Polacy biją rekordy na L4, wzrasta liczba kontroli. "Każdy może być skontrolowany"
Zwolnienie lekarskie pojawiało się dotąd w tym roku wyjątkowo często. Polacy biją prawdziwe rekordy w pobieraniu L4. Tylko w styczniu i lutym zarejestrowano u nas ponad 5 milionów zaświadczeń o niezdolności do pracy z powodu choroby. Na ich podstawie opuściliśmy przeszło 50 mln dni pracy. Nic dziwnego że firmy coraz częściej zlecają kontrole zwolnień chorobowych pracowników. Eksperci wskazują, że skala nadużyć jest ogromna i zagraża już gospodarce.
- ZUS: w styczniu i lutym Polacy opuścili z tytułu choroby ponad 50 milionów dni pracy (+ 8 proc. r/r)
- W Polsce aktywnych zawodowo jest niemal 15 mln osób
- Conperio: Niemal co trzecie L4 nie powinno było zostać wystawione
- O 55 proc. wzrosła w 2022 r. liczba pojedynczych kontroli L4 zlecanych wyspecjalizowanym podmiotom
- Oszustwa na L4 obciążają całą gospodarkę
Z powodu choroby w styczniu i lutym Polacy opuścili ponad 50 mln dni pracy - w porównaniu z dwoma pierwszymi miesiącami 2022 r. oznacza to wzrost o 8 proc. Liczba wystawionych w tym czasie zwolnień lekarskich wzrosła o 16 proc. r/r. - było ich ponad 5 mln. To bardzo dużo, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że zawodowo pracuje 15 mln Polaków.
- ZUS jest ustawowo zobowiązany do kontrolowania zarówno prawidłowości orzekania o niezdolności do pracy, jak i wykorzystania zwolnień lekarskich. System ubezpieczeń społecznych jest tworzony i finansowany przez obywateli dlatego ZUS, jako instytucja, której powierza się zarządzanie tymi środkami, musi kontrolować zwolnienia. Warto wiedzieć, że nie tylko ZUS dokonuje kontroli. Ma do tego prawo każdy pracodawca, który zatrudnia więcej niż 20 osób. Upoważnieni pracownicy firmy mogą sprawdzić, w jaki sposób pracownik wykorzystuje swoje zwolnienie lekarskie. Taka weryfikacja odbywa się w czasie wizyty w domu zatrudnionego - mówi w rozmowie z Interia Biznes Paweł Żebrowski, rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS).
- W Polsce jest przyzwolenie społeczne na oszukiwanie pracodawcy, w dodatku istnieje ono na wielu poziomach. Jeśli firma ma 1000 pracowników, absencje łatwo ukryć, bo bezpośredni przełożony to często kolega, a 5 pań w dziale HR nie jest w stanie wyłapać nieobecności. Z kolei mały pracodawca - do 21 osób - na pewno dostrzega absencję pracownika, ale nic nie może zrobić, bo prawo nie daje mu możliwości kontrolowania L4. Teoretycznie robi to ZUS, ten jednak chętniej sprawdza emerytów i rencistów, kobiety w ciąży i samych przedsiębiorców - mówi nam Mikołaj Zając, prezes firmy Conperio specjalizującej się w tematach pracowniczej absencji chorobowej.
Zauważa też, że "sądy pracy są bardzo pobłażliwe, a sami pracownicy widzą, że rąk do pracy brakuje i pracodawca pozbędzie się ich tylko w ostateczności".
- W efekcie można unikać realnej pracy nawet przez pół roku i jej nie stracić, za to brać pieniądze. To oczywiście znacznie podnosi koszty firmy czyli pogarsza jej efektywność. Ostatecznym efektem jest jednak większy deficyt ZUS, co powoduje kolejne podwyżki składek, zresztą już dziś mocno uderzają one zwłaszcza w małych przedsiębiorców - ostatecznie zatem fikcyjne L4 podważają sens prowadzenia w Polsce jakiegokolwiek biznesu - mówi Zając.
- Próg absencji naturalnej - liczbę zwolnień chorobowych z prawdziwych powodów - oceniam na 3 w roku. Tymczasem nie brakuje Polaków, którzy mają ich w tym czasie aż 17. Trudno się dziwić, skoro zdarzają się lekarze, którzy potrafią wystawić 160 zwolnień L4 w ciągu miesiąca i to tylko w jednej firmie. Oczywiście bez żadnego badania, bo nie jest nim przecież teleporada. Za każde zwolnienie inkasują do ręki 200-300 zł. Jak ocenić moralność takich ludzi? W tym konkretnym przypadku firma podliczyła swoje straty na 1,5 mln zł w ciągu roku - wskazuje prezes Conperio.
Jak wskazuje Mikołaj Zając, na nieuczciwym wydawaniu L4 korzystają także specjaliści. Niektórzy mają nawet reklamować swoje usługi wydawania zwolnień lekarskich, oferując zniżki. - Mamy też przykład psychiatry, który specjalizuje się w terapii Ukraińców - potrafi ponoć przyjąć 60 pacjentów miesięcznie, choć nic nie wskazuje, by mówił w ich języku. Nawet nasz pracownik dostał SMS z reklamą: "L4 tańsze o 15 proc. na majówkę". Po drugiej stronie mamy pracowników, którzy biorą L4 w jednej firmie, by pracować w innej i uważają się za spryciarzy, bo mają dwie pensje - dodaje Mikołaj Zając.
To, że zdarzają się różne sytuacje na zwolnieniu, potwierdza także ZUS. - Często inspektorzy ZUS przyłapują osobę, która pracuje mimo zaświadczenia lekarskiego. Znam przypadek, kiedy chory ze schorzeniem kręgosłupa dźwigał ze szwagrem szafę po schodach. Albo osoba, która miała problemy z kręgosłupem została przyłapana jak nosiła cegły na budowie domu córki. Pamiętam sytuację, gdzie kobieta na zwolnieniu, pojechała jako opiekunka na wycieczkę klasową swojego dziecka. Podczas kontroli zastano stolarza ze złamaną ręką, który heblował sztachety. Wmawiał, że to najlepsza forma rehabilitacji - wylicza Paweł Żebrowski.
Rekordowy pod względem liczby pobieranych "L4" był już poprzedni rok, gdy w Polsce wystawiono 27 mln zwolnień lekarskich na łącznie 288,8 mln dni. Z danych firmy Conperio, wynika że blisko 30 proc. skontrolowanych zwolnień wykorzystywanych było przez pracowników niezgodnie z przeznaczeniem. Każde "L4" to wymierne straty dla przedsiębiorców, którzy bronią się zlecając więcej pojedynczych kontroli zwolnień chorobowych - w 2022 r. było ich aż o 55 proc. więcej w porównaniu do roku poprzedniego.
- Przywrócenie naturalnego poziomu absencji w przedsiębiorstwie błyskawicznie przekłada się na kondycję finansową firmy. Dostrzegamy coraz większe zainteresowanie pojedynczymi kontrolami zwolnień chorobowych. Chodzi zarówno o weryfikację, czy chorzy prawidłowo korzystali ze zwolnień, jak i sprawdzenie czy wystawione zaświadczenia lekarskie były zasadne. Trend ten będzie w kolejnych miesiącach przybierał na sile, bo pracodawcy pozostawieni są z problemem sami sobie, a liczba kontroli przeprowadzanych przez ZUS jest wysoce niewystarczająca. Owszem, pierwszym impulsem bywa donos innego pracownika, zirytowanego "zaradnością" kolegi - przyznaje Mikołaj Zając.
Jak wskazuje prezes Conperio, na wzrost liczby pobieranych L4 wpłynęły spopularyzowane w okresie pandemii koronawirusa teleporady. Jego zdaniem uproszczenie wskazań lekarzy wydających L4 tą drogą może zmienić sytuację.
- O ile e-recepty i e-skierowania działają prawidłowo, to nie ulega wątpliwości, że na wzrost liczby pobieranych L4 wpływ mają ogólnodostępne teleporady. Dziś prowadzą do ogromnych nadużyć, które należy wyeliminować. Być może rozwiązaniem jest uproszczenie wskazań uzyskiwanych tą droga do np. "1 - chory musi leżeć dla własnego bezpieczeństwa" i "2 - zwolnienie możliwe dopiero po badaniu i sklasyfikowaniu przez lekarza choroby". Sytuacja, w której po prostu logujemy się do internetu, płacimy kartą i dostajemy L4 to patologia, za którą zapłacimy wszyscy. Już płacimy - podsumowuje prezes Conperio.
Do tej kwestii odniósł się rzecznik ZUS. - Wprowadzenie elektronicznych zwolnień lekarskich ułatwiło monitorowanie wystawianie zaświadczeń i samą ich kontrolę. W zasadzie z godziny na godzinę ZUS jest w stanie sprawdzić, ile zwolnień zostało wystawionych i z jakiego powodu. Kontroli podlegają przede wszystkim osoby, które często korzystają z kolejnych krótkotrwałych zwolnień lekarskich od różnych lekarzy albo zwolnień długoterminowych, a także osoby, które kiedyś musiały zwrócić zasiłek, bo korzystały z niego nieprawidłowo. Chcę jednak podkreślić, że w zasadzie każdy może być skontrolowany, ponieważ ZUS typuje do kontroli osoby losowo - przypomina Paweł Żebrowski.
Wojciech Szeląg