Rafał Woś: Takie będą konsekwencje demolki PKP Cargo i Poczty Polskiej
Patrząc na trwający dziś proces wygaszania kluczowych polskich przedsiębiorstw państwowych warto zadać sobie pytanie o to, co wejdzie w pozostawione przez nich miejsce na rynku? I dlaczego znów zarobi na tym albo zagraniczna konkurencja albo najbardziej cwani gracze indywidualni. Ale niestety, na pewno nie my wszyscy.
Bez aktywnej roli przedsiębiorstw państwowych nie byłoby "polskiego cudu gospodarczego" minionej dekady. A Polska nie miałaby piątego na świecie poziomu wzrostu gospodarczego osiągniętego w latach, gdy inni dreptali w miejscu lub wręcz się kurczyli. Niestety najnowsze poczynania nowej władzy wobec Poczty Polskiej albo PKP Cargo są zwiastunem, że tamten sprawdzony w boju model polskiej rozwoju wylatuje właśnie na śmietnik. Trochę po cichu i całkiem poza radarem opinii publicznej.
Gdy zwalniają ludzi to zawsze znaczy, że nie jest dobrze. Jeszcze gorzej jest, gdy zwalnia się ich grupowo. Ale zdecydowanie najgorzej mamy wówczas, kiedy w buty wielkiego zwalniacza wchodzi państwo. A tak jest niestety dziś, gdy Poczta Polska chce się pozbyć nawet 9 tysięcy ludzi. A PKP Cargo zamierza zlikwidować nawet 4 tysiące miejsc pracy, czyli ok. 30 proc. całej swojej załogi.
Oczywiście, że każdy zwalniający komunikuje swoje plany jako "konieczność". Czasem dodaje jeszcze, że jest to "szansa" i w zasadzie "prezent" dla restrukturyzowanego przedsiębiorstwa. Ale wszyscy (lub prawie wszyscy) jesteśmy dorośli i wiemy, że słowa są tanie. Życie zaś uczy nas, by analizować je w kontekście. I jaki jest kontekst, z którym mamy do czynienia tutaj?
Zacznijmy od posunięć nowego właściciela, czyli "uśmiechniętej koalicji" rządowej, która przejęła władzę po ostatnich wyborach. Oto ta nowa władza wysłała do wspomnianych spółek nowych dyrektorów. Mogli wysłać ludzi różnych. Ale wysłali kierowników bardzo konkretnych. To znaczy takich, którzy - mówiąc delikatnie - nie kojarzą się ani z ambitnymi planami rozwoju zarządzanych przez siebie przedsięwzięć. Ani z żadnym społecznym dialogiem. Nie wierzycie?
To spójrzcie na pełniącego obowiązki prezesa PKP Cargo Macieja Wojewódkę. Jego znakiem rozpoznawczym jest... zwalnianie ludzi. I to nawet nie żadna tajemnica. On mówi o tym sam. Otwarcie. On jest z tego dumny. Jak ostatnio, gdy media obiegła informacja, że Wojewódka ma być gwiazdą konferencji zatytułowanej "Zwalnianie pracowników". Sam tymczasowy szef największego polskiego przewoźnika towarowego nie widzi w tym problemu. "To szukanie sensacji. Zajmuję się tym od 25 lat" - odparł, gdy spytano go o komentarz.
Na tle Wojewódki prezes Poczty Polskiej Sebastian Mikosz wygląda tylko trochę "słabiej". Ale i on dał się zapamiętać ze swoich poprzednich menadżerskich wcieleń (dwukrotnie prezes LOTu) jako wyspecjalizowany "restrukturyzator" niespecjalnie oglądający się ani na dialog społeczny ani na prawo pracy czy układy zbiorowe. Zastanówcie się w tym kontekście nad intencjami mocodawców Wojewódki i Mikosza?
Czy można zakładać, że interesuje ich rozwój przedsiębiorstw? Czy spodziewać się mamy po nich dalekosiężnych planów, wizji i ekspansji? Możemy tak sobie to tłumaczyć. Tylko to trochę tak, jakby przekonywać samego siebie, że jak jedną ręką rozlewamy benzynę z kanistra, a drugą odpalamy zapalniczkę, to jeszcze przecież nie czyni nas piromanami.
W obu przypadkach nowe miotły nawet nie próbują przekonywać nikogo do swoich racji. Związkowców powyrzucali (z resztą wbrew prawu), a dialog społeczny uprawiali tak chętnie, że pracownicy jednemu z nich nadali pieszczotliwą ksywkę "dyktatorek". Generalnie jadą na tym, że media antyPiSowskie obchodzą się z nimi jak z jajkiem, bo przecież to "nasi, co sprzątają po PiSiorach". I tak to się kręci. Wchodzą więc "z buta" i szukają cięć. A najłatwiej tnie się oczywiście na ludziach.
Przy okazji mamy spektakularny powrót najbardziej prostackiego argumentu, że przecież, jak jest dziura w budżecie domowym to trzeba ją załatać. Tak samo tutaj. Strata albo słabe wyniki PKP Cargo lub Poczty są zdaniem wysłanych przez nową władzę menadżerów dowodem na to, że trzeba ciąć do kości.
Tylko, że to nie jest prawda. Mamy rok 2024, a nie 1992, ani nawet nie 2013. Dobrze wiemy - i wie to cały ekonomiczny świat od Waszyngtonu po Brukselę (Warszawa też jakoś wiedziała w minionych latach), że państwo tym się różni od gospodarstwa domowego, że ma dużo większe możliwości i obowiązki. Możliwości polegają na finansowaniu - zasadniczo większe niż ja, wy czy każdy inny podmiot prywatny.
Ale w tym wypadku ważniejsze nawet są te obowiązki. Czyli wypełnianie celów, które mają przed sobą przedsiębiorstwa państwowe. Zwłaszcza gdy są to cele o znaczeniu strategicznym. Pokażmy to na przykładzie PKP Cargo.
Jedną z przyczyn tego, że firma jest dziś pod kreską jest słynna "decyzja węglowa" rządu Morawieckiego polegająca na tym, że przewoźnik został w czasie kryzysu energetycznego (wybuch wojny na wschodzie) zobowiązany do priorytetowego przewiezienia węgla celem budowy koniecznej rezerwy strategicznej. Teraz zaś nowy rząd nie zamierza tego honorować. Stawiając firmę w sytuacji, gdy ktoś nie płaci gigantycznej faktury za zamówioną usługę.
Dlaczego nowa władza się tak zachowuje? Możemy tylko gdybać. Mszczą się na poprzednikach? Chcą tanim kosztem zbić parę punktów u swoich ultrasów? Jeszcze coś innego? Nieładne to wszystko. I bardzo niszczące dla naszego państwa. To trochę tak jakby użyć PKP do transportu żołnierzy na front. A potem - już po wygranej wojnie - odmówić zapłacenia faktury i skazać przewoźnika na bankructwo. Jak nasza kolej zachowa się, gdy nadejdzie kolejna próba?
Z Pocztą problem jest podobny choć nie ma tu jednej konkretnej decyzji od której wywodzą się jej "kłopoty". Ale czy w ogóle można tu mówić o "kłopotach". Czy nie lepiej i mądrzej byłoby uznać, że Poczta to gracz strategiczny konieczny do realizowania witalnych potrzeb rozwiniętego społeczeństwa. Trochę jak publiczna służba zdrowia, którą mieć chcemy i jesteśmy gotowi - jako wspólnota - za to płacić. W formie podatków, składek czy raczej subwencji, to już kwestia sposobu. A nie samego fundamentalnego celu.
Ale najważniejsze jest to, żeby się zastanowić, co będzie jak obu tych graczy zabraknie. Jak wielu zadań polskie państwo nie będzie mogło wtedy realizować? Jak bardzo zapłacą za to obywatele? Albo jak bardzo zaoranie takiego np. PKP Cargo jest niekompatybilne z innymi celami - na przykład z potrzebą uczynienia transportu towarów "czystszym" i "bezpiecznym"? I wreszcie: kto wejdzie w miejsce zaoranej Poczty oraz kolejowego giganta? Kto na tym zarobi? I dlaczego znowu zagranica albo (w najlepszym razie) jednostki?
A nie my wszyscy? Już kiedyś to przerabialiśmy. Nie idźmy znowu tą samą drogą bezsensownych prywatyzacji i wygaszania wspólnego potencjału.
Rafał Woś
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.