Wilko po 97 latach zamyka sklepy. "Brytyjskie Pepco" uwielbiali też Polacy na Wyspach
Wilko, ukochana sieć sklepów zarówno przez Brytyjczyków, jak i Polaków mieszkających na Wyspach, przechodzi do historii. "Brytyjskie Pepco" po 97 latach zamyka ponad 400 sklepów, a 12,5 tysiąca osób pozostanie bez pracy. W Wielkiej Brytanii to sklep z tradycjami, dlatego decyzja o zwinięciu interesu wywołuje niedowierzanie wśród stałych klientów, a brytyjskie media nie przestają pisać o sprawie. Sieć od kilu lat zmagała się z problemami finansowymi, nie pomógł nawet plan naprawczy, a żaden inwestor nie zdecydował się przejąć całej sieci sklepów.
- Wilko po 97 latach zamyka ponad 400 sklepów.
- "Brytyjskie Pepco" było ukochaną rodzinną siecią zarówno Brytyjczyków, jak i Polaków mieszkających na Wyspach.
- Sklep oferował m.in. artykuły gospodarstwa domowego.
- Wilko nie poradził sobie z silną konkurencją, nowymi trendami zakupowymi wśród klienów (zakupy online) oraz problemami finansowymi.
- Sklepy Wilko przestaną istnieć 1 października. Zwolnionych ma zostać ponad 12 tys. pracowników.
Wilko po 97 latach zamyka swoje sklepy - o tej sprawie nie przestają pisać media w Wielkiej Brytanii. Zamkniętych zostanie ponad 400 sklepów, a pracę straci 12,5 tysiąca osób - informuje BBC News. Sklepy mają zostać zamknięte z początkiem października, pierwsze nawet już w ten piątek - podaje brytyjski związek zawodowy GMB.
Sieć sklepów Wilko była ogromna. W 2020 roku dyskont posiadał 419 sklepów w całej Wielkiej Brytanii. W swojej ofercie posiadał sprzęt AGD, chemię domową czy wyposażenie wnętrz. Asortyment był bardzo szeroki - od płynu do naczyń i chemii gospodarczej przez zabawki, artykuły papiernicze, drobną elektronikę aż po meble i farby. Właśnie dlatego Wilko nazywano "brytyjskim Pepco".
Teraz wszystko na to wskazuje, że rodzinna firma Wilko zniknie z brytyjskiego rynku. Żalu nie kryją klienci, pracownicy, jak i brytyjskie media.
Wilko posiadał wierną bazę klientów i to oni najbardziej nie mogą uwierzyć, że stracą sklep, w którym robili zakupy "od zawsze". - Będzie brakować Wilko na rynku, bo oni sprzedawali tanie, drobne rzeczy, których kupno w sieci było nieopłacalne. Tu mogłem kupić pojedynczy kluczyk, od ręki, za funta - relacjonuje "Guardianowi" jeden ze stałych klientów sklepu.
Rozgoryczenia nie kryją też pracownicy, którzy do tej pory nie dostali oficjalnego komunikatu o dalszych losach ich miejsca pracy. - Czuję złość, to nigdy nie musiało się wydarzyć. Moje serce krwawi z powodu wielu wspaniałych klientów i ich zawiedzionych twarzy, które oglądałem przez te ostatnie kilka tygodni - mówi jeden z pracowników Wilko.
Pracownicy wszystkich sklepów Wilko w całej Wielkiej Brytanii pierwsze problemy zaczęli zauważać już na początku stycznia tego roku, kiedy półki zaczęły świecić pustkami, a brakowało nawet podstawowych produktów, które do tej pory oferowała sieć. Klienci już wtedy zaczęli się zastanawiać, czy sklepy idą do zamknięcia. Kupujących jednak już wtedy było coraz mniej, a pierwsze problemy zaczęły się od wybuchu pandemii.
Większość sklepów Wilko do tej pory znajdowało się w dogodnej i atrakcyjnej lokalizacji. Zazwyczaj mieściły się one w centrach miastach i przy dużych ulicach handlowych - wiele sklepów sieć miała np. przy tzw. high streets, czyli głównych ulicach dzielnic. I choć lokalizacje te wydają się atrakcyjne, to od wybuchu pandemii nastąpiła zmiana upodobań konsumentów podczas robienia zakupów.
Klienci coraz chętniej wolą robić zakupy w podmiejskich parkach handlowych o większej powierzchni, przez co to właśnie tam przenoszą się kolejne biznesy. Właściciele Wilko nie chcieli dostrzegać tych trendów.
Obok lokalizacji problemem była także liczba sklepów. - uważa Charles Allen, analityk ds. handlu detalicznego w Bloomberg Intelligence, cytowany przez BBC. Przy jednej ulicy potrafiło znajdować się nawet kilka sklepów Wilko. Właściciele firmy nie chcieli jednak słyszeć o zamknięciu części sklepów, podobnie jak pracownicy, którzy mogliby stracić pracę i klienci, którzy zamiast dwóch dyskontów na swojej ulicy, mieliby tylko jeden.
Do tego dołożyła się silna konkurencja, która inwestowała w swój biznes. Sklepy B&M, Poundland, The Range i Home Bargains często oferowały niższe ceny za te same produkty, ponieważ wysokie koszty utrzymania zmusiły kupujących do szukania okazji.
To wszystko doprowadziło do tego, że w sierpniu tego roku Wilko znalazło się w trudnej sytuacji, a właściciele musieli ogłosić stan upadłości.
Próbowano ratować trudną sytuację dyskontu, mimo, że nie była ona łatwa. Dyskont od lata zmagał się z dużymi stratami oraz brakiem płynności finansowej. Towarów brakowało, bo nie było pieniędzy, kasy świecił pustkami, bo na półkach było coraz mniej produktów, brakowało rąk do pracy, bo w sklepach coraz bardziej redukowano personel - to tylko niektóre problemy, które sprawiały, że sytuacja sieci stawała się coraz trudniejsza.
Dyrektor naczelny Wilko, Mark Jackson, już w sierpniu zapewniał, że robione jest wszystko, aby "przewrócić zaufanie i ustabilizować działalność tego niesamowitego, rodzinnego biznesu", a do firmy wszedł wtedy zarząd komisaryczny.
Ratunkiem miał być miliarder z Kanady Doug Putman, który jest właścicielem największej sieci sklepów z zabawkami w tym kraju - Toys R Us. Biznesmen chciał przejąć nawet 200 z ponad 400 sklepów Wilko. Plan się jednak nie powiódł, bo transakcja miała być nieopłacalna. Przeszkodą okazały się wysokie koszty utrzymania infrastruktury centralnej.
Do gry włączyła się także Grupa Pepco (właściciel marek Pepco i Dealz w Europie oraz Poundland w Wielkiej Brytanii), która porozumiała się z PwC (zarządcą brytyjskiej sieci) i ma przejąć część sklepów Wilko. Mowa o 71 umowach najmu, które miałyby być sfinalizowane wczesną jesienią. Pepco chce dołączyć je do sieci ponad 800 sklepów Poundland.
Swoją propozycję złożył także konkurent Wilko - B&M. Ten jednak chce przejąć tylko 51 sklepów, a nie jest też jasne, czy utrzyma miejsca pracy, a dotychczasowi pracownicy Wilko mieliby pierwszeństwo podczas rekrutacji.
Wszystko to doprowadziło do tego, że na początku października ukochana przez Brytyjczyków sieć sklepów Wilko, prawdopodobnie przestanie istnieć.
- Morale są na najniższym poziomie. Nie mamy jasności, co się dalej wydarzy - powiedział 57-letni James od kilkunastu lat pracujący w Wilko, którego cytują brytyjskie media. Pracownicy dalej nie dostali informacji, co się z nimi stanie.
Tymczasem, jak podaje BBC:
- 124 sklepy Wilko mają zostać zamknięte w dniach 17-21 września,
- działalność centrum dystrybucyjnego zakończy się 15 września,
- a pozostałe 222 sklepy zamkną się 1 października.
Ludzie czują się zawiedzeni przez administrację Wilko. Jak podaje GMB, z centrum dystrybucyjnego już zostało zwolnionych 299 pracowników. W sumie pracę ma stracić nawet 12 500 osób, które do tej pory znajdowały zatrudnienie w sklepach w całej Wielkiej Brytanii. Znalezienie dla nich nowych stanowisk będzie dużym wyzwaniem dla brytyjskiej gospodarki.
Wilko przestanie istnieć po 97 latach. Pierwszy sklep z artykułami gospodarstwa domowego został założony w 1930 roku w Leicester przez Jamesa Kemsey Wilkinsona. Działalność stała się jedną z najszybciej rozwijających się wśród sieci sklepów detalicznych w Wielkiej Brytanii. Wilkinson zarządzął firmą aż do swojej śmierci w 1997 roku, potem biznes przejęli jego spadkobiercy.
Wilko wkroczył w lukę na High Street powstałą po upadku Woolworths pod koniec 2008 roku.
W 2012 roku Wilkinson rozpoczął zmianę marki swoich sklepów na Wilko, a do 2014 roku większość sklepów umieściła nową nazwę na witrynach sklepowych. W 2020 roku w Wielkiej Brytanii było 419 sklepów Wilko, a sieć dawała zatrudnienie 12,5 tysiącom pracowników.