS.
Rozmówca Interii Biznes znający kulisy rozmów ws. działań interwencyjnych NBP w 2020 r. odniósł się także do pkt 4. wniosku, w którym pojawia się zarzut dotyczący obniżki stóp procentowych przez NBP w 2023 r. - To jest bardzo ryzykowne - wskazuje i ostrzega przed naruszaniem niezależności banku centralnego.
- Akurat jeśli chodzi o politykę stóp procentowych - prezes NBP popełnił jeden błąd; w pandemii niepotrzebnie wykonał ostatni ruch obniżania stóp i trochę za wolno się podnosili w RPP z powrotem - mówi. Przypomina jednak, że NBP jako jeden z pierwszych banków zaczął podnosić stopy procentowe, nie przestrzelił z ich poziomem, a obniżając - nie zszedł zbyt nisko. - Krytycznych błędów nie widzę - podsumowuje swoje rozważania na temat sposobu prowadzenia polityki monetarnej przez NBP pod wodzą Glapińskiego.
Nasz rozmówca odniósł się też do zarzutu upolitycznienia działań NBP i samego prezesa banku centralnego. - Adam Glapiński popełnił wiele błędów, głównie komunikacyjnych i personalnych, bo może takie osoby jak Jarosław Kurski nie są idealnymi przedstawicielami w instytucjach międzynarodowych (przypomnijmy, że prezes NBP wskazał J. Kurskiego do pracy w Banku Światowym - red.). Trochę to upolitycznienie jest faktem i dyskusja nad tym jest "fair" - zauważył.
Zastrzegający sobie anonimowość ekonomista, z którym rozmawialiśmy, dodaje: - Jeśli chodzi o zarzut, że prezes NBP prowadził politykę pieniężną zaangażowaną politycznie, to mi wydaje się, że tak było i chyba wszyscy to czuliśmy. Z tego może faktycznie warto go rozliczyć, by następni prezesi nie przyjmowali takich postaw - pytanie, czy to się da zrobić.
- Pozostaje pytanie, czy nie zaszkodzimy w ten sposób wiarygodności Polski w oczach rynków, bo to był argument podnoszony przez zarząd NBP swego czasu, m.in. przez pierwszą wiceprezes (Martę Kightley - red.). Czy inwestorzy się wystraszą? Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że nie - wśród inwestorów panuje raczej przekonanie, że gorszego prezesa NBP nie będzie, i jeśli będzie zmiana, to będzie to zmiana na lepsze. Jeśli ma być to porządnie przeprocesowany wniosek, a nie igrzyska (bo oczywiście dużo jest w tym polityki), to - jeśli prezes jest niezależny, to się obroni, a jeśli nie, to może dobrze, że zostanie to wszystko wyjaśnione. Osobną sprawą pozostaje kwestia, na ile te osiem punktów od strony prawniczej jest solidnie skonstruowanych, ale o tym będą już rozstrzygać instytucje prawne - konkluduje.
O ocenę każdego z punktów wniosku o Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego pokusił się natomiast w serwisie X prezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych Sławomir Dudek (odpowiadając na podobny wpis dziennikarza Rafała Hirscha). Jego ocena każdego z argumentów obozu rządzącego przedstawia się następująco (cytaty):
- 1 - aspekt formalny wymaga wnikliwego sprawdzenia, aspekt ekonomiczny to inna sprawa;
- 2 - bardzo prawdopodobne naruszenie, wymaga wnikliwego sprawdzenia;
- 3 - bardzo prawdopodobne naruszenie, wymaga wnikliwego sprawdzenia;
- 4 - kardynalny błąd, naruszenie celu, wymaga wnikliwego sprawdzenia;
- 5 - bardzo prawdopodobne naruszenie, wymaga wnikliwego sprawdzenia;
- 6 - łatwe do udowodnienia, poważne, wymaga wnikliwego sprawdzenia;
- 7 - do sprawdzenia;
- 8 - wszyscy widzieliśmy na własne oczy
"Nie można akceptować niszczenia reputacji banku centralnego, nie można akceptować niszczenia instytucji" - dodał ekonomista. "Dla dobra przyszłości, wzmocnienia instytucji, te naruszenia muszą być wnikliwie zbadane przez Komisję Odpowiedzialności Konstytucyjnej."