Kiedyś rewolucyjną zmianą był internet. Dziś to jak prąd w gniazdku. Chociaż i z jednym, i z drugim są trudności. Ostatnio nawet wszystko wskazuje na to, że więcej problemów ludzkość będzie miała z tym prądem, niż z bardziej wyrafinowanymi dobrami technicznymi.
Ale obok tego funkcjonuje masa wydarzeniowych tematów pozbawionych jakiejkolwiek doniosłości. Nie chodzi mi o wiadomości o tym, co ma wymiar osobisty - choć mogą one zaistnieć, jeśli umiejętnie zaprezentowane, jako inspirujące dla innych ludzi. Na przykład to, że można oderwać się od tego wszystkiego, niekoniecznie od razu wyjeżdżając w Bieszczady, lecz wychodząc na chwilę do ogrodu lub do parku, w celu nierobienia tam niczego.
Są też tematy czy informacje aspirujące do ważności, które przez samych propagatorów są zagłaskiwane, umniejszane, dewaluowane. Na przykład informacje czy opowieści o spółkach giełdowych lub mówiąc szerzej, wszelkich inwestycjach finansowych. Technologie komunikacyjne dały narzędzia do upowszechniania takich opowieści. Ale sposób korzystania z nich jest często kontrproduktywny - jeśli za cel uważać to, że ludzie "powinni" zrozumieć, że dana inwestycja jest interesująca (by użyć w miarę neutralnie brzmiącego przymiotnika).
W dziedzinie twórczości literackiej zasada jest prosta. Jak najmniej przymiotników. Autor, jeśli chce, by jego dzieło trafiło do rzeszy odbiorców, musi dać czytelnikowi przestrzeń dla jego własnego odczuwania. Dla uruchomienia wyobraźni. Dla, mówiąc jeszcze inaczej, przeżycia. Wtedy powstaje dzieło twórcze. Przymiotniki, komunikujące to, co czytelnik ma przeżyć, duszą w zarodku szansę na jego własne doświadczanie.
Dziś wszystko jest zależnością
Pieniądze lubią ciszę? Już nie. Nie sposób sobie wyobrazić, że inwestycje finansowe będą otoczone mgłą tajemnicy i niedostępności. Przeciwnie, zdaliśmy sobie sprawę z tego, że rozmowa na te tematy jest niezbędna dla edukacji finansowej. Choć innym zagadnieniem jest podejmowanie rzeczywistych decyzji inwestycyjnych, których trafność niekoniecznie jest funkcją poziomu wiedzy finansowej na temat tego czy innego instrumentu finansowego, w który można by włożyć pieniądze. Tu raczej przydaje się rozumienie tego, jak funkcjonują rynki finansowe, a więc na przykład wpływu na nich wydarzeń i procesów politycznych czy geopolitycznych. A także emocji - czasem zintegrowanych z geopolityką, czasem będących w luźniejszych z nią związkach. Inwestowanie z sukcesem to nie wiedza o tym, jak założyć rachunek inwestycyjny i u którego brokera.
Ale zarazem stosowanie zasady przeszczepionej z literatury miałoby sens. A więc zasady, że gdy mówimy pozytywnie o inwestycji, a zwłaszcza o emitencie czy sprzedawcy produktu finansowego, to nie używamy słów zaczynających się na "naj". I słów-wykrzykników, że coś jest wyjątkowe, wybitne, świetne.
Miałoby to nawet uzasadnienie merytoryczne. Dziś wszystko jest zależnością, nie ma rzeczy absolutnie korzystnych czy "najlepszych". Nawet Nvidia, przełamująca wyobrażenia o tym, ile może być warte jedno przedsiębiorstwo, znajduje się w sieci zależności. Dziś powodują one wywindowanie wartości tej firmy do niebotycznych wysokości. Co będzie, gdy te zależności się zmienią? Będzie warta jeszcze więcej czy o wiele mniej niż dzisiaj?
My dołożyliśmy głównie internet
Umiarkowany język odzwierciedla więc prawdziwą mechanikę rynków finansowych. I to jest siła powodująca refleksję u odbiorcy. Mniej bombastyczności pozwala zaistnieć również efektowi dobrej literatury, czyli zrodzić autentyczne zaciekawienie. Bo kreuje przestrzeń, do wypełnienia której własnym działaniem mogę się poczuć zachęcony. Na styku tych wzajemnie równoważących się sił, gdzie w końcu jedna z nich uzyska lekką przewagę, mogą powstawać naprawdę dobre decyzje.
Albo też jakiekolwiek decyzje. Bo mówienie o tym, że wszyscy są najlepsi i wyjątkowi powoduje banalizację przekazu, a więc jego nieskuteczność. Mnie chyba najbardziej nużą banały o tym, że jakiś start-up dokonał czegoś niesamowitego, bo dostał pieniądze od inwestorów. Mniejsze czy większe są to pieniądze, ale zawsze imponujące… Oczywiście tę banalizację stwarza kultura autoprezentacji, mediów "społecznościowych", konferencji poświęconych komplementowaniu, i tak dalej.
W sumie to dochodzę do wniosku, że naprawdę wszystko co można powiedzieć na temat harmonii i cnoty - również w inwestowaniu i w opowiadaniu o pieniądzach - wymyślili już starożytni Grecy. My dołożyliśmy do tego głównie internet.
P.S. A tytuł felietonu wcale nie jest clickbajtowy. Nie zdziwiłbym się bowiem bardzo, gdyby Unia Europejska wymyśliła kiedyś, że w kontekście mówienia o inwestycjach finansowych nie wolno używać przymiotników o pozytywnej konotacji. A także przysłówków.
Ludwik Sobolewski
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.














