Spis treści:
- Ryszard Petru krytykuje projekt ustawy PIP
- Ryzyko dla przedsiębiorców i przewlekłość sądów zagrożą reformie rynku pracy?
- "Komisja Europejska nie wymaga od nas aż tak drastycznych form"
Wtorkowa rozmowa w "Gościu Wydarzeń" dotyczyła między innymi projektu ustawy, która zwiększa uprawnienia Państwowej Inspekcji Pracy i pozwala urzędnikom decydować, czy kontrakty B2B powinny być traktowane jako etaty. Pomysł rządu - jak przekonuje minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk - ma na celu "ucywilizowanie" rynku pracy i ograniczenie tzw. umów śmieciowych, ale budzi kontrowersje w koalicji i wśród przedsiębiorców. To właśnie w tym kontekście Petru ostro skrytykował projekt i sposób, w jaki niektóre sprawy rozstrzyga się w mediach zamiast w rządowym gronie.
Ryszard Petru krytykuje projekt ustawy PIP
Wtorkowa rozmowa w "Gościu Wydarzeń" szybko przerodziła się w ujawnienie gorącego sporu koalicyjnego wokół głośnego planu reformy Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Jednym z tematów poruszonych przez Marcina Fijołka była ustawa zwiększająca uprawnienia Państwowej Inspekcji Pracy, pozwalająca urzędnikom decydować, czy kontrakty B2B powinny być traktowane jako etaty. Dla Ryszarda Petru to rozwiązanie jest ryzykowne i groźne dla przedsiębiorców.
"Uważam, że w rządzie można być dużo bardziej skutecznym, niekoniecznie tak konfrontacyjnym. Dogadywać się nie za pomocą mediów, tylko na spotkaniach liderów koalicji" - tłumaczył, wyraźnie krytykując sposób prowadzenia sporów w koalicji.
Nie szczędził ostrych słów wobec samej konstrukcji ustawy. "To jest komunistyczne rozwiązanie, w którym urzędnik jest panem i władcą, decydującym, kto ma jaką formę pracy" - powiedział, wskazując, że w praktyce oznacza to możliwość nakładania zaległych składek i ekwiwalentów urlopowych z mocą wsteczną. "To może dobijać firmy, zanim jakikolwiek sąd cokolwiek rozstrzygnie" - wyjaśniał swoje obawy i zastrzeżenia do propozycji zmian polityk.
Dziennikarz zapytał, czy Ryszard Petru uważa Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk za komunistkę. Polityk Polski2050 stwierdził, że powiedział jedynie, że minister zaproponowała komunistyczne rozwiązanie.
Ryzyko dla przedsiębiorców i przewlekłość sądów zagrożą reformie rynku pracy?
Ryszard Petru w kontekście planowanych zmian i potencjalnych nowych spraw sądowych dotyczących udowadniania, że dana umowa jest albo nie jest umową o pracę, podkreślał długotrwałość polskich postępowań sądowych. "Przedsiębiorca najpewniej upadnie, a dopiero po czterech, sześciu latach może wygrać proces. Ale firmy już wtedy nie będzie" - mówił.
Zwracał uwagę na skomplikowane przypadki, np. lekarzy czy informatyków pracujących w kilku miejscach jednocześnie, które trudno ocenić administracyjnie. Jego zdaniem kluczowe jest, by ciężar dowodu spoczywał na urzędzie, a nie na przedsiębiorcy.
W kontekście koalicyjnym Ryszard Petru zaznaczył, że jego stanowisko nie jest odosobnione. Podobne stanowisko prezentować ma Władysław Kosiniak-Kamysz, który także nie akceptuje ustawy w obecnej formule. "Żałuję, że nie jest wysłuchany głos przedsiębiorców" - dodał we wtorkowym "Gościu Wydarzeń".
"Komisja Europejska nie wymaga od nas aż tak drastycznych form"
Prowadzący poruszył również kwestie wymogów Komisji Europejskiej. Ryszard Petru odpowiedział, że dyrektywy można implementować w różny sposób, a inne kraje stosują łagodniejsze modele. "Komisja Europejska nie wymaga od nas aż tak drastycznych form" - zapewniał.
Jako alternatywę zaproponował model, w którym to urzędnik musi udowodnić nieprawidłowości, a przedsiębiorca ma szansę na obronę. Taki mechanizm, jego zdaniem, chroni rynek przed "niepotrzebnym paraliżem" i pozwala zachować cywilizowaną procedurę.
Ostatecznie wtorkowa rozmowa pokazuje, że spór wokół projektu PIP nie jest jedynie teoretyczną dyskusją prawną. Chodzi o realne konsekwencje dla przedsiębiorców i o sposób prowadzenia polityki w koalicji. Ryszard Petru jasno daje do zrozumienia, że Polska 2050 chce działać jako hamulec wobec pomysłów, które jego zdaniem są nieprzemyślane lub groźne dla rynku.
Agata Siwek











